• Link został skopiowany

Były prezes PZN kandydował do Sejmu. Zdradził kulisy konfrontacji z wyborcami PiS

Apoloniusz Tajner starał się o głosy wśród wyborców PiS-u, ale nie ukrywał, że było o to bardzo trudno. Głównie ze względu na nastawenie zwolenników dotychczasowej władzy względem byłego prezesa PZN-u. Tajner przyznał, że byli wobec niego agresywni, wulgarni i trudno było o dyskusję na poziomie, na argumenty. Mimo to i tak zyskał przyzwoite poparcie w tegorocznych wyborach parlamentarnych.
Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl

Apoloniusz Tajner, były trener Adama Małysza i prezes Polskiego Związku Narciarskiego (PZN), ubiegał się o mandat poselski z listy Koalicji Obywatelskiej (KO) z okręgu wyborczego numer 27 (Bielsko-Biała, powiaty bielski, cieszyński, pszczyński i żywiecki). Startował z trzeciego miejsca na liście.

Zobacz wideo Michał Probierz żartuje z debiutu. "Owce będą mi się śniły"

Tajner zmierzył się z wyborcami PiS-u

Były prezes PZN-u walczył o głosy w wyborach parlamentarnych także wśród zwolenników partii dotychczas rządzącej. W powyborczej rozmowie z "Przeglądem Sportowym Onet" przyznał, że to była trudna walka o poparcie, głównie ze względu na negatywne nastawienie wyborców Prawa i Sprawiedliwości (PiS).

- Dziwiła mnie agresja i ordynarność, z którą się mierzyłem, gdy spotykałem zwolennika rządzącej partii, niezależnie od płci. Przekonałem się, że to bywa agresywny świat. To też trzeba zmienić, przywrócić wolność i normalność. Pewnie to wszystko potrwa - powiedział.

Tajner ma realne szanse na mandat poselski w najbliższej kadencji. Po zliczeniu 90 proc. ze swojego okręgu otrzymał ponad 18 tys. głosów, co jest trzecim wynikiem na liście KO i szóstym w okręgu, gdzie można wywalczyć dziewięć mandatów. Gdyby został posłem, swoją działalność polityczną skupiłby wokół spraw sportowych.

- Stawiam na sport dzieci i młodzieży w komisji sportu, na samorządy oraz drobnych i średnich przedsiębiorców. Tu będę aktywny - przyznał. Dodał też, że w polskiej polityce "potrzeba więcej normalności".

Frekwencja w tegorocznych wyborach parlamentarnych była rekordowa, wyniosła ponad 72 proc. Tajner spodziewał się nie tylko tak wysokiej frekwencji, ale też zwycięstwa opozycji.

- Przez ostatnie tygodnie jeździłem po miastach, miasteczkach i wsiach, rozmawiałem z ludźmi i wynikało z tego, że frekwencja może osiągnąć 70-75 proc. I wyczuwałem też, że większość oczekuje zmiany - podsumował.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: