?Tygrys" walczy z Hallem. Dlaczego nie z Royem Jonesem?

- Dariusz Michalczewski zapewne nigdy nie spotka się z Royem Jonesem jr. Są związani z różnymi telewizjami, każdy chce być gwiazdą, bardzo dużo zarobić i pozostać niepokonanym. Tego wszystkiego nie da się pogodzić - mówi zawodowy mistrz Europy Przemysław Saleta. I ma rację.

Michalczewski walczy w sobotę z Richardem Hallem. Ich pierwszy pojedynek, w grudniu 2001 r., sędzia przerwał w 11. rundzie, gdy oko Amerykanina przypominało dużego buraka - tak było opuchnięte. Niezadowoleni widzowie gwizdali tak jak po kilku wcześniejszych walkach Michalczewskiego, a Hall opowiadał, że został skrzywdzony.

Nikt atrakcyjny - poza Jonesem - już Michalczewskiemu nie został. Sobotnia walka z Hallem to gest rozpaczy promotorów Polaka. Podobnie Jonesowi. Obił tydzień temu Clintona Woodsa, tak jak obijał każdego innego przeciwnika. I tak już pewnie będzie zawsze.

1. Za późno

- Roy Jones jr ma małą szansę, by udowodnić, że jest kimś więcej niż tylko genialnym menedżerem - twierdzi Ron Borges z telewizji HBO, który na stronach internetowych stacji komentuje bokserskie wydarzenia. - Nigdy żaden z pięściarzy nie zarobił bowiem tylu pieniędzy, robiąc tak mało. Prawda jest taka, że za sprawą umiejętnych zabiegów promotorów ciągle był postrzegany jako wielki talent, najlepszy bokser bez podziału na kategorie wagowe, ale tak naprawdę nigdy nie udowodnił tego w ringu. Są tacy pięściarze jak on, Prince Naseem Hamed czy Lennox Lewis, którzy nie stoczyli właściwych walk we właściwym czasie i dlatego nigdy nie będą traktowani jak Evander Holyfield czy Oscar de la Hoya, którzy nie bali się wielkich wyzwań i podejmowali je w odpowiednim momencie, tak by przejść do historii. Jones już dawno powinien zdecydować się na jakiś wielki wyczyn, być może właśnie na walkę z Michalczewskim - dodaje Borges.

2. Nie zależy telewizjom

Argumenty Borgesa są słuszne, nie wypada mu jednak powiedzieć, że nie wszystko zależy od samego Jonesa. To przecież właśnie HBO, z którą ma podpisany kontrakt - na spółkę z m.in. swoją konkurencją Showtime - trzęsie zawodowym pięściarstwem w USA. Jej były szef, obecnie promotor, człowiek, który był do niedawna postacią nr 1 w zawodowym pięściarstwie, Lou Di Bella powiedział kiedyś, że pojedynek z Michalczewskim nie jest Jonesowi (czytaj: i HBO) do niczego potrzebny. - Roy nie ma już nic do udowodnienia (czytaj: i tak ludzie chcą go oglądać, bo ich przekonaliśmy, że jest najlepszy) - oświadczył.

Jednak nie jest to takie oczywiste. Dwa lata temu HBO - po raz pierwszy i ostatni - przeprowadziła po walce Jonesa z Davidem Telesco sondę wśród widzów, kto powinien być kolejnym rywalem mistrza świata federacji WBA, WBC i IBF. 43 proc. osób odpowiedziało, że Michalczewski.

Rozmowy z Universum Box Promotion były więc prowadzone. Jednak niemiecki promotor reprezentujący Michalczewskiego nie jest skłonny do ustępstw. On też ma zbyt wiele do stracenia. Co prawda stawia ostatnio na braci Kliczków, jednak Michalczewski to mistrz świata wersji WBO i jak dotąd jego najbardziej utytułowany zawodnik. To dzięki jego nazwisku Klaus-Peter Kohl podpisał niedawno lukratywny kontakt z telewizją ZDF, to ze względu na Michalczewskiego miał umowy z Premiere czy Sat 1. Porażka z Jonesem oznaczałaby duże kłopoty. I vice versa. Także wpadka Jonesa obaliłaby mit wielkiego herosa, na którym pieniądze zarabia HBO. Dlatego i amerykańskiej, i niemieckiej stacji trudno dojść do porozumienia.

3. Nie zależy pięściarzom

Również obaj bokserzy mają wiele do stracenia. Michalczewski - mistrz świata od 1994 roku, niepokonany w 46 walkach. Ostatnio mógł sobie nawet pozwolić na to, by oświadczyć w studiu ZDF, że teraz będzie już walczył tylko jako Polak. Ma pieniądze, ludzie chcą go oglądać. Ale właśnie dlatego, że jeszcze nigdy nie przegrał. Co będzie, jeśli Jones rozprawi się z nim szybko i łatwo? Czy znajdzie w Niemczech kibiców? Jako przegrany Polak? Wątpliwe. "Tygrys" też jest doświadczony, umie budować swój mit. Jakiś czas temu wysłał np. list otwarty do Jonesa, w którym wypomniał mu, że jest mistrzem świata tylko dlatego, iż wcześniej on zrzekł się pasów federacji WBA i IBF wywalczonych po zwycięstwie nad Virgilem Hillem.

Jones długo nie reagował na zaczepki. Aż w końcu z typową dla siebie pewnością oznajmił, że jest wielkim pięściarzem i zaszczyt walki z nim musi kogoś takiego jak Michalczewski drogo kosztować. Jednak - twierdząc, że w poszukiwaniu sławy - zwracał się kilkakrotnie w stronę wagi ciężkiej. Najpierw mówił o walce z Evanderem Holyfieldem, potem próbował zachęcić do boju potężnego Lennoksa Lewisa. Wiadomo było, że nic z tego nie wyjdzie, ale przynajmniej na jakiś czas odwracało to uwagę opinii publicznej od Michalczewskiego. Jones już raz - przez przypadek i dyskwalifikację - przegrał, więc po co mu takie ryzyko? I tak jest uważany za najlepszego pięściarza na świecie. Jeśli przegrałby z Michalczewskim, pożegnałby się z tym tytułem.

On też ma zbyt wiele do stracenia.

Zaklęcia mistrzów...

...czyli dlaczego ciągle nie można zorganizować walki

Mówi Jones:

bo ja jestem gotów na walkę w każdej chwili, ale nikt z ekipy Michalczewskiego tak naprawdę jej nie chce. Jego ludzie dużo gadają, a mało robią. Coś tam kiedyś zaproponowali, potem obiecali, że oddzwonią, i nie odezwali się;

bo jak Niemcy w końcu złożyli mi propozycję, to była śmieszna. Ja nie będę walczył za mniej niż... (tu w zależności od samopoczucia Amerykanina padają różne kwoty. Ostatnio - 25 mln dolarów);

bo moja praca to walka i pokonanie każdego, kto się tylko pojawi. Jemu też skopię tyłek, tylko niech wreszcie da mi szansę;

bo oni chcą, żebym jechał do Niemiec! Przecież to szaleństwo. To ja mam dwa mistrzowskie pasy i w mojej sytuacji nie ma to sensu. Jak chce się bić, niech przyjeżdża do USA. Dam mu nawet na bilet;

Mówi Michalczewski:

bo ja jestem gotów do walki w każdej chwili, ale Jones chyba się mnie boi. Ciągle przede mną ucieka, ostatnio np. ... (tu pojawia się przykład kolejnej ekstrawagancji Jonesa, ostatnio jego chęć stoczenia pojedynku w wadze ciężkiej z pogromcą Evandera Holyfielda Johnem Ruizem);

bo ten pojedynek jest zależny od wielu poplątanych interesów;

bo on chciałby wszystko. Ja też zasługuję na mistrzowską gażę. Obaj możemy walczyć nawet za ... (padały różne kwoty, np. 17 mln dolarów), tylko trzeba wreszcie przestać mówić, a zacząć coś robić. Naciskam na mojego promotora Klausa-Petera Kohla. Ostatnio był w USA i rozmawiał z HBO... (itd., itp.);

bo ja mogę w każdej chwili wyjechać do Stanów Zjednoczonych i tam się bić. Ale nie chcę być przystawką do głównego dania, tylko bohaterem wieczoru. Jak mi odpowiednio zapłacą, to jadę i walczę z Jonesem.

jam

Jones kontra Michalczewski

wiek

Jones: 33 lata

Michalczewski: 34 lata

rekord

Jones: 47 zwycięstw, 1 porażka

Michalczewski: 46 zwycięstw, bez porażki

wady i zalety

Jones: siła ciosu, szybkość, dynamika, technika - w zasadzie nie ma słabych punktów. Tak przynajmniej prezentował się w walkach z dotychczasowymi rywalami, których obijał i rozbijał bez większych kłopotów. Nigdy jednak w swojej karierze nie znalazł się w głębokiej defensywie i poważnych opałach. Pytanie, czy Michalczewski potrafiłby w ogóle zepchnąć go do obrony.

Michalczewski: żelazna dyscyplina, bezbłędna realizacja w ringu założeń taktycznych. Jest konsekwentny. Ma silny cios, a jego błyskawiczny lewy prosty, którym "rozmiękcza" rywali w pierwszych rundach walki, przeszedł już do legendy. Gorzej jest, gdy zostanie trafiony. Dotąd nie miał rywala, który wykorzystałby chwile jego słabości.

szanse na zwycięstwo

obiektywnie

Jones: 70 proc.

Michalczewski: 30 proc.

subiektywnie

Jones: 50 proc.

Michalczewski: 50 proc.

jam

Copyright © Agora SA