Kampania "Okres w moim życiu" za nami, ale temat w Gazeta.pl wciąż żyje. Wspieramy TakdlaPodpasek.pl - inicjatywę Okresowej Koalicji i Kulczyk Foundation, która ma na celu walkę z ubóstwem menstruacyjnym. Podpiszcie apel o wprowadzenie darmowych podpasek do szkół na stronie >> TakDlaPodpasek.pl
Okres jest nieodłącznym elementem życia każdej kobiety i profesjonalne sportsmenki nie są pod tym względem wyjątkiem. W ich przypadku mniejsze lub większe zaburzenia w jego regularności nie należą do rzadkości, miesiączka pojawia się więc u nich w trakcie startów lub treningów i niektórym dodaje skrzydeł, a innym je podcina. Zanegować obecności okresu w ich życiu się więc nie da i dlatego tak ważne jest, by zawodniczki potrafiły dostosować trening i rozmawiać o nim ze szkoleniowcami. A tymi ostatnimi często są mężczyźni, których nikt nie przygotowuje pod tym kątem i skrępowane sportsmenki mają czasem problem, by powiedzieć: "Trenerze, mam okres".
Joanna Wołosz pamięta, że na początku kariery mało kto rozmawiał z młodymi siatkarkami o menstruacji. Z czasem sytuacja się zmieniała i tabu zaczęło znikać. W swoim obecnym zespole codziennie rano dostaje do wypełnienia formularz dotyczący zdrowia i samopoczucia.
- Jest tam punkt, by zaznaczyć, czy ma się okres, czy też nie. Nie wiem, jak później cały nasz sztab szkoleniowy podchodzi do tego. Czy patrzy przez to trochę inaczej na nasz nastrój i możliwości fizyczne - zaznacza w rozmowie ze Sport.pl rozgrywająca reprezentacji Polski i włoskiego Imoco Volley Conegliano.
Jak dodaje, wiele topowych drużyn korzysta już z takiego rozwiązania. W jej klubie funkcjonuje ono już piąty rok.
- Chodzi o informowanie od samego rana sztabu o naszych problemach zdrowotnych i dolegliwościach. Żeby jak najszybciej reagować i by szkoleniowcy wiedzieli, jak ułożyć trening danego dnia. Myślę, że to bardzo pomaga. Kwestia niedyspozycji także jest tu istotna. Raz na jakiś czas mamy też pomiary tkanki tłuszczowej. Trener przygotowania fizycznego również zawsze wówczas pyta, w jakiej fazie cyklu jesteśmy, by wiedzieć, jakie zmiany mogą zachodzić w naszym ciele. Możemy być np. napełnione wodą - relacjonuje triumfatorka Ligi Mistrzyń z 2021 roku i czterokrotna mistrzyni Włoch.
W reprezentacji Polski z takich formularzy się nie korzysta. Z drużyną narodową zawodniczki przebywają znacznie krócej niż w klubie, ale niektóre krajowe federacje i tak przywiązują wagę do takich analiz.
- Amerykanki dostają takie formularze od kadrowego fizjoterapeuty praktycznie przez cały rok. Tamtejszy sztab szkoleniowy monitoruje system miesiączek każdej zawodniczki, by zobaczyć, jak to wpływa na jej formę w danym czasie. Sprawdzają też, czy będzie się to łączyło z ważną imprezą, ile dziewczyn będzie wtedy prawdopodobnie w trakcie miesiączki - opowiada Wołosz.
Tyle że z rozmów z innymi sportsmenkami wynika, że nieraz rozmowa o okresie na linii zawodniczka-trener wciąż nie jest normą. Rekordzistka świata we wspinaczce sportowej na czas Aleksandra Mirosław zwraca uwagę przede wszystkim na związaną z tym trudność dla młodszych zawodniczek, które dopiero wkraczają w świat profesjonalnego sportu.
- Ten temat jest dla wielu kobiet w jakimś stopniu wstydliwy. By zawodniczka mogła wprost o tym rozmawiać ze szkoleniowcem, ich relacja musi być bardzo dobra i muszą się darzyć nawzajem ogromnym zaufaniem. A taką relację jest niezwykle ciężko zbudować - podkreśla czwarta zawodniczka igrzysk w Tokio.
Maja Włoszczowska przyznaje, że zawodniczkom na pewno ciężej się otworzyć przed mężczyznami w tej kwestii, a to oni stanowią zdecydowaną większość szkoleniowców w kobiecym sporcie. Sama dwukrotna wicemistrzyni olimpijska w kolarstwie górskim poleca książkę "Lwice trenują inaczej", gdzie są informacje, jak zachowuje się kobiecy organizm i jak można minimalizować negatywne skutki okresu.
Szczęście do dobrych trenerów i pedagogów na początku swojej sportowej drogi miała Kasia Dulnik. To oni nauczyli ją, że okres to po prostu element życia, a nie coś złego.
- Kobiety w różnym stopniu odczuwają takie dolegliwości. Po jednej spływa to jak po kaczce, a druga ma dużo większe problemy. Były u nas w drużynie dziewczyny, które nie były w stanie wtedy czasem trenować. Na pewno nic na siłę. Dlatego że jedna osoba lepiej to znosi, to nie można każdemu powiedzieć: "Nie róbmy cyrku" - podkreśla koszykarska mistrzyni Europy z 1999 roku.
Problemu z rozmową o okresie z trenerem Markiem Rożejem nie ma specjalizująca się w biegu na 400 m Natalia Kaczmarek. Jak podkreśla, chodzi tu też o profesjonalizm.
- Miesiączka ma duże znaczenie i wpływ na samopoczucie i możliwości fizyczne, więc powinno się o tym otwarcie rozmawiać. Ja sama nie mam większych problemów, jeśli chodzi o dolegliwości okresowe, ale 400 m to wymagający dystans. Czasem po biegu lub mocnym treningu źle się czuję i przydają się tabletki. Pojawia się np. skurcz brzucha i przez 30 czy 40 minut leżę zwinięta, bo ciężko się ruszyć. Jeśli więc mam zaplanowany wtedy mocny trening, to czasem zdarza się zmniejszyć jego intensywność, bo wiem, że ciężko go zniosę i nie będzie tak jakościowy, jak powinien - wyjaśnia mistrzyni olimpijska z Tokio w sztafecie mieszanej i srebrna medalistka w sztafecie kobiecej.
Była reprezentacyjna strzelczyni Aleksandra Jarmolińska przyznaje, że przez wiele lat jeździła na zgrupowania i starty w tym samym składzie, przez co między zawodniczkami i trenerami wytworzyła się bliska, niemal rodzinna więź. To zaś ułatwiało rozmowę na tak intymne tematy jak okres.
- To ma w tym kontekście znaczenie. To zupełnie co innego niż rozmowa z niemal obcym człowiekiem. Zdarzało się, że z powodu okresu miało się taryfę ulgową podczas treningu - wspomina.
O wadze budowanej przez lata więzi wspomina też Tomasz Kryk, który od 14 lat z sukcesami pracuje z reprezentacją Polski kajakarek.
- Zawodniczki są dla szkoleniowca trochę jak drugie dzieci. Myślę, że mnie - jako trenerowi - jest łatwiej porozmawiać z nimi o okresie niż ich ojcom. Tam może być pewna bariera wynikająca z różnicy płci. Profesjonalni zawodnicy tak naprawdę dojrzewają poza domem, bo już w młodym wieku często wyjeżdżają na zgrupowania czy zawody - opowiada.
Kryk nie pamięta, by którakolwiek zawodniczka zrezygnowała z treningu z powodu dolegliwości menstruacyjnych. Zdarza się, że dają im się one we znaki, wtedy wspominają o tym szkoleniowcowi. Wówczas czasem zmniejsza im obciążenia treningowe lub zwalnia wcześniej z zajęć. Skrępowania rozmową na ten temat nie zauważył, ale ma też cenną pomoc.
- Nasza kadra to grupa dość zróżnicowana wiekowo. Doświadczone zawodniczki - np. Karolina Naja, która jest matką - wspierają mnie w takich kwestiach. Przed zajęciami na basenie same mówią do młodszych koleżanek: "Młoda, przyjdź do nas, to wytłumaczymy ci, jak zadbać o to, by zrealizować taki trening podczas okresu". One przeszły tę samą drogę, a mają w sobie empatię i chcą trochę pomóc młodszym koleżankom, służąc radami - zaznacza Kryk.
W jego sztabie skład fizjoterapeutów jest ruchomy i czasem pojawia się w nim osteopatka, która specjalizuje się w zagadnieniach kobiecych. - Pomaga np. paniom, które nie mogą zajść w ciążę, a nie ma ku temu żadnych medycznych przeciwwskazań. Zawodniczki, gdy odczuwają mocniej napięcie przedmiesiączkowe, idą nieraz do niej na specjalny masaż, który pomaga rozluźnić mięśnie podbrzusza. Czasem w ciągu godziny czy dwóch ich dolegliwości ustępują - opowiada szkoleniowiec.
Zarówno on, jak i prowadzący reprezentację Polski rugbistek w odmianie siedmioosobowej Janusz Urbanowicz przyznają, że na etapie kształcenia trenerów nikt nie wspomina choćby o miesiączce u zawodniczek. Drugi ze szkoleniowców mówi wprost: to temat zaniedbany.
Z obserwacji Kryka wynika, że kobiety lepiej znoszą ból i stąd potrafią nie okazywać po sobie gorszego samopoczucia. Zaznacza też, że jego zawodniczki to świadoma grupa, która ma określony cel i skupia się na zadaniu. Urbanowicz uważa, że wiele zależy od charakteru danej osoby i jej nastawienia.
- Z tym jest podobnie, jak kiedy zawodniczki mieszkają poza miastem i jedna powie: "Trenerze, uciekł mi autobus, łapię stopa i będę trochę później", a druga: "Trenerze, nie ma autobusu, będę jutro" - wskazuje.
Wołosz wspomina, że czasami daje o sobie znać burza hormonalna. Ona sama zwykle uprzedza koleżanki i sztab, gdy zauważa po sobie, że może być "wybuchowa".
- Wydaje mi się, że dobrze, jeśli się o tym mówi w zespole, bo każdy jest na to przygotowany. By potem nie było jakichś niedomówień, niesnasek, niepotrzebnego wyolbrzymiania. Taka wiedza pomaga trzymać nerwy na wodzy i kontrolować pewne sytuacje - przekonuje doświadczona siatkarka.
Jarmolińska z uśmiechem zaznacza, że strzelcy do rzutków uchodzą za choleryków, nie ma więc różnicy, czy któraś zawodniczka ma akurat okres czy nie. A na tle innych sportsmenek mają one dodatkową opcję złagodzenia dolegliwości.
- W strzelectwie nie trzeba bardzo restrykcyjnie przestrzegać diety. Kiedy więc przy okazji okresu pojawia się potrzeba, by zjeść wszystko, co się znajdzie pod ręką, to zawodniczkom zdarzają się najazdy na lodówkę - przyznaje żartobliwie.
Większość sportsmenek jednak musi pilnować wagi, a wiele z nich wręcz bardzo restrykcyjnie. To z kolei nie pozostaje bez wpływu na miesiączkę. Włoszczowska zwraca uwagę, że gdy waga robi się za niska, to pojawiają się zaburzenia w postaci wstrzymania miesiączkowania.
- Gdy schudłam mocno przed sezonem, to potem przez cały sezon, czyli przez kilka miesięcy, nie miałam miesiączki. Wracała dopiero na jesień, gdy przybyły mi trzy kg. Tak było regularnie. Dopiero po kilku, jeśli nie po kilkunastu latach kariery doszłam do takiej równowagi, że dalej schodziłam do niskiej wagi, ale to było zdrowe i bez problemu wszystko działało w organizmie. Tu przede wszystkim chodzi o dietę. Młode dziewczyny zaczynające przygodę z profesjonalnym sportem zachęcam do współpracy z dietetykiem i apeluję, by nie przesadzać z chudnięciem - podkreśla.
Jak dodaje, sama w młodości cieszyła się, gdy za sprawą zaniku okresu przez cały sezon startowy nie dotyczyły jej związane z nim dolegliwości. Nie widziała w tym nic niepokojącego, a lekarze też nie alarmowali, by działo się coś niedobrego.
- Mówili, że przytyję i okres wróci. Tak było w tamtych czasach. Nie wiem, czy przy obecnej wiedzy medycznej jest takie samo podejście czy inne. Z perspektywy człowieka bez takiej wiedzy lepiej mieć jednak regularnie miesiączkę, bo to znak, że pod względem hormonów wszystko działa, jak należy - podkreśla.
Mirosław zwraca uwagę właśnie na znaczenie współpracy z dietetykiem przy redukcji wagi i dodaje, że trzeba zacząć z odpowiednim wyprzedzeniem.
- Ważne jest tu mądre podejście - nie jest to "robienie wagi" na ostatnią chwilę i głodzenie się przez dwa tygodnie, tylko np. zaczynam dwa, trzy miesiące wcześniej. By na spokojnie to zrobić, by nie było szoku, gdy w ciągu dwóch tygodni próbuje się stracić cztery kg - zaznacza.
Znane są jednak też bardzo drastyczne przykłady zaburzeń w miesiączkowaniu związane ze zbiciem wagi niż te dochodzące do kilku miesięcy. W dużym stopniu dotyczy to sportów walki i gimnastyki. Jedna z przedstawicielek tej ostatniej dyscypliny opowiadała kiedyś anonimowo, że przez ciągłe niedożywienie i trening jej rozwój został zahamowany i zaczęła miesiączkować dopiero jako 18-latka. Dwa lata po zakończeniu gimnastycznej kariery.
By doszło do nieznacznych zaburzeń w miesiączkowaniu, w profesjonalnym sporcie nie trzeba wiele. Głównie chodzi o obciążenia treningowe, stres oraz częste i nieraz dalekie podróże. Siatkarkom głównie daje się to we znaki w sezonie reprezentacyjnym.
- U mojej koleżanki obciążenia organizmu skumulowały się wtedy i nie miała miesiączki przez dwa, trzy, a może nawet cztery miesiące - wspomina Wołosz.
A Kaczmarek dodaje, że rozregulowanie cyklu to częsty problem i cieszy się, że jest w gronie wyjątków. - W większości sportów tak naprawdę doprowadza się organizm do nieludzkiego wysiłku. Jego intensywność, a dodatkowo podróże, zmiany stref czasowych. Tkanka tłuszczowa też u większości sportsmenek jest na niskim poziomie. To wszystko ma znaczenie - wylicza.
Moje rozmówczynie zgodnie jednak podkreślają, że nie powinno się rezygnować ze sportu z powodu okresu. I dotyczy to zarówno tego w wersji zawodowej, jak i amatorskiej.
- Absolutnie da się to pogodzić z aktywnością. Inne zawodniczki też się zmagają z takimi dolegliwościami. Są książki, w których opisano, jak można sobie z tym radzić, np. poprzez dietę. Obecnie wiedza na ten temat jest większa, ale pytanie, na ile młode zawodniczki z niej korzystają. Przestrzegam przed zwalnianiem się z lekcji WF-u z powodu okresu. Traci się najlepsze zajęcia w szkole. Warto korzystać z ruchu. Uważam, że rodzice wypisywaniem takich zwolnień robią najgorszą rzecz w tej sytuacji - przestrzega Włoszczowska.
Mirosław przez pewien czas uczyła WF-u w szkole i zawsze powtarzała dziewczynkom, że niektórych ćwiczeń nie muszą wykonywać w czasie miesiączki, ale da się znaleźć dla nich inne, odpowiednie. Kryk, którego żona jest nauczycielką, podkreśla, że kluczem jest edukacja dzieci oraz świadomość i empatia pedagogów. Dulnik zaś zwraca uwagę na to, że w społeczeństwie zaszła zmiana na gorsze i ma to przełożenie na aktywność fizyczną młodzieży.
- Nigdy nie miałam problemu z tym, by po wysiłku fizycznym pójść pod prysznic, gdzie będą też inne kobiety. Teraz dzieci się na to nie decydują. Niby świat się rozwija, ale jeśli chodzi o cielesność, to mam poczucie, że zrobiliśmy duży krok w tył. Dzieci nie chcą brać udziału w zajęciach WF-u, bo musiałyby się rozebrać przy innych. Dodatkowo nie ma na to czasu, bo zaraz jest kolejna lekcja. Nawet na obozach przebierają się pod kołdrą. Z jednej strony mamy w telewizji mnóstwo reklam tamponów czy kubeczków menstruacyjnych, a z drugiej stajemy się coraz bardziej zaściankowi. Z moich obserwacji wynika, że młode dziewczyny uprawiające sport też obecnie bardziej się wstydzą rozmawiać o okresie. Są mniej otwarte niż kiedyś - ocenia była koszykarka, która organizuje zajęcia sportowe dla dzieci.
Podpiszcie apel o wprowadzenie darmowych podpasek do szkół na stronie >> TakDlaPodpasek.pl