Euro 2012. Półfinał Portugalia - Hiszpania, Donieck. Ronaldomachia

On sam przeciw wszystkim. Scenariusz wieczoru już powstał, choć półfinaliści desperacko próbują go zmienić. Ronaldo dwa mecze dzielą od odebrania Złotej Piłki Leo Messiemu, Hiszpanów - od najwspanialszej serii w historii reprezentacyjnego futbolu. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl od 20:45.

Mistrzostw właściwie tutaj nie ma. Być może fanów odstraszyły reportaże o barbarzyńskiej Ukrainie, jak głośny także u nas materiał BBC, być może szczątkowa baza hotelowa, być może horrendalne, podnoszone nawet dziesięciokrotnie z okazji Euro ceny - słono płacić trzeba było nawet za umieszczenie swojego nazwiska na liście oczekujących, która dawała szanse na zajęcie pokoju zwolnionego w ostatnich dniach przed meczem. W każdym razie po ulicach stolicy królestwa Rinata Achmetowa kibicowski tłum się nie przelewa, poza nielicznymi wyjątkami Portugalczycy i Hiszpanie nadciągną dopiero tuż przed meczem. A przecież nie sposób sobie wyobrazić półfinałowego zestawienia bogatszego w gwiazdy.

Ronaldo kontra Hiszpania [KLIKNIJ, aby powiększyć]

Z futbolowego punktu widzenia miasto wygląda na wymarłe. Na billboardach nie widać tutaj nie tylko sylwetek bohaterów Euro 2012, ale też bohaterów Szachtara, niedawnego zdobywcy Pucharu UEFA i regularnego bywalca Ligi Mistrzów. Znacznie łatwiej dostrzec twarze lokalnej drużyny hokejowej. Polakowi przyjemnie posłuchać, że nasze z entuzjazmem goszczące mistrzostwa miasta obcokrajowców urzekły, natomiast Donieck zwyczajnie na turniej nie zasłużył. Rzeczywiście, stąd wygląda on raczej na prywatną fanaberię Achmetowa niż wyraz fascynacji tubylców. Żar leje się z nieba,

gorączki piłkarskiej nie ma.

Grupki kibiców przylatujących półfinalistów, owszem, powitały. Hiszpanie czuwający pod hotelem Victoria, który wynajęła reprezentacja Portugalii, skandowali nazwisko Leo Messiego, co staje się już rytuałem dla tłumów chcących uprzykrzyć życie Cristiano Ronaldo.

Fani "La Furia Roja" bezwiednie okazują mu też bezbrzeżne uznanie. Nie dość, że wskazują, kogo szczególnie się boją, to jeszcze przeciwstawiają mu gracza nie własnego, lecz argentyńskiego.

Piłkarze obu drużyn na wszelkie sposoby usiłowali przekonywać, że na Donbass Arenie zderzą się pełne gigantów futbolu supergrupy, więc nie ma sensu wmawiać, iż w środowy wieczór Ronaldo samotnie rzuci wyzwanie obrońcom tytułu. Bez skutku. Portugalczyk w każdym meczu toczy swój równoległy dla wysiłku całej drużyny bój z rywalem, zarzuca go rekordową, niewidzianą na żadnych dotychczasowych mistrzostwach kontynentu liczbą strzałów, wbija zwycięskie gole. Najmocniej uderza, najwyżej skacze, najszybciej biega. Kto próbuje stanąć mu na drodze, natychmiast boleśnie odczuwa, jak wycieńczającym fizycznie zajęciem może być piłka nożna. Z poziomu trybun Ronaldo wygląda na humanoida - kształtami przypominającego pozostałych graczy, lecz skonstruowanego z wytrzymalszych i twardszych syntetyków.

Przez wiele lat sugerowano, że pod imponującą muskulaturą skrywa mentalną miękkość. Przed wielkimi wyzwaniami blednie, dlatego np. nie umie utrzymać snajperskiej wydajności w starciach z Barceloną. Rodacy wypominali mu też, że w mecze drużyny narodowej nie wkłada tyle energii, ile oddaje Manchesterowi United i Realowi Madryt.

Oba zarzuty straciły już aktualność. Bramki zdobywał w trzech ostatnich El Clásico, nie zawiódł w półfinale Champions League, zaczął ciągnąć za sobą reprezentację. Z trzema golami jest współliderem rankingu strzelców Euro 2012, a przecież aż czterokrotnie obijał słupki, ustanawiając kolejny rekord mistrzostw. Im dłużej trwa mecz, tym wyraźniej widać, jak rozsadza go pęd ku zwycięstwu.

W supergrupie hiszpańskiej nie sposób wskazać frontmana. Co turniej czy wręcz co mecz dużego turnieju na pierwszy plan wysuwa się kto inny, a teraz jeszcze trener Vicente del Bosque wyjął ze składu klasycznego napastnika, więc zlikwidował naturalnego kandydata do masowego ostrzeliwania wrogiej bramki. Faworyci znów, jak na Euro 2008 i mundialu 2010, torturują rywali cierpliwym przesuwaniem po murawie piłki i ani przez chwilę nie przemknie im przez głowę, by przyspieszyć bieg wydarzeń i zaryzykować. Nie, ich celem jest

redukowanie ryzyka do minimum.

Skoro tamci tylko patrzą, jak my sobie podajemy, to nas nie skrzywdzą, a ponieważ mamy najzręczniejszych specjalistów od wystukiwania setek mikropodań, to będą patrzeć przez pełne z 90 minut. Ewentualnie, w razie wyższej konieczności, przez 120 minut.

Jak uchodząca za prototyp reprezentacji kraju Barcelona zachwyca, tak pozbawiona błysku Messiego Hiszpania coraz częściej swoją jednostajnością nuży, ale Xabi Alonso powtórzył wczoraj w Doniecku, że jego drużyna nie zamierza się zmieniać. Co dość oczywiste - kibice namiętnie wykłócają się o kwestię estetyczną, piłkarze prą ku triumfom. A przed obrońcami tytułu misja ponad wszystkie. Sięgnięcie po złoto na trzeciej z rzędu imprezie rangi mistrzowskiej byłoby wyczynem bez precedensu.

Jeśli sąsiedzi z Półwyspu Iberyjskiego mają ich zatrzymać, to dlatego, że istotnie są mocni jako grupa. Owszem, przydałby im się choć jeden silny, kochający walczyć w powietrzu środkowy napastnik (np. Fernando Llorente, który na Euro 2012 nie wstał jeszcze z hiszpańskiej rezerwy), który przyciągałby piłkę frunącą z portugalskich skrzydeł. Innych zauważalnych mankamentów u nich nie widać. W środku pola na wirtuozerię rywali odpowiedzą niezłomnością zapracowanych pomocników (a Moutinho i Meireles też umieją przebiegle podać!), porządek na tyłach trzymać będzie zaskakująco spokojny twardziel Pepe (bez żółtej kartki), ich poprzednie mecze nakazują oczekiwać, że niesie ich także moc mentalna.

To przeciwnik dotkliwie niewygodny, który też zachowa cierpliwość. A jeśli wziąć pod uwagę, że w fazie pucharowej wszystkim strzelanie goli przychodzi trudniej (wyjąwszy rzecz jasna nierówny mecz Niemiec z Grecją), oraz parną doniecką spiekotę (w dzień wystarczy spacer, by zmoknąć od własnego potu), zanosi się na półfinał pełen gry ostrożnej, spowalnianej przez świadomość uczestników, że ułamek sekundy roztargnienia lub zbędnej brawury grozi nieodwracalnymi skutkami.

Ronaldo tym razem będzie musiał żyć w potwornym, duszącym jak tutejszy upał ścisku, ale jemu wystarczy jeden kop, jeden wystrzelony z wolnego pocisk, by zmieść z murawy każdego rywala.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.