Usłyszała, że "nadaje się tylko do łóżka i do garów". Sędzia ujawnia patologię w niższych ligach

Krzysztof Smajek
- Piłka na tym poziomie powinna być zabawą, jednoczyć lokalną społeczność, a nie tworzyć konflikty i wywoływać agresję, której najczęściej ofiarami są sędziowie - mówi Natalia Wawrzyniak, główna bohaterka drugiego odcinka serialu "Sędzia wróg".

- Od jednego z trenerów usłyszałam, że "gdyby miał taką córkę jak ja, to ukręciłby jej łeb" - wspomina w rozmowie ze Sport.pl Natalia Wawrzyniak. Usłyszała też, że "nadaje się tylko do łóżka i do garów". 

Po innym z meczu obraził ją jeden z piłkarzy. - Bramkarz gospodarzy powiedział, że życzy mi dobrego ku***a, żeby ktoś mnie porządnie wyr***ał tak, jak ja ich. Zamurowało mnie - opowiada. Myślała wtedy o zakończeniu przygody z gwizdkiem, ale nie poddała się, bo sędziowanie jest jej pasją i stylem życia. 

Zobacz wideo

O patologiach niższych lig piłkarskich i trudnej codzienności arbitrów opowiada miniserial dokumentalny Sport.pl "Sędzia wróg". Dokument odbił się szerokim echem w środowisku futbolowym. Dziś rozmawiamy z jedną z jego bohaterek.

Krzysztof Smajek: Dlaczego zdecydowałaś się wystąpić w serialu "Sędzia wróg" i opowiedzieć o nieprzyjemnych historiach, które cię spotkały na boiskach w niższych ligach piłkarskich?

Natalia Wawrzyniak: Chciałam, żeby więcej osób dowiedziało się, jak traktowani są sędziowie w niższych ligach. Nie boję się użyć słowa patologia. Dużo ludzi nie jest świadomych, że agresja słowna dotyka i boli sędziów. Niektórzy myślą, że wulgarne słowa pod naszym adresem jednym uchem wpuszczamy, a drugim wypuszczamy. Tak nie jest. Kibice traktują nas jak sędziów, zapominają, że jesteśmy też ludźmi i mamy uczucia, emocje. Oczywiście, popełniamy też błędy. W naszym kierunku lecą jednak takie epitety, że przykro je przytaczać. Sędziujemy na małych obiektach, gdzie kibice siedzą bezpośrednio przy boisku. Słyszymy każdy okrzyk czy komentarz. Niektóre rzeczy bolą. Może po emisji serialu niektórzy zmienią nastawienie do sędziów i będą się hamować z głupimi i chamskimi komentarzami. O agresji już nie wspominam.

W każdej dyscyplinie podważane są decyzje sędziów, ale w siatkówce czy w koszykówce nie ma aż takiego chamstwa w stosunku do sędziów. Wydaje mi się, że sędziowie piłkarscy mają najgorzej.

Z jakimi opiniami spotkałaś się po emisji serialu?

- Od znajomych usłyszałam wiele pozytywnych komentarzy. Wiele osób nie zdawało sobie sprawy, że takie rzeczy dzieją się w piłce na niższym poziomie. Dostałam wiele prywatnych wiadomości od obcych osób na Instagramie. Pisali, żebym się nie przejmowała i nie poddawała. Odezwali się też do mnie sędziowie, których nie znam. Twierdzili, że mieli podobne sytuacje i cieszyli się, że temat agresji wobec sędziów został poruszony. Przybyło mi ponad dwa tysiące obserwujących na Instagramie, choć na tym w ogóle mi nie zależało. W mediach społecznościowych jest sporo informacji o mnie. Niestety czytam wszystkie komentarze i jestem w szoku, co ludzie piszą.

Co przeczytałaś o sobie?

- Niektóre komentarze trochę mnie dotknęły, z innych się śmieję. "W kuchni jest o wiele bezpieczniej, dlatego zalecam pani powrót do tego środowiska". "Jeżeli nie jest odporna psychicznie, to niech idzie pracować w bibliotece". To są komentarze pod postem, w którym ktoś zacytował moją wypowiedź o bramkarzu, który życzył mi "dobrego kut***".

Z tym bramkarzem, który w wulgarnym sposób zwrócił się do ciebie, miałaś później jakiś kontakt?

- W kolejnej rundzie sędziowałam mecz jego drużynie i myślałam, że podejdzie do mnie i przeprosi, ale nie zrobił tego. Spuścił głowę i udawał, że mnie nie widzi. Przykre, że nie wziął odpowiedzialności za własne słowa. Za obrażanie mnie został zdyskwalifikowany na trzy mecze. Wydaje mi się, że to była za niska kara, bo niczego go nie nauczyła.

Doszły mnie słuchy, że ten bramkarz prosił w podokręgu, żebyśmy więcej nie przyjeżdżali na ich mecze, bo się nie nadajemy. Nie nadajemy się w B-klasie, gdzie dopiero mamy się uczyć i zbierać doświadczenie? Nie rozumiem takich opinii. Młodzi sędziowie nie mają doświadczenia ani autorytetu i zawodnicy oraz trenerzy próbują nam wejść na głowę. Najgorsze jest to, że oni nie znają dokładnie przepisów gry, a wykłócają się o nie.

Zdecydowanie wolę sędziować mecze kobiet, bo mam większą pewność siebie. Czuję się na równi z dziewczynami. Nie jestem oceniana przez pryzmat tego, że jestem kobietą, tylko sędzią. No i nie słyszę seksistowskich komentarzy.

Jakie w ogóle wrażenie zrobił na tobie serial "Sędzia wróg"?

- Przeraziły mnie niektóre historie. Ja doświadczyłam przemocy słownej, inni sędziowie mieli gorzej, bo byli bici i opluwani. Nie mieści mi się w głowie, że do takich sytuacji dochodzi podczas zawodów sportowych. Chciałam podkreślić, że nigdy nie czułam zagrożenia ani strachu przed atakiem fizycznym. Akurat jako kobieta mam tutaj łatwiej niż mężczyźni. Wydaje mi się, że ludzie zbyt emocjonalnie podchodzą do meczów piłkarskich w niższych ligach. Rywalizacja między wsiami urasta do rangi wydarzeń mistrzowskich. To tak nie powinno wyglądać. Piłka na tym poziomie powinna być zabawą, jednoczyć lokalną społeczność, a nie tworzyć konflikty i wywoływać agresję, której najczęściej ofiarami są sędziowie.

Ile dajesz sobie czasu, żeby wyrwać się z B-klasy, czyli – jak ją nazywasz - okolicznej Bundesligi?

- Nie wiem, trudno to założyć. Nie zamierzam się poddawać, bo zdaję sobie sprawę, że początki są trudne. Jednak z każdym meczem jest łatwiej, bo nabiera się coraz więcej pewności siebie, skóra staje się coraz twardsza. Na kursie sędziowskim, który ukończyłam cztery lata temu, było około 25 osób. Dzisiaj z tej grupy sędziuje tylko 7-8 osób. Moja koleżanka urlopowała się na cały sezon, bo miała dość atmosfery, wyzwisk i obelg. Sędziowie z niższych lig często zastanawiają się, czy za sto złotych warto tego wszystkiego wysłuchiwać i czasami dawać się poniżać.

Czasem pracujemy w trudnych warunkach, zdarza się, że nie ma nawet szatni i trzeba szukać miejsca, żeby się przebrać. Nie chcę narzekać, bo takie są uroki piłki w niższych ligach, nikt nie oczekuje luksusów, ale chcę, żeby kibice z trochę szerszej perspektywy spojrzeli na naszą pracę. I trochę nas docenili albo inaczej - żeby nas przynajmniej nie obrażali.

Czy w trudnych sytuacjach ty i twoi znajomi sędziujący na poziomie A lub B-klasy mają się do kogo zwrócić?

- Zawsze możemy zadzwonić do bardziej doświadczonych sędziów, którzy działają w komisji sędziowskiej w naszym okręgu. Często ta pomoc jest udzielana. Ci sędziowie wstawiają się za nami między innymi w Wydziałach Dyscypliny. Można się też odezwać do opiekunów grup szkoleniowych, którzy służą pomocą.

Wracając do istoty serialu "Sędzia wróg" – czy poza apelowaniem do kibiców widzisz jakieś możliwe systemowe działania, które mogą wesprzeć, poprawić sytuację sędziów w niższych ligach?

- Może w jakimś stopniu sytuację poprawiłyby większe kary dla klubów. Chodzi mi o to, żeby kluby były karane za zachowanie nie tylko zawodników i działaczy, ale też kibiców. Druga sprawa to służby porządkowe. Niby jest obowiązek, że muszą one być na meczach w niższych ligach, ale w wielu przypadkach jest to fikcja. Nikt tego nie przestrzega. Dopiero, jak coś jest nie tak, to pojawiają się służby porządkowe. Kiedyś na meczu A-klasy tuż obok mnie chodził pijany kibic z papierosem. Wcielił się w rolę trenera i podpowiadał zawodnikom, jak mają grać. Był tak blisko, że bałam się, że przypali mnie tym papierosem. Jak zgłosiłam to osobom na ławce rezerwowych, to ktoś założył żółtą kamizelkę i odsunął tego kibica na bezpieczną odległość. Często się zdarza, że osoby, które niby są ochroną, też są pod wpływem alkoholu.

Dlaczego w ogóle zostałaś sędzią piłkarską?

- Długo grałam w piłkę w częstochowskim Golu, ale zerwałam więzadła i już nie wróciłam na boisko. Brakowało mi piłki, Piotrek, mój narzeczony, to widział i namówił mnie, żebym poszła na kurs sędziowski. Często sędziujemy razem, na początku dostałam bardzo duże wsparcie od niego. W sędziowaniu najbardziej lubię emocje i adrenalinę. Mogę poczuć to, co czułam, gdy grałam w piłkę. Niestety, na boisku często oceniana jest przez pryzmat tego, że jestem kobietą. Wolałabym, żeby moja praca była oceniana przez pryzmat tego, że jestem sędzią. Już trochę się do tego przyzwyczaiłam i nawet, jak czasem słyszę komplementy w stylu, "jak na kobietę to spoko sędziowanie", to robi mi się miło.

Kiedy sędziowałaś swoje ostatnie mecze?

- Ostatnio sędziuję trochę mniej, bo mam sporo obowiązków w życiu prywatnym i nie zawsze mam czas na sędziowanie. Ale w tym sezonie sędziowałam ponad 20 meczów, czasem jako sędzia główna, czasem jako liniowa.

I jak było?

- Nie było żadnych nieprzyjemnych incydentów. Na szczęście nie jest tak, że co weekend dochodzi do patologicznych sytuacji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.