Euro 2012. Niemcy mają moc

Faworyci mistrzostw Europy pokonali Grecję 4:2, pokazali rywalom, że trzeba się ich bać, niezależnie od tego, kogo na boisko wysyła trener Joachim Löw. W czwartkowym półfinale zmierzą się z Anglią, albo Włochami

Wszystko o meczu Niemcy - Grecja ?

Jeszcze przed początkiem ME, wydawało się, że jeśli Niemcy przetrwają grupę śmierci, z Holandią, Portugalią i Danią, mecz o półfinał będzie dla nich najłatwiejszym na turnieju. Choć ich zwycięstwo ani przez chwilę nie było zagrożone, a pierwszego gola strzelili jeszcze przed przerwą, początku wieczoru w Gdańsku miło wspominać nie będą.

Chyba, że znaleźli przyjemność w mozolnym rozwiercaniu greckiego muru. Próbowali z rzutów rożnych i wolnych. I przekonywali się, że drużyna Fernando Santosa nie tylko potrafi świetnie wykonywać stałe fragmenty, ale także się przed nimi bronić. Próbowali dośrodkowywać, ale ich próby lądowały na głowach obrońców. Próbowali szybkimi i krótkimi podaniami znaleźć dziurę w greckim murze, ale albo zatrzymywali się na bramkarzu, albo brakowało im szczęścia. Próbowali w końcu strzelać zza pola karnego. I dopóki niedługo przed przerwą nie przyłożył lewy obrońca Philipp Lahm, ten sposób także nie zdawał egzaminu.

W ogóle pierwsze gole dla Niemców strzelali ludzie, których nie podejrzewalibyśmy o zapędy ofensywne, po przerwie piłkę do bramki wbił defensywny pomocnik Sami Khedira. Przed piątkowym ćwierćfinałem ta dwójka zagrała w reprezentacji 121 meczów, strzeliła siedem goli. W sumie.

Schowani na własnym polu karnym Grecy kontrowali rzadko, za próby ofensywne odpowiadało zazwyczaj tylko dwóch-trzech piłkarzy. Za każdym jednak razem, gdy próbowali najechać bramkę Manuela Neuera, wydawało się, że może być to atak golodajny. Udało im się raz, po dośrodkowaniu Dimitrisa Salpingidisa wyrównał Giorgos Samaras. Rywale pozwolili im jeszcze wykonać rzut karny, gdy zwycięstwo było już przesądzone. Było przesądzone, bo im bliżej końca, tym łatwiej Niemcy przedostawali się na greckie pole karne pole karne.

Ofensywne kłopoty z początku meczu można tłumaczyć odważną decyzją trenera Joachima Löwa. Choć jego drużyna jako jedyna wygrała na Euro 2012 wszystkie mecze, selekcjoner rozmontował czwórkę odpowiedzialną za ataki. Na ławce zostawił i Mario Gomeza, który w Polsce i na Ukrainie strzelił trzy gole, i najlepszego młodego piłkarza ostatniego mundialu Thomasa Müllera, i nigdy w kadrze nie zawodzącego Lukasa Podolskiego.

To się niemal nie zdarza, zwłaszcza, że na boisko wezwał Löw Marco Reusa, którego doświadczenie w reprezentacji ograniczało się do sześciu spotkań (o punkty zagrał dwa razy) oraz Andre Schürrle, który debiutował w kadrze już po mundialu w RPA. Wstawienie Miroslava Klose na wyjątkową brawurę nie wygląda, bo to napastnik, który wkrótce doścignie niemieckiego strzelca wszech czasów Gerda Müllera (po tym trafieniu brakuje mu już tylko pięciu goli), ale ilu znacie trenerów, którzy przed ćwierćfinałem zostawili na ławce zdrowego, palącego się do gry lidera klasyfikacji strzelców turnieju?

Löw, choć po mundialu w RPA wmawiano mu, że nic w drużynie zmieniać nie musi, bo zebrał grupę wybitnie utalentowaną i, co najważniejsze, młodą, przez całe eliminacje ME nie mógł powstrzymać się przed sprawdzaniem i zmienianiem. Wydawał się ciągle niezadowolony, jeszcze bardziej drużynę odmładzał, testował piłkarzy nawet na tych pozycjach, na których w pierwszej jedenastce ma gwiazdy.

W Gdańsku okazało się, że niemiecki selekcjoner miał rację. O ile Schürrle wciąż wydaje się słabszy od Podolskiego, o tyle Reus zagrał lepiej od bezbarwnego na Euro Müllera. Na początku to od niego zaczynały się najgroźniejsze niemieckie ataki, gola strzelił dopiero pod koniec, gdy grecka obrona nie była już tak szczelna.

Löw udowodnił w Gdańsku, jak silny zestaw przywiózł na ME, bogactwem kadry rywalizować z jego zespołem może tylko Hiszpania. Pokazał też rywalom, że najechać na bramkę lubią i potrafią nie tylko piłkarze, po których byśmy się tego spodziewali.

I drugi raz z rzędu doprowadził zespól do najlepszej czwórki ME. Niezależnie, czy w półfinale Niemcy zmierzą się z Włochami, czy Anglią, będą faworytami. Ale zadowoli ich tylko złoto. I pomyśleć, że jeszcze niedawno Niemcy przeżywali na mistrzostwach Europy najgorszy okres w dziejach. W 2000 i 2004 nie wygrali nawet meczu i odpadali po fazie grupowej.

Galeria z meczu Niemcy - Grecja

Więcej o:
Copyright © Agora SA