Zbigniew Boniek apeluje do Franciszka Smudy, żeby oddał "śmierdzącą forsę" - premię za ustawiony mecz

Były wybitny reprezentant Polski zastanawia się jak to możliwe, że obecny selekcjoner narodowej kadry nie chce oddać "pochodzącej z kradzieży" kwoty 90 tys. zł.?

Cały felieton Zbigniewa Bońka przeczytasz na Interia.pl ?

Latem 2006 roku prowadzone przez Smudę Zagłębie Lubin kupiło od Cracovii remis 0:0 i dzięki temu punktowi awansowało do europejskich pucharów.

Przed meczem piłkarze Zagłębia - wśród nich Łukasz Piszczek (pewniak selekcjonera do gry na Euro 2012) oraz Łukasz Mierzejewski (powoływany przez Smudę) - zrzucili się po kilka tysięcy na "premię" dla krakowian. Opłacało się, bo za awans do pucharów dostali kilka razy więcej niż wydali na łapówkę. Piszczek 48 tys. zł, Mierzejewski 72 tys. zł.

Smuda nic o szwindlu nie wiedział. Ale premię od państwowej spółki KGHM, która jest właścicielem Zagłębia, przyjął.

Po latach sprawą zajęła się prokuratura i niedawno zapadł wyrok w sądzie oraz w Wydziale Dyscypliny. Piłkarze poddali się karom dobrowolnie i nie dość, że zapłacili grzywny (Piszczek 100 tysięcy zł., a Mierzejewski 20 tys.) to jeszcze zwrócili premie za tamten remis.

Smuda nie był o nic oskarżony. I nie zamierza oddawać premii. Niedawno w "Piłce Nożnej", zapytany dlaczego, odpowiedział: "No proszę darować, ale to jakieś głupkowate zarzuty. Przecież gdybym poszedł na targ i w dobrej wierze kupił kilogram jabłek, a po tygodniu okazałoby się, że były kradzione, to co miałbym oddać i komu? Przecież dawno bym zdążył je zjeść, potem strawić a nawet... spuścić wodę. Mniej więcej tak jest z moją premią za wywalczenie miejsca w pucharach przez Zagłębie Lubin".

Bońka oburza takie podejście do sprawy. W felietonie na portalu Interia.pl apeluje do selekcjonera, by dał sobie spokój i przestał się wygłupiać. Żeby był normalny i przeznaczył "śmierdzącą forsę" na szczytny cel nie czekając, aż zostanie do tego zmuszony. Uważa, że selekcjoner powinien to zrobić spontanicznie, a taki pozytywny gest podreperuje jego lekko nadszarpniętą reputację. Boniek napisał, że "moralność jest jedna i albo się ją ma albo jej nie ma".

Na koniec wybitny polski piłkarz, uczestnik trzech mundiali i medalista MŚ z 1982 roku, przypomniał, że grał w pamiętnym meczu na Heysel. 29 maja 1985 roku w Brukseli doszło do tragedii przed finałem Pucharu Europy Juventus - Liverpool. Doszło do starć między kibicami obu klubów, zginęło 39 osób. Mimo tragedii mecz się odbył, Włosi wygrali 1:0 i po raz pierwszy w historii zdobyli to trofeum. Za wygraną Boniek dostał z Juventusu równowartość 100 tysięcy euro. Premię przeznaczył dla ofiar. A później odszedł z klubu. "Wtedy ta kasa bardzo by mi się przydała, ale nie czułem się na siłach, by ją podnieść. A ty, Franciu, coś gadasz o kupionych i skonsumowanych już jabłkach i spuszczonej po nich wodzie".

"Perquis? Francuski śmieć", "Lato? To prostak" - kontrowersyjne wypowiedzi Tomaszewskiego

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.