- Niebawem kończy nam się umowa z jednym z dużych kontrahentów działającym na bardzo konkurencyjnym rynku. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której do tego czasu opublikuję na naszej stronie internetowej wartość aktualnego kontraktu, a później usiądę do nowych negocjacji i zaproszę do nich konkurencyjne firmy. Przecież te firmy będą już wiedziały, ile warta była poprzednia umowa. To absurd. Jak tu negocjować? - pyta anonimowo działacz jednego z dużych związków sportowych.
- Wiele z umów, które podpisujemy, jest oznaczona klauzulą tajemnicy przedsiębiorstwa, wynikającymi z elementów negocjacyjnych. Jeden z naszych sponsorów wprost powiedział, że nie życzy sobie ujawniania jakiejkolwiek umowy. No bo na jakiej podstawie? - mówi prezes jednego z polskich związków sportowych.
- Chodzi o to, żeby pozyskać informacje, które będzie można wykorzystać przeciwko związkom czy ludziom ze związków. Łatwo będzie powiedzieć np., "Przegrali ważne zawody, a prezes zarobił 10 tys. zł", "nic nie zdobyli na zawodach, a za bilety na samolot kilkanaście tysięcy euro". To bardzo duże ryzyko. Wiadomo, jak jest. Tysiąc złotych też może zostać oceniony jako majątek - słyszymy w kolejnej federacji.
To tylko trzy przykłady sytuacji, do jakich może doprowadzić Zarządzenie nr 17 wydane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, które w założeniu ma sprawić, że polski sport będzie transparentny. Dlatego związki sportowe uznają to zarządzenie za niemożliwe do wdrożenia. Z ekspertyz prawnych, które kilka federacji zamówiło w ostatnich tygodniach, wynika, że chociażby umowy podpisywane ze sponsorami są objęte klauzulami poufności, których złamanie wiązałoby się z koniecznością wypłaty odszkodowań lub wręcz narażałoby federacje na ryzyko poniesienia odpowiedzialności karnej.
Przygotowane przez prawników opinie - pełne wątpliwości również wobec innych zapisów z zarządzenia - trafiały do MSiT z prośbą o wprowadzenie korekt. Stawka jest olbrzymia, bo jeśli dana federacja nie spełni warunków ministerstwa, nie otrzyma dotacji. Dla mniejszych związków to wręcz kwestia być albo nie być, bo pieniądze z ministerstwa stanowią w niektórych przypadkach niemal cały budżet.
Nasi rozmówcy - prezesi i osoby pracujące w federacjach na wysokich stanowiskach - wypowiadają się anonimowo. - Nikt nie chce, by spadł na niego gniew ministra - mówi jeden z nich. - Boimy się publicznie zabierać głos, bo minister wymachuje szabelką. A żadnego związku sportowego poza PZPN nie stać na to, by obejść się bez ministerialnej dotacji. Sytuacja robi się niezdrowa, bo jest luty, a związki nie dostały z ministerstwa żadnych środków. Za chwilę zacznie trzeszczeć - potwierdza kolejny.
- Nie wiem, czy można mówić o wspólnym froncie wszystkich związków sportowych. Na pewno łączy nas to, że nie podoba nam się to zarządzenie. Większość jednak nie chce w tym temacie otwarcie się wypowiadać. Było takie noworoczne spotkanie wszystkich związków na Stadionie Narodowym, na którym poruszyliśmy wiele tematów. Ale o transparentności w oficjalnej części nie padło ani słowo. Dopiero po spotkaniu jedni mówili do drugich: "A dlaczego nic nie mówiliście o transparentności? A wy czemu tego nie poruszyliście? A wy? A wy?" - słyszymy od jednej z osób obecnej na tym spotkaniu.
Cofnijmy się do lata. Jeszcze przed igrzyskami w Paryżu Radio Zet podało, że rodzina Radosława Piesiewicza, szefa PKOl, odkąd zaczął sprawować tę funkcję, 35 razy skorzystała ze strefy VIP na warszawskim lotnisku Chopina, a zamawiającym usługę - w ramach barterowej współpracy - był PKOl. Minister Sławomir Nitras zapowiedział wtedy, że zwróci się do PKOl o przekazanie odpowiednich dokumentów w tej sprawie, a także poprosi związki sportowe o przedstawienie składów delegacji na igrzyska. Federacje odpowiedziały, PKOl uznał takie żądanie za bezprawne.
W Paryżu kolejni sportowcy skarżyli się na organizacyjne problemy i brak wsparcia federacji. Część z nich musiała sama płacić za przygotowania do zawodów, a później nie mogła zabrać do Francji kluczowych osób ze swoich sztabów - m.in. trenerów i fizjoterapeutów. Niektórym sportowcom brakowało sprzętu, innym sparingpartnerów. Wyszło na jaw, że do Paryża wybrali się za to przedstawiciele federacji sportów zimowych, których sportowcy - rzecz jasna - nie startowali w igrzyskach, co tylko wzmogło w MSiT chęć przeprowadzenia dokładnych kontroli. W następnych tygodniach minister Nitras zarzucał Piesiewiczowi niegospodarność i brak transparentności w umowach ze spółkami skarbu państwa. Wytykał mu, że jest jedynym prezesem PKOl w historii, który pobiera wynagrodzenie.
Minister zapowiedział, że Paryż ma być punktem zwrotnym w zakresie transparentności. - Każdy przedstawiciel środowiska sportowego - zawodnik, trener czy fizjoterapeuta - musi mieć poczucie, że uczestniczy w uczciwym środowisku, gdzie zarówno obowiązki, jak i wynagrodzenia, przywileje czy benefity są jawne i klarowne. Naszym celem jest zbudowanie nowego standardu transparentności - mówił na konferencji podsumowującej igrzyska.
- Nie wiemy, na co [związki sportowe i PKOl - red.] wydają pieniądze. Prezes Piesiewicz mówi: "Co was obchodzi, kto pojechał na igrzyska? To nie są pieniądze ministra, tylko spółki, a jak spółki, to ja nie muszę ujawniać". To ja mu udowodnię, że musi - stwierdził Sławomir Nitras we wrześniu w Onecie i zapowiedział zmiany w przepisach.
24 października 2024 r. dotrzymał słowa. Podpisał zarządzenie dotyczące nowych zasad transparentności w polskim sporcie, nakładając na wszystkie polskie związki sportowe, a także PKOl i Polski Komitet Paralimpijski, obowiązek publikowania rejestrów zawieranych umów, dokładnych danych dotyczących wynagrodzeń członków organów zarządzających i ewentualnych innych benefitów przekazywanych członkom, a także treść uchwał organów kontroli wewnętrznej lub walnego zebrania członków.
I użył ministerialnych dotacji, by federacje nie mogły przejść obok tego zarządzenia obojętnie. "Do przestrzegania nowych standardów są zobowiązane wszystkie podmioty ubiegające się o środki finansowe w ramach programów MSiT. Będzie to warunek konieczny, by otrzymać dofinansowanie" - czytamy na stronie resortu.
- Minister mówi, bardziej i mniej nieoficjalnie, że w związkach są machloje, więc trzeba wszystkim pokazać, co tam się dzieje. "Kradniecie, więc trzeba pokazać, jak i ile". Taki jest przekaz. To działanie pod publiczkę. Populizm w czystej postaci - twierdzi przedstawiciel jednej z federacji.
Federacje - m.in. piłki nożnej, siatkówki, piłki ręcznej i badmintona - poprosiły kancelarie prawne o przygotowanie ekspertyz dot. ministerialnego zarządzenia. Docieramy do dwóch z nich.
W pierwszej czytamy: "Ze względu na obecne brzmienie, Zarządzenie jest niezgodne z przepisami prawa, albowiem uzależnia uzyskanie środków finansowych z budżetu Skarbu Państwa od spełnienia kryteriów, które zostały wprowadzone aktem prawa wewnętrznego oraz bez wyraźnej podstawy prawnej. Niezależnie od powyższych ustaleń w zakresie legalności Zarządzenia (…), niezbędna jest analiza kryteriów transparentności, aby ich ewentualne stosowanie nie stanowiło naruszenia przepisów prawa powszechnie obowiązującego". I dalej: "Nie istnieją uzasadnione podstawy prawne, aby MSiT narzucał polskiemu związkowi sportowemu sposób działania, zwłaszcza w kontekście publikacji umów zawartych ze sponsorami czy członkami organów statutowych. Ujawnienie takich danych mogłoby doprowadzić do naruszenia przez związek postanowień umowy, w tym umowy zawartej ze sponsorem, skutkującym np. zakończeniem współpracy, co byłoby niekorzystne zarówno dla Związku, jak i dla polskiego sportu".
Kolejna ekspertyza: "Po analizie postanowień Zarządzenia (…) informujemy, że zawarte w nich zasady transparentności nie są możliwe do wdrożenia bez narażania na odpowiedzialność odszkodowawczą lub nawet karną. Ponadto w wielu przypadkach wdrożenie tych zasad może osłabić pozycję negocjacyjną przed kontrahentami, a nawet powodować, że część kontrahentów nie będzie chciała współpracować".
Prawnicy zwracają uwagę również na to, że stosowanie się do zapisów z zarządzenia naraża federacje na naruszenie tajemnic handlowych oraz zachowania poufności - w tym także w ramach tajemnicy przedsiębiorcy. Naraża też związki na utratę zaufania we współpracy ze sponsorami. Stwierdzają ponadto, że realizacja wymagań dot. osób współpracujących ze związkami na podstawie umów naruszy ich prawo do prywatności.
- To zarządzenie, delikatnie mówiąc, łamie kilka zasad prawnych. Jeśli chodzi o środki publiczne, to my jesteśmy jak na spowiedzi. Środki publiczne są święte i tu jest sprawa jasna. Ale dlaczego minister stara się badać finanse pozyskane ze środków własnych, niepublicznych, biznesowych? W ramach wolności prowadzenia działalności gospodarczej, to jest jakiś absurd. Trudno mi to zrozumieć - mówi jeden z prezesów.
- W pełni popieramy transparentność wydawania środków publicznych, więc tam, gdzie dostajemy środki z programów ministerialnych, w stu procentach pokazujemy, na co je wydajemy. Ale tam, gdzie chodzi o środki prywatnych sponsorów czy nasze własne środki wypracowane w ramach stowarzyszenia, powinniśmy móc je dowolnie wydatkować, w zgodny z prawem sposób. W tym zakresie i tak podlegamy przecież szeregowi różnych obostrzeń - naszej komisji rewizyjnej, politykom zakupowym i systemowi prawnemu. Nie rozumiemy jednak, dlaczego mielibyśmy pokazywać nasze biznesowe relacje wszem i wobec. Narażałoby nas to na straty i powodowałby wymierne problemy w zakresie chociażby konkurencyjności na rynku pomiędzy naszymi kontrahentami i sponsorami. Każdy wiedziałby, ile dany podmiot płaci nam za partnerstwo czy sponsoring - tłumaczą w jednej z federacji.
Federacje wysłały analizy swoich prawników do ministerstwa, by jeszcze raz pochyliło się nad treścią zarządzenia. Sławomir Nitras pod koniec stycznia zaprosił przedstawicieli największych związków - lekkoatletyki, pływania, siatkówki, piłki ręcznej, koszykówki, szermierki, żeglarstwa, boksu, tenisa stołowego, pięcioboju nowoczesnego - na spotkanie. Władz PZPN na nim nie było, ale ich przedstawiciel rozmawiał z ministrem w innym terminie.
- Spotkanie było dobre, uczestniczyło w nim kilkanaście związków sportowych. Wyartykułowaliśmy na nim, że z przyczyn obiektywnych nie jesteśmy w stanie spełnić zapisów tego zarządzenia. Minister, mam wrażenie, był bardzo otwarty na nasze sugestie, przeszliśmy wszystkie zapisy tego zarządzenia krok po kroku. Minister powiedział, że się do naszych uwag odniesie i przedstawi nową propozycję - słyszymy.
- Minister zadawał pytania, aktywnie słuchał, złagodził trochę swoje stanowisko, był chętny do kompromisów. Rozumiał, że upublicznianie danych umów może powodować problemy. Czasem przecież jedna firma daje dwóm różnym związkom inne stawki, bo jednej współpracy chce bardziej, innej mniej, bo woli tę, a nie inną dyscyplinę, albo w jednej umowie ma więcej świadczeń - obrazował to kolejny prezes.
- Rozmawialiśmy o tym, by przy okazji tej transparentności związków nie wylać dziecka z kąpielą - zobrazował to inny nasz rozmówca.
Większość naszych rozmówców sugeruje, że zarządzenie ministra Nitrasa jest wymierzone przede wszystkim w PKOl i prezesa Piesiewicza, a pozostałe związki obrywają rykoszetem. - Ten wątek został podniesiony na noworocznym spotkaniu na Stadionie Narodowym. Ono skończyło się połajanką ministra Nitrasa na PKOl, konkretnie na Sekretarza Generalnego Marka Pałusa: "Pan zarabia tyle i tyle, a mówił pan, że tyle i tyle. Oszukał pan". To trochę otworzyło ludziom oczy, jakie mogą być prawdziwe pobudki tego zarządzenia - mówi jeden ze świadków.
- Minister gdzieś między wierszami, odpowiadając na jedno z naszych pytań o to, po co w ogóle takie zarządzenie, stwierdził, że jest to odpowiedź na to, co działo się w PKOl. Ale jak zaczęliśmy go na spokojnie przyciskać, dlaczego mamy ujawniać umowy dotyczące środków niepublicznych, to właściwie nie miał żadnego argumentu - mówi jeden z prezesów obecnych na spotkaniu pod koniec stycznia.
- Wyjście jest takie, żeby te przepisy zmienić. Jeżeli chodzi o to, że chcemy poznawać pewnego rodzaju trendy, np. na podstawie podsumowań tworzonych rok do roku, to można pewne koszty i przychody grupować, np. "przychody od sponsorów", "przychody od sponsorów będących spółkami skarbu państwa", "koszty generowane przez organy zarządcze związku". Tak, żeby znać rząd wielkości, a nie mówić konkretnie, że pan X zarobił tyle i tyle, a pan Y tyle. To może budzić niezdrowe relacje między ludźmi w obrębie jednej firmy - przewiduje jeden z naszych rozmówców.
PZPN, Polski Związek Narciarski i Polski Związek Biathlonu były też zaniepokojone tym, że zarządzenie MSiT zobowiązywało je do publikowania na swoich stronach internetowych dokumentów zawierających dane osobowe, co mogłoby doprowadzić do złamania przepisów RODO. Dlatego zwróciły się do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych z prośbą o zbadanie dokumentu. 30 stycznia UODO wydał komunikat:
"Przyjęcie modelu takiej powszechnej jawności dokumentacji przekracza potrzebę zapewnienia przejrzystości (transparentności) ich funkcjonowania. Prowadzi do nadmiernej ingerencji w prawo do ochrony danych osobowych i prywatności osób, których dane osobowe zostają ujawnione.
W zarządzeniu brak jest właściwej podstawy prawnej dla obowiązku publikacji danych, jak również należytego wykazania celu, w jakim dane osobowe miałyby być ujawniane w pełnym zakresie. Nie został także określony okres retencji danych (czas publikacji danych na stronie internetowej, po upływie którego dane są usuwane). Przyjęte rozwiązania godzą zatem w szereg zasad ochrony danych osobowych.
Tymczasem wynikający z zarządzenia obowiązek publikacji dokumentacji wiąże się z ujawnieniem danych osobowych szerokiego kręgu osób, nie tylko zawodników i członków organów statutowych organizacji, ale i pracowników oraz innych osób związanych z działalnością związku sportowego.
(…) Podkreślenia wymaga, że wszelkie rozwiązania nakładające na określone podmioty prawa i obowiązki związane z przetwarzaniem danych osobowych, w tym ich ujawnianie, powinny wynikać z aktu prawnego rangi ustawy, jak wymaga tego Konstytucja RP (art. 31 ust. 3, art. 51 ust. 1 i art. 87 ust. 1), nie zaś z zarządzenia ministra".
Prezes UODO, Mirosław Wróblewski, stwierdził, że zasady ujawniania danych w przypadku zarządzenia MSiT wymagają poprawy.
- Standardy transparentności w polskim sporcie odbiegają zarówno od wytycznych MKOl, jak i od standardów obowiązujących w państwach osiągających najlepsze wyniki sportowe na arenie międzynarodowej. Kodeks etyki MKOl wskazuje, że organizacje sportowe powinny być transparentne, a co za tym idzie publikować na swoich stronach zarówno regulaminy, procedury i decyzje, jak i dokumenty finansowe - przekazuje Aleksandra Chalimoniuk, rzeczniczka prasowa MSiT, gdy wysyłamy pytania m.in. o to, jakie sytuacje i wydarzenia były motywacją do wprowadzenia Zarządzenia nr 17, czy związki sportowe, ubiegając się o dotacje z ministerstwa, zaczęły już stosować się do narzuconych w nim wymogów oraz dlaczego MSiT stara się badać finanse federacji pozyskiwane również ze środków niepublicznych i biznesowych.
- Bezpośrednim powodem działań podejmowanych przez ministra jest sytuacja, z jaką mamy od wielu miesięcy do czynienia w PKOl. Niejasności związane z wysokością pensji prezesa PKOl i członków zarządu Komitetu, sposobami rozliczania się ze związkami z tytułu umów sponsorskich, czy wreszcie wielomiesięczne opóźnienie w wypłatach nagród pieniężnych polskim medalistom olimpijskim to niezaprzeczalne dowody na to, że musimy podjąć pilne działania w tym zakresie. Nieprawidłowości te zostały potwierdzone w efekcie kontroli Komisji Rewizyjnej w Polskim Komitecie Olimpijskim, której raport został utajniony - tłumaczy Chalimoniuk i przypomina, że zachowanie transparentności jest wymogiem, który należy spełnić, by ubiegać się o organizację igrzysk olimpijskich.
- Niestety podobne mechanizmy funkcjonują także w niektórych związkach sportowych. Pojawiające się regularnie doniesienia medialne na ten temat jedynie potwierdzają, że konieczne jest zbudowanie nowych zasad transparentności. Najważniejszy jest jednak głos środowiska sportowego, które od pewnego czasu argumentuje, że część podmiotów nie działa w sposób przejrzysty zarówno wobec swoich interesariuszy wewnętrznych, jak i wobec opinii publicznej oraz skarży się na niejasne zasady finansowania działalności związku. W niektórych związkach nawet członkowie zarządu nie znają treści podpisywanych umów - twierdzi Chalimoniuk.
Rzeczniczka MSiT podaje, że są związki, które działają już zgodnie z Zarządzeniem nr 17 i składają wnioski o dofinansowania. Są to m.in. Polski Związek Tenisa Stołowego, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, Związek Piłki Ręcznej w Polsce, Polski Związek Zapaśniczy, Polski Związek Biathlonu.