Gol Rooneya okazał się sensacyjny aż z trzech powodów. Po pierwsze, padł w ostatniej minucie meczu po pięknym strzale z 25 m - piłka przeleciała nad bezradnym bramkarzem "Kanonierów" Davidem Seamanem - strzelec zaś wszedł na boisko zaledwie dziesięć minut wcześniej. - A ja na treningach zabraniam mu oddawać strzały z takich nierealistycznych pozycji! - przyznał po meczu menedżer Evertonu David Moyes.
Po drugie, bramka ta przerwała marzenia piłkarzy i menedżera Arsenalu Arsene Wengera o obronie tytułu mistrza Anglii bez ani jednej porażki, co dotąd udało się dokonać tylko raz - piłkarzom Preston w 1889 roku, czyli pierwszym sezonie ligi (18 zwycięstw i cztery porażki, tylko 16 straconych bramek). "Kanonierzy" nie przegrali 30 kolejnych spotkań, ostatni raz schodzili z boiska pokonani dziesięć miesięcy temu.
Po trzecie, Rooney dopiero za tydzień skończy 17 lat. Dzięki sobotniej bramce stał się najmłodszym strzelcem gola w liczącej ponad 100 lat historii ligi angielskiej. Bukmacherzy z firmy Williama Hilla już przyjmują zakłady, że stanie się najmłodszym debiutantem w reprezentacji Anglii (7-2). Dotychczasowy rekord należy do Michaela Owena, który pierwszy raz wystąpił w drużynie "Trzech lwów", mając 18 lat i 59 dni.
- To był szczególny gol, a ten chłopak to szczególny talent. Największy, jaki dotąd tu zobaczyłem od mego przyjazdu na Wyspy - stwierdził z uznaniem francuski menedżer przegranych. - Mam nadzieję, że wytrzyma fizycznie trudy gry w Premier League i psychicznie to olbrzymie zamieszanie, jakie teraz wybuchnie wokół niego.
Rooney już od paru miesięcy opisywany był przez media jako "nowy Michael Owen" albo "nowy Paul Gascoigne", a kibice i dziennikarze domagali się od Moyesa, żeby chłopak grał więcej. Ten jednak powoli wprowadzał zawodnika do Premier League, wpuszczając go tylko w końcówkach.
- Robiłem to, żeby go oswoić z presją. Rano poszedłem na zajęcia naszej akademii futbolowej, czyli drużyny do lat 17. Wayne też oglądał trening z trybun. Pomyślałem sobie: "Hej, przecież to jest grupa wiekowa dla niego, a on strzela zwycięskiego gola przeciwko mistrzom Anglii!" - mówił po meczu Moyes.
- Będę go bardzo rozsądnie wprowadzał w świat wielkiego futbolu. Chcemy go wychować na porządnego piłkarza i człowieka, tak jak menedżer Manchesteru United zrobił np. z Ryanem Giggsem. Tak młodego zawodnika trzeba ochraniać. Wiem, że wszyscy są podekscytowani, ale liczę, że media i fani dadzą chłopakowi trochę oddechu - dodał Moyes.
Tymczasem fani Evertonu (ostatni tytuł mistrza Anglii w 1987 roku) cieszą się, że wreszcie w ich drużynie gra wychowanek klubu, który od dziecka mu kibicował. Dotąd bowiem utalentowani chłopcy z zamieszkanych przez kibiców Evertonu dzielnic Liverpoolu trafiali do wielkiego rywala z Anfield Road, jak to było w przypadku Owena, Stevena Gerrarda czy Jamie Carraghera.
Tymczasem Liverpool, dzięki potknięciu Arsenalu, awansował na pozycję lidera. Zespół Jerzego Dudka, który w piątek przedłużył kontrakt z klubem do 2006 roku, pokonał na wyjeździe Leeds 1:0. Jedynego gola wypracowali sprowadzeni przed sezonem za 15 mln funtów reprezentanci Senegalu: El Hadji Diouf, podał ze skrzydła do wbiegającego przed bramkę Salifa Diao, a ten uderzeniem z pierwszej piłki trafił do siatki. "The Reds" wystąpili bez zmęczonego występami w kadrze Owena oraz kontuzjowanych i Gerrarda i Emile Heskeya.
Dudek kilka razy obronił bardzo trudne strzały, m.in.: Harrty'ego Kewella i Lee Bowyera, raz piłka trafiła w spojenie słupka i poprzeczki. - Znów zachowaliśmy czyste konto dzięki znakomitej pracy Jerzego. Gdy nie tracimy bramki, gra nam się dużo lepiej, czujemy w sobie siłę ognia, żeby samemu zdobywać gole - mówił kapitan "The Reds" Fin Sami Hyypia.
- Na Elland Road zawsze gra się piekielnie ciężko, ale my pokazaliśmy mistrzowską formę. Ten weekend udowodnił, że w Premier League jest wiele znakomitych, młodych piłkarzy. Roony dopiero skończy 17 lat. U nas Milan Barros i Diouf mają po 21, Michael Owen 22, a przecież napastnicy osiągają optymalną formę w wieku 25-27 lat. Mamy prawdziwe diamenty, trzeba je tylko spokojnie szlifować - stwierdził menedżer Liverpoolu Gerard Houllier.
Punkty w sobotę stracił także Manchesteru United, który szczęśliwie zremisował na Loftus Road z Fulham 1:1. Kilka minut przed końcem sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy za faul Laurenta Blanca na Steedzie Malbranque'u. "Jedenastkę" wykonywał sam poszkodowany, ale bramkarz reprezentacji Francji Fabien Barthez obronił jego strzał.
Po meczu menedżer Fulham oskarżył Bartheza o niesportowe zachowanie, bo ten opóźniał wykonanie karnego, dekoncentrując Malbranque'a - dostał zresztą za to żółtą kartkę. Gdy sędzia Mike Dean gwizdnął, golkiper nadal czyścił buty o jeden ze słupków. - Malbranque powinien dostać nagrodę fair play, bo mógł wtedy strzelać do pustej siatki i gol byłby uznany, ale on wolał zaczekać, aż Barthez ustawi się na środku - stwierdził francuski menedżer gospodarzy Jean Tigana.
LEEDS UNITED - LIVERPOOL 0:1 (0:0): Diao (66.)
EVERTON - ARSENAL 2:1 (1:1): Radziński (22.), Rooney (90.) - Ljungberg (8.)
BLACKBURN ROVERS - NEWCASTLE UNITED 5:2 (2:1): Dunn (5. karny, 8.), Taylor (55. i 74.), Griffin (65. samobójcza) - Shearer (36. karny i 48.)
FULHAM - MANCHESTER UNITED 1:1 (1:0): Marlet (35.) - Solskjaer (62.)
MANCHESTER CITY - CHELSEA 0:3 (0:0): Zola (69. i 84.), Hasselbaink (85.)
SUNDERLAND - WEST HAM UNITED 0:1 (0:1): Sinclair (23.)
WEST BROMWICH - BIRMINGHAM CITY 1:1 (0:0): Roberts (87.) - Moore (86. samobójcza)
CHARLTON ATHLETIC - MIDDLESBROUGH 1:0 (1:0): Euell (5.)
TOTTENHAM HOTSPUR - BOLTON WANDERERS 3:1 (0:0): Robbie Keane (58., 74.), Simon Davies (90.) - Djorkaeff (63.).
W poniedziałek mecz Aston Villa - Southampton
8 - Gianfranco Zola (Chelsea)
7 - Alan Shearer (Newcastle)
6 - Sylvain Wiltord (Arsenal),
Thierry Henry (Arsenal)
5 - Kevin Campbell (Everton),
Nwankwo Kanu (Arsenal),
Michael Owen (Liverpool)