Wielki mecz o SuperBowl odbędzie się w niedzielę 26 stycznia w San Diego w Kalifornii (niedaleko Oakland).
Na dwa mecze półfinałowe patrzyła w niedzielę cała Ameryka. W Oakland, przed 65 tys. widzów, w tym kilkuset zupełnie szalonymi fanami z trybuny zwanej "czarną dziurą", Polak pięć razy podwyższał, czyli zdobywał przy każdym "touchdownie" dodatkowy punkt z miejsca oddalonego o 20 jardów od bramki przeciwników. Gdy pod koniec pierwszej połowy było 21:17 dla Oakland, drużyna Janikowskiego znalazła się w dobrej sytuacji do zdobycia tzw. field goala, czyli strzału za trzy punkty. Janikowski trafił do bramki ze sporej jak na standardy NFL odległości 43 jardów. I jeszcze raz - z 34 jardów na początku drugiej połowy. Dzięki temu Raiders objęli prowadzenie 27:17.
Jednak mimo zdobycia 11 pkt. to nie Janikowski był bohaterem meczu, lecz formacja ataku Raiders, która zachowała się jak czołg taranujący wszelkie przeszkody, tym razem rzeczywiście trudne. Obrona Titans uchodziła bowiem w NFL za jedną z najlepszych.
Atak poprowadził najważniejszy człowiek w drużynie Raiders, czyli quarterback Rich Gannon, uznany za najbardziej wartościowego gracza całej ligi. Miał 29 celnych podań na 41 prób, co jest bardzo dobrym wynikiem, i sam zaliczył "touchdown" ryzykowną kilkunastojardową szarżą.
Dzięki zwycięstwu Raiders znaleźli się w SuperBowl po raz pierwszy od 1984 roku. Drugimi finalistami są futboliści Tampa Bay Buccaneers, którzy pokonali Philadelphia Eagles 27:10. Buccaneers prowadził trener Jon Gruden, ten sam, który zadecydował o kupieniu Janikowskiego do Oakland trzy lata temu, w pierwszej rundzie draftu, zaś przed obecnym sezonem opuścił Raiders.
Sebastian zadzwonił zaraz po meczu. Był bardzo wzruszony. Niemal płakał. Spełniło się jego marzenie o grze w Super Bowl. Ja oczywiście oglądałam mecz, jak że inaczej. Nie jestem z tych, co w decydujących momentach zamykają oczy. Zaciskam kciuki i mocno myślę, żeby mu się udało. Rozmawialiśmy o tym meczu wcześniej i Sebastian mówił, że Raiders mogą wygrać, że to jest dla nich wielka szansa. Oczywiście jadę na Super Bowl do San Diego. Mam nadzieję, że będę na stadionie i mam nadzieję że drużyna syna wygra.
not. rl
W 1993 r. robiłem dodatkową selekcję przed eliminacjami do mistrzostw Europy. Ktoś z wałbrzyskiego OZPN przekazał mi, że gra tam ciekawy zawodnik, więc go powołałem. Był w mojej drużynie bardzo krótko, nie zdążył się nawet z nikim zaprzyjaźnić. Po raz pierwszy wystąpił w reprezentacji podczas turnieju Europa Cup '93 w Krakowie. Potem zabrałem go jeszcze na turniej na Węgry. W swoim notatniku zapisałem po tej imprezie: "Janikowski - dobry odbiór i dobry strzał, słaba zwinność i zwrotność". Na koniec pojechał na dwa mecze Austria - Polska. Próbowałem Janikowskiego na lewej pomocy. Ale nie pasował do mojej koncepcji. Szukałem bowiem skrajnych pomocników, odpowiednio szybkich, włączających się do akcji ofensywnych. On ze swoją wagą i wzrostem nie był zbyt ruchliwy. Później na jego pozycji grał sprawniejszy Waldemar Stachowiak, teraz występujący w Legionovii. Ale przyznaję - Janikowski już wtedy miał bardzo silny strzał lewa nogą. Pamiętam to do dziś. Tak jak to, że wstydził się swojej łysiny, która była wynikiem choroby. Chciał nawet występować w czapce.
not. jam
Oakland Raiders - Tennessee Titans 41:24
Philadelphia Eagles - Tampa Bay Buccaneers 10:27
22-letni Janikowski jest kickerem, czyli futbolistą, który wchodzi na boisko na kilkadziesiąt sekund po to, aby zdobyć punkty strzałem najczęściej z dużej odległości. Kickerów nie wybiera się często w pierwszej rundzie draftu. Ostatni taki przypadek miał miejsce w 1979 roku, a w całej historii futbolu amerykańskiego przed Janikowskim wybrano w pierwszej rundzie tylko dwóch kickerów. Ale Raidersi w sezonie 1999 przegrali co najmniej cztery spotkania z powodu niecelnych strzałów kickerów. Postawili więc na Janikowskiego. Były polski piłkarz został wybrany w drafcie z numerem 17. - Mamo, rzadko wybierają takich jak ja w pierwszej rundzie - powiedział do płaczącej ze wzruszenia matki, gdy zadzwonił do Wałbrzycha.