Zakończenie kariery Sikora ogłosił tydzień temu podczas mistrzostw Polski w Wiśle. Jak zwykle pokonał wszystkich rywali, na koniec popłakał się i powiedział, że to koniec.
W Polsce nie miał konkurencji, ale w wieku 38 lat przestał wytrzymywać tempo Pucharu Świata. - Zatraciłem zawziętość, agresję. Bez tego w tak mocnej konkurencji w nowoczesnym biatlonie nie można liczyć na dobre rezultaty. Już nie będę biegać tak szybko jak młodzi. Mógłbym jeszcze być 20., ale nie takie są moje ambicje - stwierdził Sikora, mistrz świata i wicemistrz olimpijski, drugi w klasyfikacji generalnej PŚ w 2009 r.
Z "Gazetą" rozmawiać nie chciał. Napisał w SMS-ie: "Przepraszam, ale ochota na rozmowę taka sobie, może jak wrócę z Kamczatki". 10 kwietnia Sikora jedzie na Syberię, żeby w ostatnim starcie pożegnać się z kolegami z zagranicznych drużyn, a zawsze było mu bliżej do tych ze Wschodu.
- Szkoda. Moim zdaniem Tomek mógł jeszcze spróbować dotrwać do igrzysk w Soczi. Uznał jednak, że lata zrobiły swoje - mówi Wiesław Ziemianin, najlepszy kolega Sikory. Startowali razem od 1992 r., ostatnio Ziemianin pełnił w kadrze funkcję serwismena. - O mnie i o Tomku mówili, że jesteśmy jak małżeństwo. Więcej czasu spędzaliśmy z sobą niż z rodzinami, dziećmi. Pięknych wspomnień mnóstwo, każdą chwilę wspominam. Nie było w polskim biatlonie takiego talentu jak Tomek. Jeden na milion.
W 1995 r. Sikora został sensacyjnym mistrzem świata, ale na kolejne sukcesy czekał długo. W związku biatlonowym nastały ciemne czasy, pieniądze marnotrawiono, brakowało niemal wszystkiego. Sportowcy na zawodach spali po czterech w jednym pokoju w obskurnych pensjonatach, jeździli zdezelowanym samochodem. Po kłótniach z prezesem Krzysztofem Lewickim z kadry odszedł trener Aleksander Wierietielny, dziś szkoleniowiec Justyny Kowalczyk. - Choć na igrzyskach w Nagano w 1998 r. uratowaliśmy tyłki niektórym działaczom, pozbyto się mnie. Lewicki pociągał za sznurki. Krytykowałem, że prezes był rozrzutny, że zabierał na wyjazdy znajomych, a Sikora za mistrzostwo świata dostał tak niską premię, że do wymarzonego samochodu musiał dokładać - wspominał Wierietielny w wywiadzie z "Gazetą".
Miał nawet trochę żalu, że najlepszy zawodnik się za nim wtedy nie wstawił. Tylko Wojciech Kozub - również wielki talent - zagroził, że odejdzie. Pomęczył się rok, a potem rzucił biatlon i wyjechał do USA. - To, co osiągnął Tomek, mając tak niewielkie wsparcie, pokazuje, jak wielkim jest sportowcem - podkreśla Wierietielny.
- Osiągnąłby więcej, gdyby warunki były lepsze. Na początku kariery w biatlonie zastała go jednak bieda z nędzą. Startował na starym sprzęcie, w pięcioletnim kombinezonie, miał jedną parę nart, jeden kijek innej firmy niż drugi. Pamiętam, jak zdobywał medal na juniorskiej imprezie w rozerwanym bucie. Warunki polepszyły się dopiero niedawno, gdy zmieniły się władze związku, po 2006 r. Wreszcie wyglądaliśmy jak reprezentacja. Tomek miał już wówczas 31 lat. Trochę późno - mówi Ziemianin.
- Polski biatlon przez lata to było kompletne amatorstwo, jeśli chodzi o sprzęt, organizację, odżywianie, a do tego kłótnie działaczy. To wszystko sprawiło, że talent Tomka nie mógł się w pełni rozwinąć. Pełen profesjonalizm nastał w biatlonie dopiero od pięciu, sześciu lat - mówi Tomasz Jaroński, komentator Eurosportu. - Gdyby urodził się w Szwecji, Niemczech czy Norwegii, to po takim sukcesie jak tytuł mistrza z 1995 r. jego kariera byłaby pielęgnowana, rozwinęłaby się pewnie w coś pięknego. Być może byłby dziś multimedalistą, jak Ole Einar Bjorndalen, a z igrzysk i MŚ przywiózłby worki medali - dodaje Jaroński.
Największy sukces Sikory to srebro igrzysk w Turynie. Polakowi we Włoszech nie szło, zajmował odległe miejsca na 10, 12,5 i 20 km. Aż przyszedł piątek, dwa dni przed końcem igrzysk, i start na 15 km. Polak odpalił jak rakieta, biegł rewelacyjnie, nie pudłował. Na ostatnią wizytę na strzelnicy wpadł pierwszy, za nim biegli Niemiec Michael Greis i Bjorndalen. - Niestety, ostatni, 20. strzał spudłował. Gdyby nie to, Greis by go nie wyprzedził i miałby złoto. Jednak srebro też piękne. Mistrzostwo świata jest cenne, ale jednak olimpijski medal zostaje w pamięci na zawsze. To moje najmilsze wspomnienie związane z Tomkiem, bo byliśmy wtedy z Krzysztofem Wyrzykowskim na miejscu, komentowaliśmy bieg w Eurosporcie. Pamiętam, że kiedy strzelał Greis, nie mogłem się powstrzymać i krzyknąłem: "Skuś baba na dziada!". Także wtedy po raz pierwszy pojawiło się słynne: "Rach, ciach, ciach". Tak mówił Krzysiek, gdy Tomek zaliczał bezbłędne strzelanie. Bardzo się wtedy wzruszyliśmy, od razu pobiegliśmy mu gratulować. Tomek to się śmiał, to płakał - wspomina Jaroński.
Dwaj najważniejsi ludzie w karierze Sikory to trenerzy. Wierietielny nauczył go podstaw, a potem - jak być zawodnikiem klasy światowej. W Turynie Polaka prowadził Ukrainiec Roman Bondaruk, który pokazał mu, jak być sportowcem dojrzałym. - Bondaruk był najlepszym, co mnie mogło w sporcie spotkać. On mnie wskrzesił dla biatlonu - powiedział Polak w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Po Sikorze zostanie pustka. - Odchodzi ikona polskiego sportu zimowego. Została tylko Kowalczyk - uważa Jaroński. Przez lata nie udało się wyhodować jego następców. - Męski biatlon leży i będzie leżał. Tomek mówi, że "może się chłopaki teraz odblokują", ale nie wierzę. Dlaczego tak jest? Nie wiem. Po prostu nie rodzą się utalentowani zawodnicy. Pojawił się młody Łukasz Szczurek, który zdobywał medale juniorskie, ale zawsze pomagał mu szczęśliwy zbieg okoliczności. Zawodnicy, z którymi wygrywał jako junior, dziś są w czołówce, a on walczy o sześćdziesiątkę PŚ - mówi komentator Eurosportu.
- Takich sportowców jak Tomek już nie ma. Zmieniło się pokolenie, dziś zawodnicy są wygodni, traktują sport jak przygodę, lubią wyjazdy, towarzyskie spotkania z kolegami. A Tomek od rana do nocy myślał o biatlonie, kombinował, co zrobić lepiej, świadomie wszystko podporządkował sportowi - mówi Zbigniew Waśkiewicz, prezes związku biatlonowego i rektor AWF w Katowicach, który kilka lat temu obalił Lewickiego i wprowadził do dyscypliny sponsorów i nowoczesność.
Słabość biatlonu wynika jednak także z braku tradycji i małej selekcji. Niemcy, Norwegowie, Szwedzi mają kilkanaście tysięcy zawodników, wybierają kadry spośród tysięcy juniorów. W Polsce jest 300 biatlonistów. Na ostatnich mistrzostwach Polski pobiegło 30 seniorów i 18 seniorek. - Między nami a potęgami jest przepaść, ale na tle Czechów czy Słowaków nie wypadamy już tak źle. Mamy cztery ośrodki biatlonowe, a ten w Dusznikach jest na europejskim poziomie - zaznacza Waśkiewicz. - Problem leży w mentalności. Dziś sportowiec "wie lepiej". Tomek miał pokorę, słuchał, a jeśli coś się nie udało, to winy szukał zawsze najpierw w sobie. Mówił: "To ja zapiep...łem".
- W Polsce nie biega się na nartach, nie ma tras. Choć mamy Justynę Kowalczyk, narciarstwo leży. A żeby mieć mocny biatlon, trzeba mieć mocne biegi, bo łatwiej nauczyć narciarza strzelać, niż strzelca biegać. Duszniki to mało, ośrodki są słabe - uważa Jaroński.
Sikora w tej dyskusji nigdy głosu nie zabrał. Nie chciał krytykować kolegów, szefów, związku. Nie chciał atakować dyscypliny, którą kocha. - Tomek z natury był nieśmiały, zamknięty w sobie, nawet gdy chciał o coś poprosić, musiało minąć pół godziny, żeby to z niego wydobyć. M.in. dlatego jego kariera marketingowo-medialna jakoś specjalnie nie wystrzeliła. Nie walczył o swoje. Pamiętam, że jak przyszedłem do związku, to dziwił się, że coś mu się należy. A ja mówiłem: "Tomek, ty tu jesteś najważniejszy, ty jesteś gwiazdą". Nie mógł uwierzyć - wspomina prezes Waśkiewicz. - Dopiero pod koniec kariery to do niego dotarło, że gdyby od początku miał takie warunki jak Bjorndalen i nie musiał się szarpać dziesięć lat o jakiś pasek do karabinu czy nowe narty, to mógłby osiągnąć dużo więcej.
7000
kilometrów rocznie na nartach
6000
strzałów z karabinu
24
lata uprawiał biatlon
3
medale MŚ - złoty na 20 km (1995), srebrny na 20 km (2004), brązowy w drużynie (1997)
23
razy na podium PŚ
5
zwycięstw
1
medal olimpijski - srebro w Turynie na 15 km
100 punktów Chamberlaina w meczu i inne magiczne wyczyny w sporcie