Rozmowa z nowym bramkarzem Lecha Poznań Waldemarem Piątkiem

Bramkarz Waldemar Piątek to nowy nabytek Lecha Poznań. Jest młodszy od Norberta Tyrajskiego - ma 24 lata (Tyrajski - 28), ale rozegrał więcej spotkań w ekstraklasie od dotychczasowego bramkarza "Kolejorza" (36 spotkań, a Tyrajski - 30). Piątek grał dotąd w barwach Wisłoki Dębica i KSZO Ostrowiec. Uchodzi za łowcę rzutów karnych - obronił już trzy. Do Lecha przyszedł na zasadzie wolnego transferu - jego kontrakt z KSZO został rozwiązany przez PZPN.

Maciej Henszel: Dlaczego zdecydował się Pan na grę w Lechu Poznań?

Waldemar Piątek: - Ten klub był najbardziej konkretny w rozmowach ze mną. Szybko złożył mi ofertę, a ponieważ warunki mi odpowiadały, podpisałem w Poznaniu dwuletni kontrakt.

Można zatem powiedzieć, że "Kolejorz" ubiegł dwa czołowe kluby ekstraklasy - Legię Warszawa i Wisłę Kraków, które także były zainteresowane zatrudnieniem Pana?

- To były bardziej spekulacje dziennikarskie niż konkretne propozycje ze strony Legii i Wisły. Ja mogę powiedzieć, że żadnych rozmów czy negocjacji z przedstawicielami tych klubów nie prowadziłem.

Kiedy Lech pierwszy raz zgłosił się do Pana?

- Całkiem niedawno. Chyba pod koniec poprzedniego tygodnia pierwszy raz działacze Lecha kontaktowali się ze mną telefonicznie.

Był to zatem błyskawiczny transfer!

- Tak. Już dwa, czy trzy dni po pierwszym telefonie byłem w Poznaniu, by sfinalizować moją umowę z Lechem. Po prostu długo się nie wahałem. Podobała mi się wizja przeprowadzki do Poznania. Tęsknię już za występami w ekstraklasie.

Nic nie stało na przeszkodzie, aby występować w I lidze w barwach KSZO. Wybrał Pan jednak z kolegami inną drogę. Dlaczego?

- Na temat klubu z Ostrowca Świętokrzyskiego wolę się w ogóle wypowiadać, bo nie chcę się niepotrzebnie denerwować. To dla mnie zamknięty rozdział kariery piłkarskiej. Proszę mnie nie męczyć pytaniami o drużynę KSZO. Chcę o niej zapomnieć. Marzę o tym, aby odbudować się psychicznie i wrócić szybko do gry w ekstraklasie.

Już pierwszy trening w Poznaniu pokazał jednak, że kondycyjnie nie jest Pan jeszcze gotowy do gry. Zaległości treningowe widać gołym okiem.

- To prawda. Ani kondycyjnie, ani psychicznie nie jestem jeszcze gotowy do rywalizacji w ekstraklasie. Na razie powolutku wchodzę w trening, zajmujący się bramkarzami w Lechu Zbigniew Pleśnierowicz bardzo ostrożnie dozuje mi dawki. Zbyt dużo intensywnych zajęć może bowiem spowodować jakiś niepotrzebny uraz, a tego bardzo bym nie chciał. Mam jednak nadzieję, że w końcówce sezonu dostanę szansę pokazania się poznańskim kibicom. Wszystko będzie jednak uzależnione od tego, w jakiej będę formie.

Podobno na pierwszym spotkaniu z trenerem Bohumilem Panikiem zapowiedział Pan, że nie wyobraża sobie, aby nie był pierwszym bramkarzem w Lechu. Czy to prawda?

- Na pewno nie użyłem zwrotu "nie wyobrażam sobie". Powiedziałem tylko, że jestem przygotowany do rywalizacji o miejsce w podstawowym składzie. Wiem doskonale, że teraz numerem 1 w poznańskiej bramce jest Norbert Tyrajski. Mogę jednak spokojnie z nim podjąć walkę. Obu nam to przecież wyjdzie tylko na dobre, bo będziemy przy okazji podnosić swoje umiejętności. Póki co jednak potrzebuję jeszcze kilku tygodni, by być równorzędnym partnerem dla Tyrajskiego.

Niemal w każdym "Skarbie Kibica" podawany jest w Pana przypadku inny wzrost. Ile dokładnie Pan mierzy?

- 184 centymetry.

To niewiele, jak na bramkarza. Nie brakuje Panu kilku centymetrów, by dobrze grać?

- Może rzeczywiście mógłbym mieć 2-3 centymetry wzrostu więcej. Na pewno jednak nie chciałbym mierzyć 2 metry, to zdecydowanie za dużo. Natura obdarzyła mnie takim wzrostem i nic już na to nie poradzę. Brak tych kilku centymetrów nadrabiam skocznością - to mój duży atut.

Od samego początku kariery był Pan bramkarzem?

- Tak jest. W drugiej klasie szkoły podstawowej trafiłem do Wisłoki Dębica i od początku stałem w bramce. W Dębicy zaliczyłem pięć sezonów w III lidze, później na 2,5 roku przeniosłem się do KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Teraz jestem w Poznaniu. To mój trzeci klub.

Jakiś czas temu Pana grą interesowali się trenerzy kadry narodowej. Żałuje Pan straconej szansy?

- Na pewno. Gdy grałem w KSZO, czułem, że jestem naprawdę blisko gry w reprezentacji Polski. Ta szansa jednak oddaliła się. Chcę ją odzyskać i dlatego chcę jak najszybciej wrócić do gry w ekstraklasie. Najtrudniejszy jest jednak pierwszy krok, a jest to wygranie rywalizacji z Norbertem Tyrajskim w klubie. Później dopiero będzie można myśleć o reprezentacji.

Czy może Pan już występować w drużynie Lecha?

- Na razie nie. Co prawda, mój kontrakt z KSZO został już rozwiązany i na dodatek tej decyzji została nadany rygor natychmiastowej wykonalności. Dzięki temu mogę trenować w innym klubie. Ciąży na mnie jednak nadal dyskwalifikacja nałożona przez poprzedni klub.

Kiedy zostanie odwieszona?

- W poniedziałek skierujemy moje pismo do PZPN z prośbą o zawieszenie dyskwalifikacji. Działacze Lecha obiecali mi, że najpóźniej we wtorek powinienem zostać zatwierdzony do gry w poznańskim klubie.

Copyright © Agora SA