Francja na Euro 2012. Prawdziwy prezydent

Francuzi znaleźli osobę, która scaliła rozbitą w drobny mak reprezentację. Odkąd trenerem został Laurent Blanc, nie grają co prawda tak ładnie jak w 1984 r., ale są skuteczni jak w 2000 r.

Ole, ole, ole, ole! Trybuna Kibica zawsze pełna

Na Ukrainę przylatuje zespół po przejściach. Przed poprzednim wielkim turniejem - mundialem w RPA - podczas meczów towarzyskich był wygwizdywany przez własnych kibiców. W Afryce to piłkarze gwizdali na wszystko. Nie wygrali meczu, pokłócili się ze sobą, z trenerem, całym światem, aż zastrajkowali.

Anarchii nie zdołał powstrzymać pozbawiony autorytetu trener Raymond Domenech. Do akcji wkroczył nawet ówczesny prezydent Nicolas Sarkozy, ale drużynę na nowo pozbierał inny władca, od dawna noszący pseudonim "President" - Laurent Blanc.

To pierwszy selekcjoner z pokolenia mistrzów świata '98. Lubiany za elegancką grę, ceniony za charyzmę. Nie tylko we Francji, chciało go zatrudnić już kilka wielkich europejskich klubów: Barcelona, Chelsea, Inter, Manchester Utd. Więc jeśli nawet zawali Euro i federacja nie przedłuży z nim kontraktu, może być spokojny o pracę.

Ale czy tak dobrze zarządzany przez szkoleniowca piłkarski mechanizm ma prawo się popsuć? Odkąd przejął stery w reprezentacji, niemal wszystko działa jak w zegarku, nie pojawiła się w niej żadna psująca wizerunek kadry rysa. Banitów z RPA - zdyskwalifikowanych przez federację Karima Benzemę, Francka Ribéry'ego, Patrice'a Evrę - "President" ułaskawił. Odwdzięczyli mu się lojalnością i dawno niespotykanym (w reprezentacji) zaangażowaniem. Z tej trójki zawodzi jedynie obrońca Manchesteru Utd. i mimo choroby Érica Abidala nie może być pewien miejsca na lewej obronie.

46-letni Blanc wprowadził reformy i wyznaczył do ich realizacji nowych wykonawców. Nie zdecydował jeszcze tylko ostatecznie, czy grać systemem 4-4-2, czy 4-3-3, czy najczęściej stosowanym przez niego 4-2-3-1. Przeważa opinia, że właściwym wyborem będzie ostatni schemat, dobrze przetestowany przez Aimé Jacqueta w 1998 r., kiedy Francuzi zdobywali mistrzostwo świata. Jego pomysłem jest ustawienie na środku obrony Adila Ramiego i Philippe'a Mexesa, umieszczenie przed nimi młodego defensywnego pomocnika Rennes Yanna M'Vili, pasowanie na kapitana bramkarza Lyonu Hugo Llorisa. - Dlaczego on? Dlatego że ja tak wybrałem - odpowiedział.

To wszystko działa. Pod jego ręką Francja bez większego kłopotu zakwalifikowała się na Euro, poprawiła miejsce w rankingu FIFA z 21. na 15., przez półtora roku pozostawała niepokonana. Pokonała m.in. Brazylię, swojego grupowego rywala Anglię na Wembley, i - co naprawdę wszystkich zadziwiło - Niemców w Bremie niemal w przededniu Euro.

Drużyna Blanca ma wady. Nawet sami Francuzi wiedzą, że nie jest to zespół na miarę tego z lat 80., z czasów Michela Platiniego, Jeana Tigany, Alaina Giresse'a, Luisa Fernándeza - genialnych pomocników kreujących niezapomniane widowiska, którzy poprowadzili trójkolorowych do pierwszego mistrzostwa Europy w 1984 r. Daleko Francuzom do stylu gry Hiszpanii czy Barcelony, atrakcyjnej, przysparzającej dzięki temu kibiców na całym świecie. Bardziej przypominają własną reprezentację z 1998 i 2000 r., kiedy sięgnęli po mistrzostwo świata i Europy, ale grając siermiężnie, trochę w dawnym włoskim stylu, skupiając się na defensywie i kontrataku.

Dziś jednak trójkolorowi są w stanie wygrać z każdym, zdobyć złoto. Odrodzili się. Blanc w to nie wierzy, tonuje nastroje. Nie jest typem dyktatora, jak jego nieudolny poprzednik Raymond Domenech. Jest prezydentem świadomym swojej władzy, ale również jej ograniczeń.

Najpiękniejsza jedenastka Europy [GALERIA] 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.