Stanew: Ciężko mi odchodzić

Bardzo ciężko odchodzić. Gdybym miał 23 lata, to pewnie zostałbym w Legii - mówi Radostin Stanew, który chce odejść do Szinnika Jarosław. Ma kontrakt ze stołecznym klubem do końca 2005 roku, ale jest tam klauzula, że może zmienić klub, jeżeli nabywca zaoferuje za niego co najmniej 230 tysięcy euro. Szinnik chętnie by zaoferował

Mimo że Bułgar ma kontrakt ze stołecznym klubem ważny do końca 2005 roku, to jest w nim klauzula, że może zmienić barwy, jeżeli inny klub zaoferuje za niego co najmniej 230 tysięcy euro. Szinnik jest gotów zaoferować taką kwotę. Wczoraj na oficjalnej stronie internetowej rosyjskiego klubu napisano już, że w godzinach wieczornych przyjedzie bramkarz Legii Radostin Stanew, który w najbliższych dniach podpisze kontrakt. - Był z nami na kolacji w Larnace, więc nie sądzę, żeby złapał jakiś nocny samolot do Moskwy. Czy w czwartek wraca z nami do Warszawy? Jak nie zgubi się po drodze na lotnisko, to będzie na Okęciu - mówił wieczorem trener legionistów Dragomir Okuka.

Bułgarski golkiper podczas ubiegłorocznych zgrupowań mieszkał w pokoju zazwyczaj z Siergiejem Omieljańczukiem. Kiedy Białorusin nieoczekiwanie odszedł do Arsenału Kijów (Legia wciąż czeka na pieniądze z tego transferu. Część z nich ma być przeznaczona na wypłatę zaległych kontraktów) Stanewowi "w spadku" dostał się Ajazdin Nuhi, którego tej zimy Legia za darmo wypożyczyła z Partizana Belgrad. W styczniu Stanew razem ze Stanko Svitlicą witali serbskiego pomocnika na Okęciu. Wtedy Nuhi nie umiał ani słowa po polsku. Przez dwa miesiące nauczył się całkiem nieźle porozumiewać w obcym języku. Na tyle, by bez kłopotu informować, że jego bardziej znanego kolegi akurat nie ma w hotelowym pokoju.

Stanew krążył bowiem wczoraj po "Sandy Beach", a Nuhi odbierał telefony w jego imieniu. Po raz pierwszy zadzwoniliśmy po porannym treningu. - Radostina nie ma. Nie wiem, gdzie jest. Ja śpię - padła poprawna odpowiedź. Kolejne telefony i ciągle nic. Ale za to Nuhi coraz bardziej się budził. Wreszcie w pokoju nie było nikogo, bo zespół miał drugi trening, tym razem wieczorny. Jak już zawodnicy zjedli kolację, to Nuhi znowu był, a Stanewa nadal nie było. - Poszedł do sauny - poinformował kolega. Wreszcie ok. godz. 20.30 w pokoju 416 to Stanew podniósł słuchawkę. Niedługo w telewizji miała zacząć się Liga Mistrzów. O udział w jej następnej edycji bułgarski bramkarz pewnie nie powalczy. Szinnik w ubiegłym sezonie był siódmym zespołem rosyjskiej ekstraklasy i nic nie wskazuje, by teraz miał starać się o coś więcej niż udział w Pucharze UEFA. Na start w Lidze Mistrzów na pewno większe szanse ma Legia.

Maciej Weber: Czy to prawda, że odchodzi Pan z Legii?

Radostin Stanew: Dostałem dobrą propozycję. Szinnik Jarosław tworzy bardzo ciekawą drużynę. Ostatnio kupiono pięciu obcokrajowców, w tym mojego rodaka i przyjaciela Martina Kuszewa. Prawdę mówiąc, i on namawiał mnie, abym przyjechał i spróbował. Zawsze mieliśmy bardzo dobry kontakt, pamiętam go z gry w Slavii i Lewskim Sofia. On nie mógłby wybrać złego zespołu. Poza tym z zapewnień działaczy Szinnika wynika także, że są tam naprawdę dobre pieniądze.

A nie szkoda Panu odchodzić? Uznanie fachowców, sympatia kibiców...

- Bardzo ciężko jest mi odchodzić. Byłem tutaj 14 miesięcy i ten okres uważam za najlepszy w karierze. Kibicom mogę tylko dziękować, bo obdarzyli mnie zaufaniem. Są znakomici, ale muszą zrozumieć, że takie jest życie piłkarza. Gdybym miał 23 lata, to pewnie zostałbym w Legii. Ale mam 28 i gdy skończy się mój kontrakt z Legią, będę miał już 31. I może będzie już za późno, by coś jeszcze osiągnąć. Mam taką umowę, że mogę odejść w każdej chwili.

Prezes Legii Edward Trylnik mówił, że jest zawiedziony sposobem załatwienia przez Pana sprawy. Faks przysłany do klubu zamiast bezpośredniej rozmowy...

- Zastosowałem normalną procedurę. Z tego co wiem, tak robi się w klubach na Zachodzie. Nie mogłem postąpić inaczej. Nie miałem czasu. Wróciliśmy z Cypru, w Polsce byliśmy zaledwie kilka dni. Propozycję od Szinnika otrzymałem jakieś 10 dni temu, gdy znowu byliśmy na Cyprze.

Miał Pan oferty innych rosyjskich klubów?

- Słyszałem, że był mną zainteresowany Spartak Moskwa, ale ani z Legią, ani ze mną jego wysłannicy się nie kontaktowali. Zrobił to tylko Szinnik i od razu była to oferta bardzo konkretna.

Jeśli Pan odejdzie, to w Legii zabraknie bramkarzy.

- Jest przecież Łukasz Załuska - bardzo utalentowany. Natomiast Artur Boruc już teraz prezentuje bardzo wysokie umiejętności i nawet szkoda, by ciągle siedział na ławce. Jestem pewny, że na wiosnę będzie jednym z najlepszych bramkarzy w polskiej ekstraklasie. Poza tym w drużynie rezerwowej Legii są utalentowani gracze na tej pozycji. To wcale nie tak, że bramkarz jest najlepszy, gdy ma 35 lat. Każdy musi kiedyś zdobywać doświadczenia, a nie można tego robić, wiecznie czekając na swoją kolej.

Na oficjalnej stronie internetowej Szinnika podano, że już wczoraj miał Pan być w Jarosławiu.

- To głupoty, zresztą zupełnie niepotrzebne. Byłem z Legią na Cyprze i razem z nią wracam w czwartek do Warszawy. Nie zrobię niczego, zanim nie dostanę zgody na transfer. Muszą przecież dogadać się kluby.

Będzie Pan rozczarowany, jeżeli nie uda się odejść?

- W żadnym wypadku. Zaakceptuję każdą decyzję. Spodziewam się, że tego samego dnia kiedy wrócimy, spotkam się z prezesem Trylnikiem. Przez telefon tego nie można załatwić. Ostatecznie nic bowiem nie zastąpi bezpośredniej rozmowy.

Z Szachtarem zagrał Pan w drugiej, a nie jak w innych sparingach w pierwszej połowie. Trener Okuka zaczął przygotowywać Boruca do roli pierwszego bramkarza?

- Może trener uznał, że jestem zdekoncentrowany i muszę odpocząć psychicznie? Trzeba jego zapytać.

Jak koledzy z drużyny zareagowali na pańską decyzję?

- Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale sądzę, że nie będą mieli pretensji.

A nie czuje się Pan nie w porządku? Cały okres przygotowawczy z Legią i tuż przed rozpoczęciem ligi taka decyzja?

- Oczywiście, że mam wątpliwości. To jest moja wina. Przez ten rok dałem jednak z siebie wszystko dla Legii. Gdy tu przychodziłem słyszałem ciągle, że Legia od siedmiu lat czeka na tytuł. A ja przyszedłem i od razu ten tytuł zdobyłem. Zanim przyjechałem do Polski z Bułgarii to słyszałem o Legii, bo to naprawdę znana i dobra firma. Szinnik jeszcze taką nie jest. Trzeba było jednak wybrać. I ja wybrałem. Przepraszam.

Legia: To nie w porządku

Zarówno w przypadku Omieljańczuka, jak i Stanewa kontrakty skonstruowano w taki sposób, że zawodnicy mogą przejść do innego klubu, kiedy wyłoży się za nich odpowiednią kwotę. Nie działają tutaj żadne okna transferowe. O odejściu Omieljańczuka mówi się od miesiąca, ale on ciągle jest zawodnikiem Legii. Umowa pomiędzy nami i Arsenałem Kijów jest już podpisana, jednak Ukraińcy ciągle nie przekazali na nasze konto należnych pieniędzy. Dopóki tego nie zrobią, Omieljańczuk nie zmieni barw klubowych - wyjaśnia dyrektor sportowy Legii Janusz Olędzki. - Jeśli chodzi o Stanewa, to na razie dostaliśmy od niego deklarację, że ma propozycję przejścia do innego klubu. Żadnych detali, chociaż tajemnicą poliszynela jest, że chodzi o Szinnika Jarosław. Moje wzburzenie budzi następujący fakt - Bułgar ma za sobą cały okres przygotowań do rundy wiosennej z Legią, a teraz mówi dziękuję i do widzenia. To nie w porządku. Zresztą nie wiadomo, czy odejdzie. Władze Szinnika jeszcze nam nie przedstawiły oferty.

PAP

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.