Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Łukasz Kruczek: W tej chwili tak, to piękna chwila, wszyscy jesteśmy niesamowicie szczęśliwi, ale w tym momencie marzenia sięgają wyżej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pamiętamy, jak trudne momenty przeżywaliśmy na początku tego sezonu i widzimy, dokąd teraz udało się dojść.
- Były, ale głównie z ustawieniem belki. Zamieszanie było tak ogromne, że aż wszyscy trenerzy przestali się w tym łapać. Z belką graliśmy tak jak inni skoczkowie z czołówki, czyli też zeszliśmy z 21. na 19. W poniedziałek na treningach Kamil skakał dokładnie z tego rozbiegu i fruwał daleko, więc wiedziałem, że sobie poradzi.
- Nie wolno pisać scenariusza przed konkursem. Mówiłem wcześniej, że Kamil zawsze był tutaj w czołówce. Scenariusz konkursu ułożył się dla nas korzystnie. Kamil miał wolę walki, skakał dobrze od pierwszego treningu, a my dobrze poukładaliśmy konkurs taktycznie i stąd zwycięstwo. Obydwa skoki były dobre.
- Zaraz po skoku, Kiedy zobaczyłem w telewizorze, że przeskoczył niebieską linię to już było dla mnie wszystko jasne. Ale i tak musiałem zaczekać aż na tablicy wyników faktycznie pokaże się cyfra z numerem jeden.
- Była, ale szybko minęła, bo jest tak wielkie zamieszanie, że nie idzie się ogarnąć.
- Było w tym wszystkim wiele ryzyka, ale te pierwsze razy okazały się w Predazzo skuteczne.
- To też było istotne, bo wtedy skacze się inaczej, niż kiedy wszystko jest na ostrzu noża. Nie słyszałem jego deklaracji, ale miał dużo pewności siebie. W niedzielę rano, po skoczni normalnej, powiedziałem, że wszystko jest opanowane i idziemy dalej. Doszliśmy.
- Jest w tym jakaś symbolika. Po dziesięciu latach, po równej dekadzie, Polak znowu jest mistrzem świata. Predazzo znowu zdobyte. Może dobrze, gdyby częściej organizowali tutaj mistrzostwa.
- Większą było odbudować go po bardzo słabym początku i przed zawodami w Engelbergu tuż przed Bożym Narodzeniem. Przeżywaliśmy ciężkie momenty, szczególnie w pierwszym okresie sezonu. Wtedy, na przełomie listopada i grudnia wszystko się urodziło. I Kamil, i ta silna drużyna, którą dziś mamy. To powstało w tych ciężkich momentach, kiedy po fatalnym występie w Kuusamo zamknęliśmy się w pokoju i powiedziałem zawodnikom, że jeśli ja jestem problem, to jestem gotowy zrezygnować.
- Jeszcze nie, ale one na pewno przyjdą. U góry, zaraz po lądowaniu Kamila, skakałem z radości. Bo to rzeczywiście było coś wymarzonego. Tytuł mistrza świata jest marzeniem dla każdego trenera. A kiedy dodatkowo przychodzi po trudach, z dodatkowym bagażem zdobyczy adamowych, z którym chcąc nie chcąc ciągle się mierzymy, to ta chwila musi być piękna. Kamil i Adam to całkiem inni zawodnicy, inne charaktery, inna technika. Nie do porównania.