- Różnie. Czasem jest właśnie ekscytacja i człowiek już nie może się doczekać startu, ale zdarzają się momenty przemyśleń: jak to będzie na trasie, co i jak trzeba będzie zrobić.
- To trudne pytanie, bo nie mnie to osądzać. Na pewno czuję się o wiele bardziej doświadczonym kierowcą. Wiadomo, że to nie jest takie doświadczenie, jak by się chciało, bo na to potrzeba całych przygotowań, ale trenowałem cały rok, dużo szybciej jeździłem, było sporo różnych wypadków, kolizji, przez które przeszedłem, a które też wiele mnie nauczyły. Choć myślę, że to jest taki sport, w którym każdy do końca kariery się uczy. Doświadczenie doświadczeniem, ale nauka trwa cały czas.
- Na pewno. Przede wszystkim przy takich ekscesach, które mieliśmy, jak dachowania czy urwania kół. Czasem jedzie się na rajd, wystartuje, a już po 20-30 kilometrach jest po wszystkim. Wtedy człowiek myśli, czy to faktycznie jest dla niego. I ma dość. Ale byłem na to przygotowany, także dlatego, że Rafał mówił mi o tym. Powtarzał: po Dakarze będziesz jeździł szybciej i będzie bardzo trudno. Musisz być silny.
- Nie, nie, na skocznię to na pewno. Już raz zdecydowałem, że do skoków nie wracam.
- Zawsze trzeba się obawiać, zwłaszcza w takim rajdzie jak Dakar, gdzie wszystko może się wydarzyć. Ale jeśli się chce podnosić umiejętności i walczyć o coraz wyższe miejsca, to trzeba ryzykować. Tego nie da się uniknąć.
- Tak, chociaż nie podpisywaliśmy żadnych dokumentów. Cały projekt powstał na ostatnią chwilę i mamy dużo wątpliwości. Konsultowaliśmy te dokumenty z naszym zespołem i z kilkoma punktami się nie zgadzamy, jest tam kilka niejasności.
- Oczywiście. Gdziekolwiek startuję, zawsze reprezentuję Polskę i nie potrzebuję do tego podpisów pod jakimś dokumentem.