Michał Winiarski, czołowy polski siatkarz: Powalczymy o podium mistrzostw Europy

W Polsce krótka jest droga od uwielbienia do powszechnej krytyki. Każdy sportowiec się o tym przekonał. Tak było z chłopakami, na których mało kto stawiał w meczu z Niemcami, a jednak wygrali - mówi Michał Winiarski, czołowy polski siatkarz, który nie pojechał na mistrzostwa Europy do Czech. W poniedziałek o godzinie 18 Polacy zmierzą się ze Słowakami. Zapraszamy do śledzenia relacji Zczuba i na żywo na Sport.pl.

ME siatkarzy - serwis specajlny Sport.pl ?

Przemysław Iwańczyk: Bardzo się denerwowałeś, oglądając pierwszy mecz mistrzostw Europy sprzed telewizora?

Michał Winiarski: Najważniejsze, że chłopaki mają nerwówkę za sobą. Do sukcesu w pierwszym meczu poprowadził kadrę Bartek Kurek, jak na prawdziwego lidera przystało. Jego zagrywka była nie do odbioru, ataki z piłek sytuacyjnych w czwartym secie pozwoliły zwyciężyć. Udźwignął ciężar w końcówce. Ale nie tylko on był bohaterem, cały zespół grał równo, świetnie blokiem i zagrywką. To ustawiło mecz, zmuszało Niemców do pomyłek.

Widać, że wszystko, co działo się przy kadrze, zwłaszcza po Memoriale Wagnera, kiedy spadła na drużynę wielka krytyka, dodało jej sił i wiary. W Polsce krótka jest droga od uwielbienia do powszechnej krytyki. No więc chłopaki pokazali, co potrafią.

Piotr Gruszka powiedział nawet, że w tak fatalnej atmosferze jeszcze nie jechał na żadną imprezę. Inni reprezentanci też się skarżyli, że zamiast pomagać, wszyscy chcą im dokopać.

- Nie dziwię się chłopakom, zwłaszcza że w memoriale zawsze grało się ciężko. Wszyscy powinniśmy dać sobie trochę czasu. Patrzę na to z boku i widzę, co się dzieje. Dlatego już jako zawodnik, w środku zespołu staram się od wszystkiego odcinać. Niestety, nie zawsze się udaje. Życzę chłopakom dobrego turnieju, tylko tym zwalczą oponentów. I apeluję: wstrzymajmy się z kolejnymi ocenami, to dopiero początek turnieju. W sporcie, zwłaszcza w Polsce, chwile na szczycie są piękne, ale boleśnie się z niego spada.

Kto jest faworytem mistrzostw?

- Patrząc na ostatnio prezentowaną formę, Rosja. Zawsze mieli potencjał, są i byli potęgą, jednak dopiero teraz, przy trenerze Aleknie, wszystko zaczęło im się układać. Dalej jest sześć, siedem zespołów, które mogą dojść do podium.

To będzie bardzo wyrównany turniej, o czym świadczy choćby wynik meczu w naszej grupie, który bardzo mnie zaskoczył - Słowacja pokonała 3:2 Bułgarię, murowanych faworytów. To jest turniej właśnie, kolejny raz okazało się, że wszystko może się zdarzyć. Jeśli pokonamy Bułgarów, będą oni mieli nóż na gardle. Niemcy z tym nożem zagrają już w niedzielę przeciwko Słowacji. Jeśli zagramy w kolejnych meczach tak skutecznym blokiem, jak z Niemcami, wszyscy nasi rywale staną pod ścianą, a my będziemy mieć się bardzo dobrze przed kolejnymi meczami.

Tak może być też w pozostałych grupach.

Jak oceniasz szanse kolegów?

- Polskę widzę w czołówce. Przypominają mi się mistrzostwa w Turcji w 2009 r., gdzie kadra także jechała osłabiona, ale bez wielu ważnych ogniw zdołała sięgnąć po złoto. Podobnie zdarzyło się kilka tygodni temu, w finale Ligi Światowej, kiedy chłopaki sprawili niespodziankę, stając na podium. To jest turniej, z całą swoją specyfiką. Jeśli forma i szczęście zbiegną się w jednym czasie, możemy liczyć na sukces. Liczyłem, że od soboty Polacy będą grali ładną, składną siatkówkę, zaczną zwyciężać i na razie się nie pomyliłem.

A nie jest dla ciebie zaskoczeniem, w jakim składzie pojechali na Euro?

- Trenera warto o to zapytać, on wybierał, pewnie optymalnie. Właściwie znów trzeba by wałkować przy tym temat nieobecnych, ale to już nie ma sensu, zwłaszcza że z naszą czwórką - ja, Mariusz Wlazły, Daniel Pliński i Paweł Zagumny - sprawa była jasna od dawna, że wrócimy po wyleczeniu wszystkich dolegliwości.

Koniec końców do Czech pojechała reprezentacja mocno okaleczona.

- Ja tylko gram, dysproporcji między zawodnikami oceniał nie będę. Rzeczywiście po mistrzostwach świata w 2006 r. wydawało się, że przez lata będziemy mieć silną i liczną kadrę. W pewnym momencie tak było, ale wiemy też, jakie kłopoty zdrowotne dopadły niektórych z nas. Przez to w kilku poważnych imprezach nie wszyscy byli do dyspozycji. Ale trzeba szukać i zalet takiej sytuacji - młodzi, którzy wchodzą teraz do kadry, mogą się ogrywać. Ja takiej możliwości nie miałem, w kadrze ciągle byli starsi i bardziej doświadczeni koledzy, od razu rzucono mnie na głębokie wody na mistrzostwach świata przed pięcioma laty.

Jednak zdecydowanie więcej jest minusów. Polska siatkówka, po klęsce na zeszłorocznym mundialu, na kolejną wpadkę pozwolić sobie nie może.

- Zeszłe mistrzostwa świata? Wtedy też miałem problemy ze zdrowiem, ale był nacisk, że trzeba, że muszę. Robiłem więc, co mogłem, a mogłem niewiele. Nie dlatego, że olewam kadrę, ale dlatego, że zdrowie mnie omijało. Życie pokazało, że lepiej było nie jechać, niż grać na 50 proc. Bo później wszystko spadło na nas, że przez nas ta porażka, tych którzy nie chcieli, a pojechali.

Czy w tym roku trener Anastasi będzie mógł jeszcze na ciebie liczyć?

- Otwarcie mówiłem, że będę chciał grać, jeśli się wyleczę. Jestem po przepracowaniu kilku tygodni w Skrze Bełchatów, po wcześniejszej rehabilitacji i jeśli trener będzie widział mnie w składzie, jestem do dyspozycji.

Byłeś gotowy, żeby jechać już na mistrzostwa Europy?

- Trudno mi powiedzieć, za mną dwa miesiące "nic nierobienia" poza ćwiczeniami wzmacniającymi barki i kolana. Nie miałem kontaktu z piłką i może dlatego teraz czuję się lepiej. Odkąd ćwiczę z piłką, coraz bardziej ją czuję, ale potrzebuję jeszcze dużo grania. Po tak długiej przerwie chyba nie byłbym jeszcze przydatny drużynie.

Anastasi kontaktował się z tobą? Według obiegowych opinii obraził się na was, że nie byliście do dyspozycji na starcie sezonu?

- Rozmawiałem z trenerem o swojej sytuacji jeszcze przed pierwszymi powołaniami. To, że nie będziemy grać w Lidze Światowej, było wiadomo. Przed Euro rozmawiałem i z trenerem, i z prezesem Mirosławem Przedpełskim. Powiedzieli, że rozumieją moją decyzję, a trener dodał, że też był kiedyś zawodnikiem, że takie przerwy czasami są potrzebne. Jak było z kolegami, nie wiem, ja z selekcjonerem miałem kontakt.

Kibice do twoich problemów podeszli z dużym zrozumieniem. Do innych, np. Mariusza Wlazłego, już nie.

- Nie przypominam sobie, aby mnie ktoś łagodnie z tego powodu potraktował, albo rozumiałby moje problemy. Zanim to wszystko przeszedłem, nasłuchałem się, czemu to mogę grać w Skrze Bełchatów, a nie w kadrze. Nazywano nas wszystkich "wczasowiczami". Przecież każdy ma prawo do urlopu.

Nie widzę różnicy, o mnie mówiono tyle samo, ile o Mariuszu. Cała nasza czwórka była traktowana w ten sposób. Przypomnę, że nie była to tylko nasza decyzja, ale konsultowana także z lekarzami. Wiedzieli, co nam dolega.

Siatkarze przed Euro: Zaniechania trenera, błędy w selekcji, tak źle jeszcze nie było

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.