Czarni Słupsk - Legia Warszawa 91:66

Czarni pokonali Legię i mimo, że przegrywali po dwóch kwartach sensacja w Słupsku była wykluczona. Pierwszy mecz drugiej rundy rozgrywek PLK w grupie zespołów z miejsc od 6 do 12 obejrzało w Słupsku 1500 widzów, mimo skoków Małysza i z pozoru mało atrakcyjnego rywala.

Legia pokazała atut, który w Słupsku już kibice widzieli - ambicję. Ale widać też postęp w grze drużyny trenera Jacka Gembala. - Nie przegraliśmy 40 pkt. jak ostatnio, ale nieco ponad 20 - żartobliwie podkreślił progresję trener warszawskiej drużyny.

Legia wydaje się jednak rzeczywiście mocniejsza. Wygrała pierwszą kwartę dzięki świetnej skuteczności w ataku. Nawet z trudnych pozycji goście trafiali do kosza, ale przy biernej postawie słupszczan, którym w pierwszych 20 minutach ciężko było wykrzesać z siebie szczególną mobilizację. W Legii znowu budziła respekt gra Andrieja Sinielnikowa (11 asyst, 13 punktów). Oglądając popisy 38-letniego rozgrywającego trudno sobie nie zadać pytania czy równie fantastycznie spisywałby się w jakimś klasowym zespole. Efektowne podania, znakomite minięcia, bardzo dobry przegląd gry. Sinielnikowowi zdarzyło się kilka razy ośmieszyć młodszych kolegów ze słupskiej drużyny. Oczywiście wraz z upływającymi minutami Białorusin słabł i musiał coraz częściej odpoczywać, bo liczba jego strat niebezpiecznie zbliżała się do liczby asyst. Ale i tak spędził na parkiecie 36 minut.

Jeszcze do przerwy goście prowadzili 47:42, ale chyba nikt nie wierzył, że Legia może wygrać ten mecz. Początek trzeciej kwarty rozpoczął się od "otwarcia" gospodarzy wynikiem 16:0 i wszelkie nadzieje na niespodziankę prysły. Wiele akcji Słupszczanie kończyli efektownym wsadami i szybkim kontrami. - Zespół nie trenował. W komplecie spotkaliśmy się we czwartek - tłumaczył po meczu trener Tadeusz Aleksandrowicz. - Świeżość po przerwie w treningach pozwala na taką efektowną grę, ale to starczy na 3-4 tygodnie. Jak się nie jest "w treningu", za miesiąc zespół padnie. Dlatego od poniedziałku wracamy do intensywnej pracy.

W drugiej połowie Legia już nie istniała (tylko 19 punktów). Miała kłopoty nie tylko ze szczelniejszą defensywą Czarnych, ale zupełnie zawodziła w obronie. - Mam żal, że zawodnicy nie wracali do obrony, a Czarni za łatwo zdobywali punkty po kontrach - ocenił trener Gembal.

Gospodarze starali się wyłączyć z gry Kamila Sulimę, który w nowej Legii z meczu na mecz bije strzeleckie rekordy. Z zadania tego bezbłędnie wywiązał się Rafał Frank. Nie tylko dwukrotnie efektownie zablokował rywala, ale dynamicznymi akcjami w ataku zmuszał go do popełniania błędów w obronie i ratowania się faulami. Kolejny "mocny statystycznie" mecz rozegrał Przemysław Frasunkiewicz powołany do zespołu Północy na mecz gwiazd PLK (obok innego gracza Czarnych Zbigniewa Białka). Prawie 90-procentowa skuteczność w rzutach za dwa punkty, sześć zbiórek, siedem asysty i tyleż przechwytów to dorobek słupskiego skrzydłowego. Niestety, Frasunkiewiczowi, podobnie zresztą jak ostatnio całej drużynie Czarnych zupełnie przestały wychodzić rzuty z dystansu.

Czarni Słupsk - Legia Warszawa 91:66.

Kwarty: 18:28, 24:19, 28:9, 21:10

Czarni: Augenijus Vaskys 10(2), Andriej Krivonos 8(1), Przemysław Frasunkiewicz 16, Zbigniew Białek 7(1) Tomasz Cielebąk 9 oraz Lee Shell Wilson 12, Rafał Frank 21, Przemysław Hajnsz 6, Dariusz Cywiński 2, Piotr Nosewicz 0.

Legia: Andriej Sinielnikow 13(1), Kamil Sulima 14(1), Tomasz Lipiński 4, Grzegorz Malewski 10(2), Bartłomiej Błaszczyk 8 oraz Karol Dębski 11 (3), Wojciech Leśniak 4, Michał Kuraś 2, Tomasz Malinowski 0

Gracz meczu: Rafał Frank, za waleczność

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.