Start alpejskiego PŚ: Trzy pierwsze miejsca

Od bezprecedensowego wydarzenia rozpoczął się tegoroczny Puchar Świata - w sobotnim, inauguracyjnym slalomie gigancie kobiet w Sölden na najwyższym stopniu podium stanęły aż trzy zawodniczki!

Niewiele brakowało, aby tradycyjna już październikowa przedpremiera sezonu narciarskiego na lodowcu Rettenbach w austriackim Sölden została w tym roku odwołana. Zwłaszcza w sobotę warunki pogodowe były szczególnie niekorzystne - silnie wiejący wiatr przeradzał się momentami w zamieć. Organizatorzy najpierw kilkakrotnie opóźniali rozpoczęcie zawodów, aż w końcu zdecydowali się na skrócenie trasy aż o kilkanaście początkowych bramek. W efekcie inauguracyjny kobiecy gigant słynący ze swej długości i trudności związanej z wysokością (normalnie start znajduje się na 3 tys. m) stał się dość banalną trasą, na której w ten weekend ważniejsze było szczęście niż umiejętności.

- Warunki były bardzo zmienne. Chwilami koszmarne. Ale podczas pierwszych zawodów w sezonie nikt z takiego powodu nie rozpacza. Najważniejsze dla nas jest to, że po tylu miesiącach przerwy znowu jesteśmy razem na stoku i że atmosfera była bardzo sympatyczna. Większość z nas dobrze się chyba bawiła. Może poza tymi, które wiatr wyrzucił z trasy... - powiedziała "Gazecie" najlepsza z Francuzek Carole Montillet, która w sobotę zajęła 14. pozycję.

Największe uśmiechy miały w sobotę bez wątpienia Austriaczka Nicole Hosp, Norweżka Andrine Flemmen i Słowenka Tina Maze. Po dwóch przejazdach okazało się bowiem, że te trzy narciarki mają absolutnie identyczny czas - 1 minutę 49 sekund i 91 setnych. I w trójkę muszą się zmieścić na najwyższym stopniu podium. Czegoś takiego w historii narciarskich zmagań jeszcze nigdy nie było. - To naprawdę nie do wiary. To jakiś zupełnie szalony wynik! - kilkakrotnie powtarzała doświadczona Flemmen. - Boże, ja chyba śnię - dziwiła się 18-letnia Hosp, dla której zaczął się zaledwie drugi w karierze sezon w Pucharze Świata. - Marzyłam tylko o tym, aby się zakwalifikować do drugiego przejazdu, czyli znaleźć się wśród 30. najlepszych zawodniczek. Bardzo się zdenerwowałam, gdy po pierwszym zjeździe mimo tego potwornego wiatru okazało się, że jestem aż 11. Trener uspokajał mnie i powtarzał, że jak się postaram, to mogę tę lokatę utrzymać... Nikt mi nie powiedział, że mogę wygrać! - mówiła Hosp, która w tym sezonie chce zacząć startować we wszystkich pucharowych konkurencjach. - Moim marzeniem jest wygrać kiedyś klasyfikację generalną Pucharu Świata. Chcę być naprawdę wszechstronna - zapowiada młoda Austriaczka, która w ubiegłym sezonie zajęła czwarte miejsce w slalomie specjalnym mistrzostw świata juniorów i tę samą pozycję w klasyfikacji generalnej Pucharu Europy. I sądząc po bardzo chłodnych gratulacjach, jakie Hosp w sobotę otrzymała od swych utytułowanych starszych koleżanek z ekipy - z Michaelą Dorfmeister (w sobotę 12. pozycja) i Alexandrą Meissnitzer (nie ukończyła sobotnich zawodów) na czele - buńczuczne deklaracje nastolatki brane są przez nie całkiem serio...

Wreszcie Eberharter

Podczas niedzielnych zmagań mężczyzn tak wielkich emocji i niespodzianek już oczywiście nie było. Więcej - inaugurujące sezon zawody mężczyzn pokazały, że od ubiegłej zimy światowa hierarchia nie uległa zbyt wielkiej zmianie i o miejsca na podium będą walczyć w najbliższych miesiącach prawdopodobnie ci sami zawodnicy co przed rokiem. Dla przypomnienia - w październiku 2001 roku podczas otwarcia sezonu w Sölden na gigantowym podium stanęli kolejno - Francuz Frédéric Covilli, Austriak Stephan Eberharter i Szwajcar Michael von Grünigen. Minęło 12 miesięcy i na podium zmieniła się tylko kolejność. W tę niedzielę pierwszy był Austriak, który zresztą dotąd w Sölden nie wygrał, drugi Francuz, a Szwajcar trzeci. Czyli kolejno: zwycięzca ubiegłorocznej klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i zarazem mistrz olimpijski w gigancie (Eberharter) przed zwycięzcą klasyfikacji PŚ w gigancie (Covilli) i przed "gigantowym" mistrzem świata (von Grünigen). Taka powtórka na inaugurującym sezon podium to także premiera.