• Link został skopiowany

Ostrzeżenie dla Polski. Pomysł Trumpa nie wróży nic dobrego

Michał Kiedrowski
Amerykanie lubią wykorzystywać sport jako narzędzie dyplomacji. Fakt, że po rozmowie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem pojawił się pomysł rozegrania serii meczów hokeja między oboma krajami, wcale nie powinien dziwić. Dla Polski to jednak poważne ostrzeżenie.
Prezydent USA Donald Trump i prezydent Rosji Władimir Putin podczas spotkania w Helsinkach w Finlandii, 16 lipca 2018 r.
Fot. REUTERS/Kevin Lamarque

Poprzednicy obecnego prezydenta wysyłali sportowców z USA i przyjmowali rewizyty ich rywali, by polepszyć stosunki z Nikitą Chruszczowem, Leonidem Breżniewem czy Mao Zedongiem. Niestety niemal za każdym razem oznaczało to głębokie, a czasem tragiczne konsekwencje dla tych, którzy byli sąsiadami mocarstw, z którymi Amerykanie szukali porozumienia. 

Zobacz wideo

Chińscy pingpongiści przełamali lody z USA

W nagrodzonym Oscarem filmie "Forrest Gump", który i u nas oglądały miliony widzów, jest scena, w której główny bohater gra w tenisa stołowego, a za nim widnieje wielki porter Mao Zedonga. Trybuny sali, w której odbywa się mecz, są wypełnione, ale nawet szmer nie zagłusza odbijającej się od stołu i paletek celuloidowej piłeczki.  

To oczywiste nawiązanie do słynnej "pingpongowej dyplomacji", która zaważyła na historii Dalekiego Wschodu na następnych 50 lat.  

Od zaproszenia pingpongowej reprezentacji USA do Chin rozpoczął się proces odprężenia w stosunkach chińsko-amerykańskich. Obie strony nie utrzymywały ze sobą żadnych stosunków ani politycznych, ani gospodarczych, ani kulturalnych od kiedy komuniści przejęli władze w najludniejszym państwie świata. Chińczycy uważali Amerykanów za swojego wroga numer jeden. Dopiero zaostrzenie konfliktu Chin z ZSRS, których efektem były starcia nad rzeką Ussuri w 1969 r., odmieniło to spojrzenie. 

W 1971 roku Chińczycy po sześciu latach przerwy (czyli od ogłoszenia tzw. rewolucji kulturalnej) wysłali drużynę narodową na mistrzostwa świata w tenisie w japońskiej Nagoi. To właśnie tam doszło do nieformalnych spotkań z zawodnikami i działaczami amerykańskiej federacji tenisa stołowego. Zadbano, by wyglądało to jako inicjatywa oddolna, choć nie ma wątpliwości, że Chińczycy musieli mieć aprobatę ze strony swoich partyjnych przywódców. Wyzwalaczem oficjalnego zaproszenia miało być przypadkowe spotkanie trzykrotnego mistrza świata Zhuanga Zedonga z Glennem Cowenem. Amerykański pingpongista zaspał na autobus, który wiózł jego ekipę do turniejowej hali. Zatrzymał więc pierwszy lepszy, którym mógł się zabrać na miejsce zawodów. Okazało się, że był to autobus reprezentacji Chin. Podczas 15-minutowej podróży Zhuang 10 minut bił się z myślami, czy nawiązać rozmowę z Amerykaninem. W końcu jednak podszedł do Cowena i przez tłumacza przekazał mu kilka słów i podarował obraz góry Huangshan na jedwabnej chuście. Skonsternowany Amerykanin odpowiedział, że mógłby zrewanżować się tylko grzebieniem, bo żadnych innych przedmiotów do oddania nie miał. Jednak nazajutrz podarował Chińczykowi koszulkę z tzw. pacyfą i słowami "Let It Be" nawiązującymi do przeboju grupy The Beatles. Pierwsze lody zostały przełamane i chińskie władze państwowe oficjalnie zaprosiły amerykańską pingpongową ekipę do Chin.  

Za porozumienie z Chinami zapłacił Tajwan i Wietnam Południowy

10 kwietnia 1971 roku tenisiści stołowi byli pierwszą oficjalną delegacją amerykańską, która postawiła stopę na chińskiej ziemi od 1949 roku. Amerykanie zagrali serię meczów pokazowych oraz uczestniczyli w różnych imprezach kulturalnych. Jedna z anegdot dotyczących tego tournée głosi, że jeden z banerów z napisem: "Witamy amerykańskich przyjaciół" zawisł nad ścianą, na której wypisane było po chińsku propagandowe hasło: "Precz z jankeskimi ciemiężycielami i ich lokajami". 

Wizyta tenisistów stołowych otworzyła drogę do spotkania przywódcy Mao z prezydentem Richardem Nixonem. Zbliżenie między USA i komunistycznymi Chinami przyniosło poważne konsekwencje dla sojuszników Amerykanów w tym rejonie. W 1979 r. USA nawiązały pełne stosunki dyplomatyczne z Chińską Republiką Ludową, a zerwały je z Tajwanem, który wcześniej uznawały za jedyną Republikę Chińską. 

Nawiązanie współpracy z Chinami kontynentalnymi pośrednio miało też związek z wycofaniem się Amerykanów z Wietnamu Południowego. W 1973 r. na mocy porozumienia o zawieszeniu broni zawartego w Paryżu siły amerykańskie opuściły swojego dotychczasowego sojusznika, który wobec zbliżenia z Chinami nie był już Stanom Zjednoczonym specjalnie potrzebny. Dwa lata później Sajgon został zajęty przez wojska komunistycznego Wietnamu Północnego, kończąc ostatecznie podział kraju. 

Z ZSRS Amerykanie spróbowali lekkoatletycznej dyplomacji

Pingpongowa dyplomacja nie była pierwszą próbą zbliżenia się Amerykanów ze swoim wrogiem poprzez sport. Inną, już zapominaną dziś, formą sportowej dyplomacji były mecze lekkoatletyczne między drużynami ZSRS i USA, do których dochodziło na przełomie lat 50. i 60.  

Oczywiście do wizyt amerykańskich sportowców w ZSRS dochodziło i wcześniej, jednak dopiero w lipcu 1958 r., gdy wyjechała tam amerykańska drużyna lekkoatletyczna, zawodom towarzyszył ogromny szum medialny. Była to pierwsza rywalizacja w sporcie, który w obu krajach był popularny i w którym oba kraje miały gwiazdy światowej kasy. W prasie pisano o "meczu stulecia" i "starciu sportowych tytanów".  

Po pierwszym meczu obie ekipy ogłosiły swoje zwycięstwo. Na punkty wygrała ekipa sowiecka 172:170, ale Amerykanie uznali, że ważniejsze jest to, że to oni wygrywali w najbardziej prestiżowych konkurencjach. 

Mecze były kontynuowane aż do 1966 roku, choć ta wymiana sportowa nie miała żadnego wpływu na agresywną politykę Nikity Chruszczowa. W 1962 roku wybuchł kryzys kubański, który omal nie doprowadził do wybuchu trzeciej wojny światowej. Sowieci umieścili na wyspie u wybrzeży Stanów Zjednoczonych wyrzutnie rakiet balistycznych. I zdemontowali je dopiero po groźbie prezydenta Johna F. Kennedy'ego, że zmierzające na Kubę okręty z kolejnymi elementami wyrzutni i pociskami, zostaną zaatakowane przez marynarkę wojenną Stanów Zjednoczonych. 

Rok wcześniej w Berlinie naprzeciwko siebie stanęły amerykańskie i sowieckie czołgi. Był to incydent, będący następstwem decyzji o oddzieleniu Berlina Wschodniego i Zachodniego murem, który podzielił miasto na następnych 28 lat. Władze Niemieckiej Republiki Demokratycznej nazywały go antyfaszystowskim wałem ochronnym, ale tak naprawdę miał on uniemożliwić ucieczkę obywateli spod władzy komunistów. Niemcy z NRD tysiącami korzystali z możliwości nielegalnego przekraczania granicy w Berlinie i ubiegania się potem o azyl w Republice Federalnej Niemiec. Z tej możliwości korzystali też Polacy. Podzielenie miasta murem spowodowało znaczne ograniczenie ucieczek na Zachód. 

Amerykanie obawiali się, że budowa muru to będzie początek blokady miasta, podobnej do tej, która miała miejsce w latach 1948-49. Mieszkańcy Berlina Zachodniego przetrwali wtedy tylko dzięki temu, że zachodnim aliantom udało się utworzyć most powietrzny, którym berlińczykom dostarczano wszelkiego zaopatrzenia. 

Wobec nieprzejednanej postawy Kennedy'ego do całkowitej blokady Berlina Zachodniego nie doszło, a tradycję lekkoatletycznych meczów amerykańsko-radzieckich przerwali sami Rosjanie w 1966 r. Pretekstem była amerykańska pomoc dla Południowego Wietnamu.

Mecze z USA nie przeszkodziły Sowietom zaatakować Afganistanu

Jeszcze raz Amerykanie próbowali tzw. polityki odprężenia za czasów administracji Jimmy'ego Cartera. Prezydent USA negocjował z Leonidem Breżniewem redukcję arsenału atomowego obu państw. W związku z poprawą stosunków między obu mocarstwami doszło do wizyty hokeistów ZSRS w USA.  W lutym 1979 roku zamiast tradycyjnego meczu gwiazd NHL doszło do serii trzech meczów najlepszych zawodników północnoamerykańskiej ligi z drużyną ZSRS. Mecze odbywały się w nowojorskiej Madison Square Garden. Pierwszy mecz wygrała drużyna NHL 4:2, ale w dwóch następnych lepsi byli goście (4:5 i 0:6). 

I jak w przypadku Chruszczowa odprężenie w stosunkach z USA Breżniew odczytał jako słabość Amerykanów i w grudniu tego samego roku rozpoczęła się sowiecka interwencja w Afganistanie.  

Teraz zdaniem wielu analityków Trump chce powtórzyć manewr Nixona. Tak jak prezydent z lat 70. wykorzystał zbliżenie z Chinami przeciwko ZSRS, tak obecny chce zbliżenia z Rosją, by wbić klin między Putina i Xi Jinpinga. Na razie powtórzenie tej historii wydaje się mrzonką. W czasie kadencji Nixona w stosunkach chińsko-sowieckich panowała wrogość, a dziś Rosja współpracuje z Chinami. 

Dla Polski nawet zapowiedź meczów Rosja – USA brzmi groźnie. Każde zbliżenie USA z jakimś mocarstwem było dla jego sąsiadów czymś groźnym. Dla nas też będzie. 

Więcej o: