Śląsk Wrocław - Vive Kielce 32:42 (14:23)

Tego się nikt nie spodziewał. Piłkarze ręczni Vive mieli mieć ciężką przeprawę we Wrocławiu, a tymczasem byli o klasę lepsi od Śląska. Zagrali kapitalny mecz i wygrali w środę 42:32

Na środowy pojedynek ze zniecierpliwieniem czekała nie tylko kielecka drużyna. Na Śląsk liczyła Wisła Płock. Zwycięstwo gospodarzy praktycznie przesądzałoby, że tytuł mistrza Polski pozostanie w Płocku. Pewnie dlatego na trybunach wrocławskiej hali Orbita był członek zarządu Wisły do spraw piłki ręcznej Wisły, Marek Woliński.

Zadowolony mógł być tylko przez pierwsze minuty. Tyle czasu gospodarze walczyli z Vive jak równy z równym - w 6. minucie po golu Krzysztofa Lijewskiego było jeszcze 4:2 dla Śląska. Dopingowani przez niewielką, ale głośną grupę kibiców Vive włączyło najwyższy bieg. Tak grającej kieleckiej drużyny dawno nie widziano. Kapitalna obrona, świetne kontry, atomowe rzuty z dystansu Karola Bieleckiego, doskonała gra Roberta Nowakowskiego, Radosława Wasiaka, Andrzeja Bystrama, Pawła Sieczki. Trzeba by wymienić całą kielecką drużynę, bo na pochwałę zasłużyli wszyscy. Goście walczyli niesamowicie, byli ogromnie zdeterminowani. Inna sprawa, że Śląsk grał fatalnie. Zwłaszcza w obronie, którą kielczanie pokonywali, jak chcieli. W ataku natomiast defensywa Vive nie pozwoliła rywalom na nic. Maciej Dmytruszyński był bezradny, słabo spisywał się też Michał Kubisztal, zaś Krzysztof Lijewski jest jeszcze za mało doświadczony, by dać sobie radę z tak twardą obroną. Jedynie na kole Mirosław Gudz próbował zdobywać gole. Wściekłemu trenerowi Jerzemu Klempelowi nie pomógł nawet czas. W 12. minucie Vive wygrywało tylko 8:6, a w 15. aż 13:6. Trudno w to uwierzyć, ale po kwadransie było po meczu. Tym bardziej że kielczanie nie zamierzali zwalniać tempa. Nie przeszkodził nawet obroniony przez Pawła Rydza rzut karny Bieleckiego. Dobrze bronił Bernacki, a kontry kielczan były zabójcze. W 22. min po golu świetnie spisującego się Wasiaka było 16:8, za chwilę rzut karny Michała Salamiego obronił Bernacki, a Bielecki doprowadził do wyniku 19:10. Minutę przed przerwą kolejną kontrę bramką zakończył Bystram i było 22:12! Wcześniej na rzut karny wyszedł tylko Filip Kliszczyk, bo nie było potrzeby, by wracający do zdrowia po kontuzji kielecki rozgrywający musiał pomagać kolegom z drużyny.

- Słyszeliśmy, że odkąd Śląsk nie gra już o nic, zeszło z nich powietrze. Nie sądziłem jednak, że będą grali tak słabo - mówił później Radosław Wasiak, kapitan kielczan.

Dlatego w drugiej połowie nic już nie mogło się stać. Gospodarze nie mieli atutów, by toczyć równorzędną walkę z Vive. Tym bardziej że kielczanie nadal grali bardzo dobrze. Vive utrzymywało przewagę i kontrolowało grę. Trener Aleksander Malinowski mógł zmieniać ustawienia, na kilka minut do ataku wszedł Kliszczyk. A wtedy, gdy Śląsk odrobił nawet przewagę do pięciu goli (46. - 25:30), goście w kilkadziesiąt sekund zdobyli trzy gole z rzędu. Kielczanie mogli pozwolić sobie na efektowne wrzutki. W Śląsku rozegrał się nieco Dmytruszyński, jednak sam niewiele mógł zrobić. Pięć minut przed końcem Gudz złapał za rękę kontrującego Łukasza Janysta i dostał czerwoną kartkę. Chwilę wcześniej po efektownej akcji Bystrama z Pawłem Sieczką ten ostatni doprowadził do stanu 38:27. - Wirtuozi - skomentował grę kielczan wrocławski kibic.

- To fantastyczne - ocenił grę Vive prezes kieleckie klubu Bertus Servaas, który z rodziną przyjechał do Wrocławia, przerywając urlop na Mazurach. - Zagraliśmy świetnie w obronie. Dawno tak dobrze nie zagraliśmy. Fajnie jest tu wygrać - dodał Paweł Sieczka, który w poprzednim sezonie był zawodnikiem Śląska.

Kielczanie wygrali we Wrocławiu pierwszy raz od ponad czterech lat, ale to zwycięstwo może być jednym z ważniejszych w historii klubu. Zaskakujące są natomiast jego rozmiary, bo tak dużej różnicy wyniku między tymi ekipami, chyba jeszcze nigdy nie było.

W sobotę z Zagłębiem

30. kolejkę ekstraklasa piłkarzy ręcznych rozegra już w sobotę. O godz. 17 kielczanie rozpoczną we własnej hali mecz z najsłabszą drużyną pierwszej szóstki Zagłębiem Lubin. - To wcale nie znaczy, że rywale przyjadą do nas po, by wysoko przegrać. Na pewno jesteśmy faworytem, ale na każdego przeciwnika musimy uważać - twierdzi Radosław Wasiak. Kielczanie wygrali z Zagłębiem wszystkie trzy pojedynki w tym sezonie, w tym dwa bardzo wysoko: u siebie 26:15 i na wyjeździe 34:24. Miesiąc temu drużyna z Lubina postawiła kielcznom wysokie warunki, ale ci wygrali 30:27.

Gra Zagłębia opiera się głównie na Grzegorzu Gowinie - wypożyczony z Vive rozgrywający jest siódmym strzelcem ekstraklasy ze średnią blisko sześciu bramek na mecz. Gwiazdą jest także Mariusz Jurkiewicz. O młodzieżowego mistrza Europy starają się ponoć kluby niemieckie i hiszpańskie, ale w listopadzie w Kielcach doznał skomplikowanego złamania ręki i w tym sezonie już nie zagra.

W środę lubinianie przegrali u siebie z Wisłą Płock 26:35, a w pojedynkach drużyn walczących o medale wygrali tylko jeden mecz (we Wrocławiu ze Śląskiem 25:33) i jeden zremisowali (u siebie z MMTS Kwidzyn 27:27). W sobotę w Kielcach także będą mieli nikłe szanse na poprawienie tego dorobku.

ŚLĄSK WROCŁAW - VIVE KIELCE 32:42 (14:23)

Śląsk: Banisz, Rydz, Ciechanowicz - Dmytruszyński 9 (2), Gudz 6, Lijewski 4, Wardziński 4, Gliński 3, Salami 3, Kubisztal 2, Lewicki 1, Bąblewski, Nowak. Vive: Bernacki, Tkaczyk - Bielecki 10 (2), Nowakowski 9, Wasiak 7, P. Sieczka 6, Bystram 5, Litowski 3, Janyst 1, Kliszczyk 1 (1), Grabarczyk, Zydroń, J. Sieczka. Sędziowali: Leszek i Arkadiusz Sołodkowie (Warszawa). Kary: 6 i 4 minuty. Czerwona kartka: Gudz (55. - brutalny faul). Widzów: ok. 200.

Pozostałe mecze:

O miejsca 1-6.: Wisła Płock - Warszawianka, MMTS Kwidzyn - Śląsk Wrocław; 7-12.: Olimpia Piekary Śląskie - MOSiR Zabrze, Wybrzeże Gdańsk - Chrobry Głogów, Anilana Łódź - AZS AWF Warszawa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.