Kierowcy włoskiego zespołu są nie do pobicia. Wygrali 13 z 15 rozegranych w tym roku wyścigów. 10 z nich oczywiście Michael Schumacher, który już dużo wcześniej zapewnił sobie tytuł mistrza świata. Ich triumf na torze Monza obserwowało 60 tys. kibiców, dopingujących swój team - Ferrari.
Barrichello i Schumacher mieli ułatwione zadanie, bowiem z rywalizacji odpadali kolejni rywale, m.in. jeżdżący w teamie Williams-BMW, startujący z pole position Kolumbijczyk Juan Pablo Montaya i jego kolega, młodszy z braci Schumacherów, Ralf.
Tuż po starcie Montoya przeciął tor i zablokował bolidy Ferrari. Jednak w wyniku tego manewru Kolumbijczyk nie zmieścił się na pierwszej szykanie i przeciął pobocze, dzięki czemu na prowadzenie wysunął się Ralf. Niemiecki kierowca zakończył rywalizację już na czwartym okrążeniu, z powodu awarii silnika. Montoya na 33 okrążeniu miał awarię zawieszenia.
Tymczasem z zacięcie walczących ze sobą kierowców Ferrari ostatecznie jako pierwszy na metę dotarł Brazylijczyk.
- To było fantastyczne, nieprawdopodobne zwycięstwo, odniesione na oczach tysięcy naszych sympatyków - zachwycał się Barrichello. - Przeżyłem cos niezwykłego, gdy przed ceremonią dekoracji słyszałem te wiwatujące tłumy. Na podium czułem się, jak uwielbiana przez miliony gwiazda rock'n'rolla
Po wyścigu tyle samo co o zwycięstwie Brazylijczyka mówiono o nowym kontrakcie drugiego na mecie Schumachera. Ferrari jest gotowe zapłacić mu 150 mln euro, byle tylko przedłużył kontrakt do 2006 r. Pięciokrotny mistrz świata ma umowe ważną do 2004 r, w tym sezonie zarobił 40 mln euro.
1. Rubens Barrichello (Brazylia/Ferrari) 1:16.19,982; 2. Michael Schumacher (Niemcy/Ferrari) strata 2,255; 3. Eddie Irvine (W.Brytania/Jaguar Racing) 52,579.
1. M. Schumacher - 128 pkt; 2. Barrichello - 61; 3. Juan Pablo Montoya (Kolumbia/Williams-BMW) 44; 4. Ralf Schumacher (Niemcy/Williams-BMW) 42.
1. Ferrari - 189 pkt; 2. Williams-BMW - 86; 3. McLaren-Mercedes - 57.