W nocy z czwartku na piątek rozpocznie się draft w najbogatszej lidze świata: NFL. Będzie to już 90. tego rodzaju spotkanie właścicieli futbolowych klubów, podczas którego będą wybierać najlepszych zawodników z ligi akademickiej. Według obowiązujących od początku reguł z numerem pierwszym wybierać będzie najgorszy zespół poprzedniego sezonu. Tym razem będą to Tennessee Titans, potem drudzy od końca New York Giants i tak dalej aż do zwycięzców Super Bowl, Philadelphia Eagles, którzy wybierać będą z numerem 32. Draft będzie miał aż siedem rund.
To właśnie w futbolowej NFL zastosowano draft po raz pierwszy. Stało się to w 1936 roku. Potem ten sposób pozyskiwania zawodników skopiowały NBA w 1950 roku, NHL w 1963 i MLB w 1965.
Bezpośrednim powodem wprowadzenia draftu w NFL było to, co zdarzyło się rok wcześniej. Bohaterem niezwykłych wydarzeń był Stanisław Kostka. Nie chodziło jednak w tym wypadku o polskiego świętego z XVI w., ogłoszonego później patronem młodzieży, a o gwiazdę akademickiej ligi futbolu amerykańskiego, która nosiła identyczne imię i nazwisko. Kostka urodził się w St. Paul w Minnesocie w rodzinie polskich imigrantów. Dzięki swojemu futbolowemu talentowi dostał się na uniwersytet w Oregonie, ale już po roku wrócił do rodzinnej Minnesoty grać dla miejscowej uczelni w drużynie Golden Gophers.
W 1934 roku Stan Kostka, jak go nazywano, skracając obcobrzmiące imię, zdobył z drużyną mistrzostwo kraju. Wtedy uznano, że Polak jest już gotowy do gry jako zawodowiec. Na nic zdały się protesty trenera Berniego Biermana, który chciał go zatrzymać na jeszcze jeden sezon.
Mierzący 182 cm wzrostu i ważący 100 kg fullback okazał się atrakcyjnym kąskiem dla każdej z dziewięciu drużyn, które grały wtedy w NFL. Wszystkie złożyły mu propozycje, a on to sprytnie wykorzystał. - Gdy jakiś zespół depeszował do mnie, że gotowy jest mi dać 3,5 tysiąca dolarów, odpowiadałem telegraficznie, że Green Bay czy Chicago Bears dają mi 4 tys. Tego się trzymałem - opowiadał potem Kostka.
Ostatecznie po dziewięciu miesiącach negocjacji Polak podpisał umowę na 5 tys. dolarów z Brooklyn Dodgers, nieistniejącą już dziś nowojorską drużyną, która swoje mecze rozgrywała na Ebbets Fields. Ten stadion był też domem dla bardziej znanej baseballowej drużyny o tej samej nazwie, która została przeniesiona później do Los Angeles. Kalifornijscy Dodgers to aktualni mistrzowie ligi MLB.
Wracając do Kostki, to dostał on dodatkowo 500 dolarów za samo podpisanie umowy. Dziś te kwoty może nie robią wrażenia, ale wtedy to były kosmiczne pieniądze. Za 5,5 tysiąca dolarów można było kupić dom w dobrej dzielnicy, albo kilka nowych samochodów. Najlepsi piłkarze tamtych czasów na Wyspach Brytyjskich nie zarabiali nawet połowy tej kwoty. Słynny Giuseppe Meazza, włoski mistrz świata z 1934 r., dostawał ok. 3,2 tys. dolarów za sezon. Tu warto dodać, że w NFL sezon trwał wtedy zaledwie trzy miesiące, drużyny rozgrywały po 12 meczów. Kostka dostawał więc za jeden występ niemal tyle, co Meazza za dwa miesiące.
23-letni Kostka, choć był najlepiej zarabiającym zawodnikiem w całej lidze, wielkiej kariery w NFL nie zrobił. Jego drużyna wygrała tylko pięć meczów, a on sam zagrał tylko w dziewięciu spotkaniach i nie zdobył ani jednego przyłożenia. Jednym z powodów jego słabych występów był fakt, że Dodgers nie mieli pieniędzy, aby zapewnić swojej gwieździe odpowiednie wsparcie. Cała ofensywna linia grała za 150 dolarów za mecz. Ostatecznie już po roku Kostka wrócił na uczelnię, by dokończyć studia. Grał potem trochę w baseball i był trenerem futbolu. Podczas drugiej wojny światowej służył w marynarce w stopniu porucznika.
Licytacja, którą przeprowadził wśród drużyn NFL Kostka, dosłownie wstrząsnęła ligą. Właściciele klubów uznali, że nie może być tak, że byle chłystek dyktuje warunki całej organizacji. Wtedy Bert Bell, współwłaściciel Philadelphia Eagles, wpadł na pomysł, co zrobić, by licytacja taka, jak w przypadku Kostki, już się więcej nie powtórzyła. Doszedł do wniosku, że trzeba przeprowadzić draft. Niech zawodnicy zgłaszają się do ligi, a potem drużyny od najgorszej do najlepszej będą kolejno wybierać, którego z nich chcą zatrudnić. Przez wybór w drafcie zespół nabywał prawo do wyłącznych negocjacji z graczem.
Pierwszym zespołem, który wybierał w drafcie 1936, byli właśnie Eagles. Z numerem jeden wzięli najlepszego gracza ligi akademickiej: Jaya Berwangera. Jednak nie spełnili jego żądań finansowych: 1000 dolarów za każdy mecz. Oddali go więc do Chicago Bears za Arta Bussa. Jednak Bears też nie doszli do porozumienia z wysoko ceniącą się gwiazdą. Ostatecznie Berwanger nigdy w NFL nie zagrał.
W 1999 r. mieliśmy w drafcie NFL sensacyjny polski akcent. Z nr 17. w pierwszej rundzie został wybrany Sebastian Janikowski, były reprezentant Polski do lat 17 w piłce nożnej. Polski kopacz spędził w NFL 19 sezonów.
W tym samym drafcie z numerem 199. został wybrany przez New England Patriots Tom Brady, gwiazda NFL wszech czasów, który potem wygrał siedem Super Bowl, a pięć razy był MVP najważniejszego meczu Ameryki.
Rok temu pierwszą rundę draftu NFL oglądało średnio 12,1 mln Amerykanów, to więcej niż średnia liczba widzów finałów NBA 2024.