Bogactwa Hiszpanii i Włoch, czyli Stec ocenia finalistów

Buffon lepszy od Casillasa? Kto ma mocniejszą obronę a kto atak? Rafał Stec, dziennikarz "Gazety" i Sport.pl, porównuje Hiszpanię i Włochy - finalistów Euro 2012. Relacja Zczuba i na żywo w niedzielę o 20.45.

Tak się kibicuje! Trybuna Kibica otwarta dla wszystkich

Bramkarze

Tutaj będziemy mieli absolutny pojedynek na szczycie, mistrz świata z 2006 roku Gianluigi Buffon oraz mistrz świata z 2010 roku Iker Casillas to bezdyskusyjnie najwybitniejsi fachowcy początku XXI wieku, ani myślę wpychać ich pod mikroskop, by wyszukać jakieś wady. Włoch, który rozegra w niedzielę 120. mecz w reprezentacji (do rekordu brakuje mu 16), na zwycięskim mundialu puścił ledwie dwa gole - samobójczego oraz strzelonego z rzutu karnego przez Zidane'a. Hiszpan, który dla kraju zagra po raz 137. (jest w Hiszpanii rekordzistą), na zwycięskim mundialu też puścił ledwie dwa - w fazie grupowej. W ćwierćfinale obronił rzut karny z Paragwajem (przy stanie 0:0), w finale wygrał kluczowy pojedynek oko w oko z Arjenem Robbenem.

Na Euro 2012 giganci też są więksi niż bramka. Buffon trzyma czyste konto od 318 minut, Casillas - od 419. Obaj błysnęli fenomenalnymi interwencjami w ważnych chwilach, obaj są kandydatami do nagrody dla najlepszego piłkarza turnieju, zagrozić może im chyba tylko Andrea Pirlo, bo wśród grających w polu Hiszpanów zasługi rozkładają się na wiele osób. Na poprzednich mistrzostwach zmierzyli się w ćwierćfinale, ich bramki były nietykalne, w rzutach karnych ciut lepszy okazał się Casillas, pierwszy golkiper w historii z okrągłą setką reprezentacyjnych występów bez straty gola. Ale generalnie lepszy nie jest, na tej pozycji mamy idealny remis.

Obrona

Włoska uzmysławia, jak elastycznych, taktycznie świadomych i inteligentnych piłkarzy wychowuje calcio. Była już trzyosobowa i czteroosobowa, najpierw w jej centrum stał pomocnik De Rossi, Giorgio Chiellini bez szkody dla jakości swojej gry przesuwa się ze środka na lewą flankę (zna to z Juventusu), Federico Balzarettiemu (w finale zastąpi go chyba Ignazio Abate) nie szkodzi przeskok z lewej na prawą. I ruchy tektoniczne na własnym polu karnym wcale defensywy azzurrich nie zburzyły, przeciwnie, wraz z rozwojem turnieju przestaje tracić gole, oparła się nawet ofensywnie zorientowanym Niemcom. Co nie znaczy, że się nie myliła, najpierw pooblegać bramkę rywalom pozwoliła, Andrea Barzagli był nawet bliski włożenia samobója.

Hiszpanie też nie zastawiają pola karnego z dawną pewnością, choć podtrzymują fenomenalną passę - w meczach rund pucharowych imprez mistrzowskich od 15 godzin nie strzelił im gola nikt. Na roztargnionego, czasami nienadążającego za rozwojem wypadków wygląda zwłaszcza Gerard Piqué, który zawsze powtarzał, jak istotnie wpływa na jego postawę Carles Puyol - bez ustanku partnerem komenderujący, pilnujący jego ustawienia i mobilizacji. Może Katalończyk ciężko znosi nieobecność duchowego przywódcy całej drużyny (w klubie też go często ostatnio brakowało), a nie rozprasza go życie celebryty u boku Shakiry? Na szczęście dla Hiszpanów za dwóch walczy Sergio Ramos (po półfinałach chyba zaczął wypychać Matsa Hummelsa z jedenastki turnieju), a Jordi Alba pilnuje lewej strony z taką wprawą, jakby chciał udowodnić, że 14 mln euro wypłacone zań przez Barcelonę Valencii to kwota haniebnie niska.

Linie defensywne też mają obaj finaliści porównywalnie szczelne, ale obrońcy tytułów górują nad rywalami doświadczeniem z wielkich gier, nawet Alvaro Arbeloa - w reprezentacji właściwie niewidzialny, rzetelny, lecz niezbyt często zapraszany do gry przez partnerów - przeżył już niejedno El Clasico. Stąd bierze się minimalna przewaga Hiszpanów.

Pomoc

Tutaj też trener Prandelli kombinuje do zatracenia. Jeśli jednak w finale nie wróci do ustawienia z trzema obrońcami, istnieje prawdopodobieństwo, że w Kijowie zobaczymy mecz bez jednego skrzydłowego na murawie (przynajmniej na początku). Włosi podobnie jak rywale wystawiają wyłącznie środkowych pomocników, tyle że nie ma wśród nich odpowiednika Sergio Busquetsa, odpowiedzialnego ściśle za defensywę. Andreę Pirlo otaczają wyłącznie gracze wielofunkcyjni - umiejący bronić, ale też lubiący wbiegać w pole karne, uderzać z dystansu, strzelać gole, zaskoczyć przebiegłym prostopadłym podaniem. Kiedy zaczyna się gra, włoski maestro po prawicy ma Claudio Marchisio (być może zastąpi go Antonio Nocerino ), po lewicy Daniele De Rossi, a z przodu Riccardo Montolivo. Potem wszyscy się przesuwają, rotacyjnie przejmując rolę operującego za napastnikami trequartisty. I wystarcza im umiejętności, by czasem utkać akcję z serii szybkich, krótkich podań w stylu hiszpańskim. A Pirlo... Jemu wystarczy jedno kopnięcie, by radykalnie zakrzywić geometrię natarcia, żadne słowa bogactwa jego wyobraźni nie oddadzą.

O metodzie hiszpańskiej napisano już wszystko, od siebie dorzucę tylko nieśmiałe pytanie, czy Xavi Hernández rzeczywiście drepta mniej wydajnie niż zazwyczaj, czy aby harmonii u mistrzów Europy nie zakłóca ustawienie go obok Xabiego Alonso. Co jeden mózg, to nie dwa, w futbolu to się niekoniecznie sumuje, jeśli dwaj dyrygenci mają skłonność do wyznaczania grze rytmu, to czasem mogą nadać jej arytmię. Tak czy owak, "La Furia Roja" pozostaje drugą linią o największym stężeniu talentu, z manewrów Andrésa Iniesty mamy prawo wnioskować, że on znów decydujące pchnięcie szykuje na najważniejszy wieczór. Kiedy dopada piłki, znów sunie, jakby to ona prowadziła jego, a nie on ją, w każdej akcji nieudanej zostawia przeczucie akcji zwalającej z nóg. Zaskakująco przygasł tylko wraz z upływem czas David Silva, więc nie będziemy zdumieni, jeśli w Kijowie zastąpi go inny człowiek finał, czyli Pedro.

Przewaga Hiszpanów. Była, jest i jeszcze pobędzie. Gdyby Włosi ją podważyli, dokonaliby najbardziej sensacyjnego wyczynu na Euro 2012.

Atak

Hiszpański nie istnieje. Jeśli trener wypycha na czub drużyny Cesca Fabregasa, to barcelończyka i tak wiedzie instynkt rozgrywającego - lubi podać wszerz, uprawia futbol horyzontalny, pole karne to nie jest jego świat. Jeśli na próbę zostaje wystawiony Alvaro Negredo, to kompletnie się nie przydaje. Jeśli strzelać ma Fernando Torres - Włochom, nie miernym Irlandczykom - to pudłuje do upadłego. A Fernando Llorente, jedna z najbardziej niebezpiecznych bestii grasujących pod bramkami w sezonie klubowym, nie wstał jeszcze z rezerwy. Oto taktyczny system 4-6-0. Albo 4-5-0, jeśli udział w grze symuluje Negredo.

Włosi natomiast napadają na rywali coraz spektakularniej, w półfinale ich atakujący dali fenomenalny koncert. Roztańczony Antonio Cassano całkowicie ogłuszył monumentalnego wcześniej w obronie Hummelsa i w ogóle pląsał między niemieckimi nogami, jakby ich nie zauważał. Mario Balotelli - znany miłośnik pirotechniki także poza boiskiem - odpalał fajerwerki, najpierw ugodził Manuela Neuera głową, potem nie dał mu szans bombą wystrzeloną z prawej nogi. To najbardziej niezwykły duet mistrzostw. Dwaj wiecznie niesubordynowani i leniwi zadymiarze, którzy już karierę prawie przeputali (pierwszy) lub zaczynali trwonić talent (drugi), rozbłysnęli na gwiazdy. Nieobliczalni, poświęcający się dla drużyny, rozstrzygający o wynikach. W tej formacji zdecydowana przewaga Italii , zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że na swoją szansę czyhał będzie jeszcze Antonio di Natale , dwukrotny król strzelców Serie A, który wbił Hiszpanom jedynego gola na turnieju.

Rezerwy

W hiszpańskich wirtuoz siedzi na wirtuozie, w dodatku wprowadzenie skrzydłowych Santiego Cazorli czy Jesusa Navasa i jednego z wymienionych napastników może nadać grze drużyny zupełnie inny wymiar. U Włochów ubogo, dość powiedzieć, że w najważniejszych chwilach odwołują się - i nie są rozczarowani - do dobiegającego trzydziestki Alessandro Diamantiego, który przed mistrzostwami wystąpił w kadrze raz, przez 45 minut sparingu z Rumunią sprzed półtora roku. A w obrońców tytułu wegetuje triumfator Ligi Mistrzów Juan Mata Przewaga Hiszpanii .

Trener

Vicente del Bosque to wąsata zagadka. Czy upiera się przy Fabregasie w ataku dlatego, że jego zdaniem poza Davidem Villą żaden dostępny napastnik nie wkomponuje się w styl gry reprezentacji? Czy jego strategia redukowania ryzyka to zdrowy rozsądek, czy kardynalny błąd i skandaliczne trwonienie nieskończonego potencjału hiszpańskiego futbolu. Mundial wygrał, teraz doturlał się do finału... Nie wiadomo nawet, czy to on się zasłużył dla świętego spokoju w szatni, czy żaden spośród osadzonych w rezerwie gwiazdorów nie wywołuje awantur, bo zdaje sobie sprawę z nieprawdopodobnej klasy sportowej konkurentów. I chce kolejne złoto choćby wysiedzieć.

Co do Cesare Prandellego , spośród włoskojęzycznych komentarów tylko Zbigniewa Bońka stać na diagnozę (podaną po polsku, w Italii chyba by się ugryzł w język), że bez piłkarzy selekcjoner "Squadra Azzurra" byłby nikim. Prowadzi drużynę z imponującym wyczuciem - z intuicją i znawstwem manipuluje taktyką, wyciąga z czupurnych typów to, co w nich najlepsze, zaprojektowana przez niego reprezentacja wypiękniała i uwodzi świat. Jak del Bosque budzi skojarzenia z solidnym biurokratą, tak Prandelli wygląda na wodza rewolucji. Przewaga Włochów .

Podsumowanie

Ciut więcej atutów znaleźliśmy u Hiszpanów, ale zanosi się na finał nieuchronnie zacięty, niewykluczone, że zwieńczony rzutami karnymi. Co więcej, mamy mnóstwo powodów przypuszczać, iż bardzo realny jest bezbramkowy remis poprzedzony wyrafinowanym futbolem na szczytowym poziomem. Powody najważniejsze noszą nazwiska Casillas i Buffon. Mistrzostwa rozpoczęły się od kanonady, która wraz z rosnącą stawką meczó cichła, aż gole zaczęły padać bardzo rzadko. To wciąż może być jeszcze turniej bramkarzy.

Podyskutuj o artykule na blogu Rafała Steca

Cesc Fabregas: ? Już przeszliśmy do historii

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.