Euro 2012. Rodzina Balotellego w Ghanie: "Przyjedź do nas Mario"

Ten wzruszający obrazek widzieliśmy wszyscy. Mario Balotelli, który strzelił dwa gole Niemcom w półfinale, przytulił po meczu swoją przybraną matkę i jej dedykował swój sukces. Niewielu jednak wie, że 9 tys. kilometrów od Stadionu Narodowego w Warszawie, w niewielkiej ghańskiej miejscowości Konongo, spotkanie z wypiekami na twarzy śledzili dziadek, wujek i ciotka piłkarza. - Przyjedź do nas Mario - apelują na łamach gazety "Daily Mirror", która do nich dotarła

Wszystko o meczu Hiszpania - Włochy

Balotelli urodził się w Palermo w rodzinie imigrantów z Ghany jako Mario Barwuah. Rose i Thomas Barwuah przeprowadzili się do Brescii, ale z powodu wiecznych problemów syna ze zdrowiem oraz własnej biedy, oddali go do adopcji. Rodziną zastępczą dla przyszłego piłkarza stali się Fransceco i Silvia Balotelli. To właśnie Silvii gwiazdor reprezentacji Włoch dedykował gole strzelone Niemcom. Po meczu pobiegł do przybranej matki i przytulił ją. To był jeden z najbardziej wzruszających gestów podczas współorganizowanego przez Polskę i Ukrainę turnieju.

- Powiedziałem jej: "te gole są dla Ciebie". Długo czekałem na ten moment - przyznał później wyraźnie poruszony piłkarz. I zapowiedział, że w finale przeciwko Hiszpanii strzeli cztery gole. Kolejne dwa dla matki oraz dwa dla przybranego ojca, który półfinał oglądał w telewizji, ale w Kijowie będzie na trybunach.

Okazuje się, że w telewizji mecz śledziła też rodzina zawodnika, która mieszka w Ghanie. Dotarł do niej dziennik "Daily Mirror" . 30-letni Alex Barwuah, wujek Maria i syn jego dziadka, stwierdził, że strzelone przez Balotelliego gole dały mu mnóstwo radości. - Kiedy po drugim golu zdjął koszulkę i napiął mięśnie, mój przyjaciel zażartował i zrobił to samo. Poczułem wtedy, że jestem z Mariem naprawdę związany. Nigdy go nie spotkałem, ale czułem ogromną radość oglądając go w TV. Szkoda tylko, że mój ojciec nigdy nie zobaczył swojego wnuka - powiedział Alex.

Swojego dziadka, Nanę, emerytowanego kierowcę autobusu, piłkarz miał zamiar odwiedzić w sierpniu. Byłaby to jego pierwsza wizyta w Ghanie. Wcześniej przesłał mu w prezencie baseballową czapkę z własnymi, wyhaftowanymi inicjałami. Ale dwa tygodnie temu otrzymał telefon od ojca, że dziadek nie żyje.

Mimo wszystko rodzina ma nadzieję, że zawodnik i tak przyleci do Konongo, gdzie mieszkają Barwuahowie. - Chciałbym go poznać i opowiedzieć mu całą historię rodziny - mówi Alex, który z zawodu jest mechanikiem i zarabia tylko 75 funtów tygodniowo. Rodzina jednak zapewnia, że zaprasza piłkarza do siebie nie z powodu pieniędzy, choć ten ma ich dużo. Wszak co tydzień otrzymuje w Manchesterze City 120 tysięcy funtów.

- Nie interesują mnie jego pieniądze. Ja po prostu chcę, żeby tu przyjechał, żeby odwiedził rodzinne strony, bo tu są jego korzenie i tu jest jego dom - tłumaczy dziadek piłkarza od strony matki Kwaku Awuah. I dodaje: - To wspaniałe, że mamy tak sławną osobę w rodzinie. Ale zawsze, gdy oglądam jego mecze i śledzę jego poczynania w gazetach, jestem smutny. Bo nigdy go nie widziałem na własne oczy.

To samo mówi ciotka Balotellego 44-letnia Osaa. - Mój brat, czyli tata Maria, przesłał mi jego zdjęcie zrobione, gdy miał trzy latka. Mam takiego wspaniałego bratanka, a jeszcze go nie poznałam - żałuje.

Balotelli miał zupełnie odwrócić się od swoich korzeni, kiedy skończył 18 lat i przyjął obywatelstwo włoskie. Ale nie do końca jest to prawda. Przed mistrzostwami mówiło się, że chce grać na Euro w koszulce z dwoma nazwiskami - Barwuah Balotelli. Zgodę na taki wariant wydała nawet UEFA. Nie wiedzieć czemu napastnik jeszcze nie wystąpił z dwoma nazwiskami na plecach. Kto wie, może taką niespodziankę szykuje na finał?

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.