Quinton Hosley: Zależy mi, by wygrać te finały!

Dawno nie widzieliśmy po meczu tak wyluzowanego Quintona Hosleya - uśmiechnięty, cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania. Amerykanin miał powody do zadowolenia. Ponownie był wyróżniającym się graczem Stelmetu Zielona Góra - rzucił 16 punktów, zebrał 5 piłek, 3 przechwycił i 4 stracił, za co miał do siebie pretensje.

Kosma Zatorski: 82:78. Udało się wam wygrać z Turowem Zgorzelec po raz trzeci z rzędu. To było najtrudniejsze spotkanie tej serii?

Quinton Hosley, skrzydłowy Stelmetu: Wiedzieliśmy, że tak będzie. Oni walczyli o swoje przetrwanie w serii, spodziewam się, że niedzielny mecz będzie dla nas jeszcze trudniejszy. Musimy być więc gotowi na niedzielę, bo łatwo nie będzie.

Prezes Rafał Czarkowski jeszcze w Zgorzelcu powiedział, że w finałach własny parkiet tak naprawdę nie ma większego znaczenia, bo Stelmetowi gra się dobrze w Zgorzelcu, Turowowi z kolei w Zielonej Górze. Dzisiejszy mecz był jakby udowodnieniem tej tezy. Uważasz, że Turów rzeczywiście u nas gra lepiej niż u siebie?

- Myślę, że po prostu dobrze wykorzystali czas, który mieli na przygotowanie się do trzeciego meczu. Obejrzeli wideo, zauważyli swoje błędy i dokonali usprawnień w swoim systemie. Teraz to my musimy zrobić to samo. Mamy jeszcze trochę czasu do niedzieli. Na pewno obejrzymy jeszcze raz ten mecz i wyciągniemy z niego wnioski. Finały są jak gra w szachy.

Wróćmy jeszcze do spotkania nr 3. W trzeciej kwarcie przycisnęliście zgorzelczan w obronie. Graliście świetnie i zanotowaliście moment gry wygrany 12-0.

- To był świetny fragment naszej gry. Potrzebowaliśmy tego. W finałach do tej pory bardzo dobrze grywaliśmy w trzeciej kwarcie. Oczywiście lepiej byłoby, gdybyśmy z taką intensywnością grali od samego początku spotkania.

Po tym wspaniałym fragmencie wydawało się, że wszystko jest już przesądzone. Wtedy to jednak Turów rzucił 14 punktów z rzędu i nie pozwolił wam na zdobycie żadnego. Co się stało?

- Myślę, że zdobyli kilka łatwych punktów z rzędu po kontratakach, po naszych błędach. Sam w tym fragmencie miałem straty. Do tego doszło kilka gwizdków, z których nie byłem zadowolony. Ale sędziowie to ludzie, im też zdarzają się błędy. Na szczęście końcówka spotkania należała już do nas.

Po raz pierwszy zagraliście w tym sezonie przy komplecie publiczności. W hali było naprawdę głośno. Podobało ci się?

- Było wspaniale. Kocham, gdy jest tak głośno. Mam nadzieję, że kibice tak samo mocno będą dopingowali nas w niedzielę.

Chyba najfajniej byłoby już wtedy skończyć serię?

- Pewnie, że tak. To na pewno nie będzie łatwe spotkanie, ale musimy pozostać skoncentrowani. Ja nie chcę już wracać na ich teren. Mamy wielką okazję, aby w niedzielę dokończyć ten biznes.

Wygląda na to, że wyrastasz na murowanego kandydata do nagrody MVP finałów. Chciałbyś zdobyć to wyróżnienie czy mocno ci na tym nie zależy?

- Nie obchodzi mnie za bardzo, komu dadzą tę nagrodę. Zależy mi jednak, by wygrać te finały.