Borowczyk o Hołowczycu: Doświadczenie i inteligencja mogą pozwolić na sukces w Dakarze

- Krzysiek doskonale wie, że jadąc po dobre miejsce nie można cisnąć pedału gazu i jechać na zabój. Hołowczyc ma obecnie pozycję drugiego kierowcy w zespole X-Raid Team, za którym stoi koncern BMW, ma też dobry samochód. I jest szybki - mówi Andrzej Borowczyk, komentator Polsatu, ekspert rajdowy, który relacjonował cztery Dakary.

Po wtorkowym, trzecim etapie rajdu Dakar Krzysztof Hołowczyc jako pierwszy Polak w historii objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej.

Łukasz Cegliński: Jak ważne jest to wydarzenie dla polskiego sportu?

Andrzej Borowczyk: Bardzo ważne, bo Dakar to jedno z największych na świecie wydarzeń medialnych i promocyjnych. Organizatorzy nieprzypadkowo robią go w styczniu, bo teraz na świecie nie ma wielu ważnych wydarzeń - odbywa się Turniej Czterech Skoczni, ale zainteresowanie wszystkimi narciarskimi imprezami jest jednak ograniczone. Popularność Dakaru jest za to globalna i jest to poza dyskusją. Na dodatek pamiętajmy, że 10 lat temu tej rajd był dla nas, w Polsce, wydarzeniem z innej planety i czołowe lokaty były dla Polaków niewyobrażalne. Kiedy Krzysiek debiutował w 2005 roku mówił, jak typowy sportowiec, że jedzie po zwycięstwo, ale chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jakim wyzwaniem jest Dakar. Teraz, po siedmiu startach, ma wystarczająco dużo doświadczenia, by odnieść w nim sukces, wciąż jest bardzo szybkim kierowcą. Przed tegorocznym startem mówiło się po cichu, że Hołowczyca stać na podium. Do mety jest bardzo daleko, rajd dopiero się zaczyna, ale Krzysiek ma szansę.

Dlaczego w tym roku jest w gronie faworytów?

- Dakar to nie tylko naciskanie pedału gazu, tu trzeba mieć dobrze wyważony łącznik między głową, a nogą. Innymi słowy: trzeba wiedzieć, kiedy zwolnić i trzeba umieć zwolnić, żeby być najszybszym. Doświadczenie Krzyśka, które zdobywał w poprzednich latach, a także jego inteligencja, mogą pozwolić mu na sukces. On już doskonale wie, że jadąc po dobre miejsce nie można cisnąć pedału gazu i jechać na zabój. Hołowczyc ma obecnie pozycję drugiego kierowcy w zespole X-Raid Team [za Stephane'em Peterhanselem], za którym stoi koncern BMW, ma też dobry samochód. I jest szybki.

Jak popularny jest Dakar na świecie?

- Dana dyscyplina sportu zawsze popularna jest tam, skąd pochodzą jej najlepsi zawodnicy i w Dakarze jest podobnie - rajd jest bardzo ważny w Ameryce Południowej nie tylko dlatego, że od kilku lat się tam odbywa. Rajdy terenowe są bardzo popularne w Brazylii, która zawsze miała wielu dobrych zawodników. Meksyk ma znany rajd Baja 1000, który buduje też zainteresowanie Dakarem i przyciąga fanów z USA. Niesamowita popularność Dakaru jest też w Europie, szczególnie we Francji - tam się narodził, stamtąd startował, udział w nim brało zawsze wielu Francuzów. W Belgii organizuje się uroczyste, dodatkowe starty Dakaru, w których bierze udział po kilkudziesięciu zawodników. Ze względu na świetnych kierowców rajdem interesują się Hiszpanie, wysoka popularność jest we Włoszech. A od paru lat - w Polsce. Jest też coraz więcej kierowców z Azji, co podnosi rangę wydarzenia na Dalekim i Bliskim Wschodzie.

Da się porównać pierwsze miejsce Hołowczyca w klasyfikacji generalnej Dakaru z pierwszym miejscem, które w 2008 roku zajmował Robert Kubica w mistrzostwach świata Formuły 1 po zwycięstwie w Grand Prix Kanady?

- Takie porównywanie jest bardzo trudne i lepiej po prostu stwierdzić, że oba osiągnięcia są wielkie. Fakt, że Hołowczyc był liderem Dakaru, najlepszym spośród ponad 100 załóg jadących w rajdzie, że jedzie równo i szybciej niż wielu świetnych kierowców, że zajmuje miejsca w czołówce, jest godny podziwu. Warto też zauważyć, że wygranie odcinka specjalnego wcale nie jest taką najlepszą rzeczą, bo to zwycięzca, a nie lider klasyfikacji generalnej, startuje jako pierwszy kolejnego dnia. Kolejni kierowcy mogą jechać po jego śladach i choć wiąże się to z ryzykiem na wypadek błędu lidera, to jednak jest też pomocne. Najlepiej startować w pierwszej dziesiątce, a nie jako lider, choć pewnie żaden kierowca się do tego nie przyzna.

Dakar bardziej przypomina wyścig Formuły 1 czy wspinanie się na Mount Everest? To bardziej sport i walka z rywalami czy przygoda i walka z naturą?

- Dla kierowców z czołówki, którzy walczą o sukces, Dakar jest jak wyścig Formuły 1. Dla innych, np. dla Adama Małysza, który w tym roku debiutuje, jest to wspinaczka na Mount Everest. Za tymi, którzy walczą o zwycięstwo, o podium, stoją świetnie zorganizowane zespoły, a często koncerny. Ale w Dakarze są też tacy, np. motocykliści, którym nikt nie pomaga. Jadą w ogonie, przyjeżdżają na metę spóźnieni, w nocy. Na biwaku nie mogą spokojnie zjeść, odpocząć i położyć się spać na choćby trzy-cztery godziny, bo muszą zrobić przegląd motocykla. Zanim go skończą, muszą już startować. Po tygodniu nie wiedzą, co się dookoła dzieje, ich udział w imprezie zaczyna być niebezpieczny. Dla takich ludzi, amatorów, którzy przez rok zbierają pieniądze na start, by spełnić swoje marzenie, Dakar jest wielkim wyzwaniem.

Więcej o: