Poniżani, opluwani, bici, zastraszani - tak też wygląda rzeczywistość sędziów w niższych ligach piłkarskich. To pasjonaci pracujący za kilka groszy, którzy często boją się zagrożenia ze strony kibiców, trenerów, piłkarzy. Obraz pracy arbitrów prowadzących mecze w A lub B-klasach przedstawia serial Sport.pl "Sędzia wróg". - Z piłki nożnej trzeba wyeliminować tych, którzy niszczą i psują piłkę nożną - mówi Rafał Rostkowski, były sędzia, który teraz aktywnie działa na rzecz poprawy sytuacji arbitrów.
Rafał Rostkowski, były sędzia piłkarski: Nie. Z jednego głównego powodu: przemoc wobec sędziów zdarza się znacznie częściej niż kiedyś. Na dodatek są to przypadki znacznie poważniejsze niż te z przeszłości. Skutki są takie, że wielu sędziów rezygnuje. Najwyraźniej widać to po kursach sędziowskich. Ogromna większość absolwentów rezygnuje już po pierwszych meczach lub pierwszych miesiącach przygody z sędziowaniem. Zazwyczaj wtedy, gdy przekonują się, że pierwszy incydent z przemocą nie spotkał ich tylko dlatego, że mieli wyjątkowego pecha. Drugi albo jakiś kolejny akt przemocy, który dotyka arbitra lub o którym on słyszy, upewnia go, że to nie przypadek, lecz kolejny odcinek zjawiska towarzyszącego sędziowaniu. Najwyraźniej widać to właśnie w piłce nożnej. Współczuję sędziom, którzy zaznali przemocy, a szczególnie podziwiam tych, którzy się nie poddają i po przykrych incydentach wracają do sędziowania.
Jedno i drugie. Brak bezpieczeństwa jest głównym problemem sędziów piłki nożnej w Polsce. Coraz częściej naruszana jest ich nietykalność cielesna, ale częściej zdarzają się groźby, próby zastraszenia, znieważanie, zniesławianie, niszczenie mienia. Jako sędzia przez trzy dekady incydentów związanych z przemocą fizyczną miałem tyle, że można je zliczyć na palcach jednej ręki. Raz byłem odepchnięty przez piłkarza, któremu pokazałem czerwoną kartkę. Raz ktoś z trybuny mnie opluł. Kiedyś mojemu asystentowi złamano chorągiewkę. Zdarzyło się, że ktoś rzucił cegłówką w mój samochód i go uszkodził w ramach zemsty za jakąś decyzję. Była też taka sytuacja, że kibice wbiegli na boisko, atakowali i przepychali mojego kolegę, którego starałem się ochronić, a wtedy sam otrzymałem cios. Jak na 30 lat sędziowania to raczej bardzo mało przy tym, co dzieje się w niższych ligach w ostatnich latach. Takie czy podobne incydenty zdarzają się sędziom prawie w każdym miesiącu.
Doszło do tego, że te incydenty niestety spowszedniały. W latach 90. o takich sytuacjach było bardzo głośno w środowisku sportowym. Konsekwencje zazwyczaj były wtedy na tyle poważne, że zniechęcały boiskowych bandytów do przemocy wobec sędziów. Teraz wielu sędziów rezygnuje z sędziowania, bo mają świadomość, że jest ciche nieformalne przyzwolenie na przemoc wobec nich. System źle działa. Martwi brak odpowiednich i stanowczych reakcji władz piłkarskich na takie zdarzenia. Jeśli już ktoś z władz zabierze głos, co zdarza się od święta, to i tak nic istotnego z tego nie wynika. Zdarzają się jakieś gesty, ale odbierane są jako niewystarczające i nieskuteczne, tak zwane ruchy pozorowane, aby "dać coś dla mediów".
Wiele razy udzielałem się publicznie w sprawach sędziowskich, więc sędziowie wiedzą, że ich problemy nie są mi obojętne. Gdy dochodzi do oplucia, pobicia czy zniszczenia mienia, sędziowie najczęściej są skazani sami na siebie. Szczególnie ci młodsi zwykle nie wiedzą, co mają zrobić. Na kursy sędziowskie nie są przecież zapraszani informacjami o przemocy, lecz wizją możliwości pójścia w ślady Szymona Marciniaka. W czasie kursów o przemocy i o tym, jak sobie z nią radzić, mówi się za mało albo w ogóle. Pewnie dlatego niektórzy zgłaszali się do mnie po radę lub pomoc. Zazwyczaj mają dylematy typu: "Mam to opisać w protokole i zawiadomić władze piłkarskie czy nie?" lub "Czy zgłosić to do prokuratury i na policję?".
Im dłużej są w środowisku sędziowskim, tym częściej zdarza się, że przypadków z przemocą nie chcą opisywać w oficjalnych protokołach pomeczowych ani w ogóle zgłaszać władzom piłkarskim czy - tym bardziej - opowiadać o przemocy publicznie. Wiedzą, jaka atmosfera panuje w polskiej piłce. To nie jest klimat dla ofiar przemocy. Niektóre zdarzenia są upokarzające i nagłaśnianie ich dla wielu jest lub może być jeszcze większym upokorzeniem. Sędzia opowiadający o takich problemach niestety bywa w środowisku traktowany jako ktoś, kto sobie nie poradził. "Skoro go tak potraktowali, to widocznie sprowokował to jakimś błędem, albo jest tak słaby, że go nie akceptują" - mniej więcej tak to komentują nieodpowiedzialni czy nieżyczliwi. Mówiący o zaznanej przemocy bywa uznawany za osobę, która przyznaje się do słabości. Dlatego sędziowie często wolą milczeć. Wielu z nich już na początku rozmowy prosiło mnie o dyskrecję, o zachowanie ich anonimowości. Bali się, że mogłyby ich spotkać nieprzyjemności, gdyby ktoś we władzach sędziowskich dowiedział się, że opowiadają o problemach na zewnątrz.
Dzieje się tak mniej więcej od dekady, może od kilkunastu lat. To problem do zbadania także przez socjologów. Zdarzają się coraz bardziej przerażające przypadki. Do aktów przemocy nie dochodzi tylko na stadionie czy w jego okolicach. Znam niezwykłą historię sędziego, który był ofiarą zaplanowanej akcji osób związanych z jedną z drużyn. Gdy dowiedzieli się, że młody sędzia, który im wcześniej podpadł, znowu ma prowadzić mecz ich klubu, rano przyjechali do jego miejsca zamieszkania. Czekali na niego na klatce schodowej. Nie pobili go, ale to, co mu zrobili, było okrutne i straszne. Upokorzony, przestraszony, pobrudzony i załamany nie pojechał na mecz i nikomu nie zgłosił dlaczego, bo wstydził się tego, jaką krzywdę mu wyrządzono. Konsultował się prywatnie z jedną osobą ze środowiska piłkarskiego, ale usłyszał, że "lepiej nic z tym nie robić", bo spotkają go kolejne nieprzyjemności: "będziesz wytykany palcami, a i tak z nimi nie wygrasz". Ten człowiek też zrezygnował z sędziowania.
Prawdopodobnie ogromna większość, ale nie da się sprawdzić, jak wiele. Dokładne zdiagnozowanie problemu jest trudne lub nawet niemożliwe, bo wiele incydentów z różnych powodów, podobnych albo innych, nie jest zgłaszanych. Nie ma dokładnych i wiarygodnych statystyk. Jednak większość sędziów przyznaje, gdy rozmawiają anonimowo, że byli ofiarami przemocy – jeśli nie fizycznej, to werbalnej, psychicznej, a zwykle jednej i drugiej. Dla wielu przemoc fizyczna wobec sędziego to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą się wydarzyć w czasie zawodów sportowych. Im przemoc zdarza się dalej od boiska, tym częściej jest o niej cicho. O samych sytuacjach w szatni sędziowskiej, gdy wpada do niej agresor lub agresorzy, a sędzia jest sam, można byłoby napisać książkę.
A to też jest bardzo ciekawe. Jesienią 2021 roku było głośno w mediach o różnych napaściach na sędziów piłki nożnej. To była kolejna fala przemocy. Niestety konsekwencje nie były takie, jakie być powinny. Zimą 2021 roku do sędziów dotarły sugestie, żeby o takich sprawach "raczej nie opowiadać publicznie", tylko zgłaszać je w macierzystym związku piłki nożnej. Zapewniano sędziów, że tam "ktoś na pewno pomoże". Dla sędziów stało się raczej jasne: ci, którzy w środkach masowego przekazu opowiadają o przemocy ze strony osób związanych z klubem czy klubami, "narażają wizerunek środowiska piłkarskiego". Brak słów, ofiary "narażają wizerunek środowiska" opowiadaniem o tym, co je spotkało...
Jedni sędziowie zrozumieli, a inni odczuli, że władzom piłkarskim nagłaśnianie kolejnych aktów przemocy jest nie na rękę. Sprawcy przemocy często są związani z klubami, te mają mandaty wyborcze, a sędziowie mandatów nie mają, więc władze piłkarskie mają tu wyraźny konflikt interesów. O reelekcję może być przecież bardzo trudno, jeżeli organy dyscyplinarne związku będą wymierzać surowe kary dla działaczy i klubów, które za jakiś czas będą wybierać władze związków. A komisje dyscyplinarne nie są niezawisłe i niezależne, ich członkowie są nominowani przez władze związku piłkarskiego, czyli osoby wybierane przez kluby… Kółko wzajemnej adoracji się zamyka. Sędziowie to wiedzą, więc z reguły nie spodziewają się w pełni obiektywnego i sprawiedliwego postępowania dyscyplinarnego, lecz raczej szukania dziury w całym, prób podważenia treści protokołu sędziowskiego, bagatelizowania zdarzenia czy stwierdzenia, że skoro jest "słowo przeciwko słowu", to "nic nie można zrobić".
Jeśli w porę nie zdarzy się coś, co zatrzyma przemoc, to ofiar będzie więcej, aż w końcu może zdarzyć się coś najtragiczniejszego. W niektórych krajach doszło już do śmierci sędziów spowodowanej przemocą. Zaniechania i zaniedbania w sprawach polskich arbitrów są tak duże, że tego też nie można wykluczyć… Niebezpieczeństwo istnieje, ryzyko jest zbyt duże, aby je ignorować. Ja, gdy byłem jeszcze czynnym sędzią, zrobiłem, co mogłem, aby temu zapobiec.
Różne możliwości i sposoby minimalizowania ryzyka przemocy najpierw zgłosiłem władzom Kolegium Sędziów PZPN. Niestety nie były tym zainteresowane, pewnie dlatego, że władze sędziowskie nie są wybierane przez sędziów, lecz powoływane przez zarząd PZPN. Kontaktowałem się też ze Zbigniewem Bońkiem, ówczesnym prezesem PZPN. Przesłałem mu materiały, które uzyskałem we Francji, gdzie wprowadzono prawo chroniące sędziów. Tam wszystkie przypadki przemocy wobec sędziów są surowo karane. Niestety PZPN przez tyle lat nic z tym nie zrobił.
Tak, bo gdyby byli funkcjonariuszami publicznymi, mieliby taką samą ochronę prawną jak policjanci czy sędziowie sądów powszechnych. Zresztą taką ochronę można arbitrom sportowym zapewnić poprzez przyznanie im odpowiednich praw, nawet bez wpisywania ich na listę funkcjonariuszy publicznych – to też zawarłem w petycji. Senatorowie i posłowie z różnych partii przyjęli propozycje z dużym zainteresowaniem i bardzo życzliwie. Petycja powstała w słusznej sprawie i jasno przedstawia, jak w łatwy i prosty sposób można zrobić coś dobrego bez najmniejszej szkody dla normalnych i uczciwych ludzi. Niestety sprawa utknęła, bo od roku parlamentarzyści czekają na stanowisko Ministerstwa Sportu. Nie wiem, jak to skomentować, aby nie urazić pana ministra. To jest po prostu bardzo przykre. Przecież minister sportu, jak powszechnie wiadomo, bardzo interesuje się piłką nożną, bardzo często bywa na meczach reprezentacji Polski, lata samolotami nawet na jej zagraniczne mecze, spędza dużo czasu z prezesem PZPN Cezarym Kuleszą, a przez rok nie zdążył dopilnować, żeby jego ministerstwo pomogło zacząć chronić sędziów przed przemocą.
Tak, kilka tygodni po wyborach w PZPN rozmawialiśmy o różnych sprawach sędziowskich, ale żadnym z nich pan Kulesza nie był wtedy zainteresowany.
Na przykład prezes Kulesza mógłby poprosić ministra sportu, żeby jednak nie zwlekał, lecz możliwie jak najszybciej wsparł zawarte w petycji propozycje zmian w prawie, żeby możliwie jak najlepiej chronić sędziów. Przecież mówimy o ochronie przed przemocą, agresją, przed bandytyzmem, przestępcami, więc sprawa powinna być jasna i oczywista. Nad czym tu się zastanawiać? I tu wracamy do błędnego koła: "jeśli my będziemy ich karać, to oni nas nie wybiorą". Tyle że minister na takie argumenty powinien być głuchy i ślepy. Powinien służyć społeczeństwu, w tym przypadku społeczności sędziowskiej.
Osoby, które popełniają akt przemocy, z reguły nie wiedzą o istnieniu jakiegoś statusu sędziego. Przecież praktycznie prawie nikt w Polsce o tym statusie nie słyszał. Ten status niczego istotnego nie zmienia. Coś mogłaby zmienić publiczna kampania antyprzemocowa, której PZPN dotychczas nigdy nie zorganizował, albo właśnie zmiany w prawie, bo piłkarscy chuligani nie mogą wiecznie być bezkarni. Muszą być za wybryki ścigani z urzędu i surowo karani. A w statusie sędziego można zapisać wszystko, ale na boisku czy na stadionie to nic nie znaczy i niczego nie zmieni. Przecież sędzia nie będzie ze statusem biegał i pokazywał go kibicom czy piłkarzom, żeby go nie pobili, nie opluli i przestali mu grozić.
Jeśli już są jakieś kary, to zwykle symboliczne, nieadekwatne do popełnionych czynów. W niższych ligach, okręgówkach, klasach A czy B, grają ludzie, którzy utrzymują się z czegoś innego niż z piłki nożnej. Jeśli taki człowiek grozi, znieważa, opluje lub uderzy sędziego i potem dostanie za to nawet długą dyskwalifikację, to on się w duchu z tego śmieje. Takiemu zawodnikowi odbiera się tylko jedno z weekendowych zajęć. Nie odczuwa żadnej straty finansowej, taka kara nic istotnego w jego życiu nie zmienia, nic nie znaczy.
W obu przypadkach powinny to być kary dożywotniej dyskwalifikacji z podaniem do publicznej wiadomości personaliów winnego. Należy eliminować z piłki nożnej ludzi, którzy ją niszczą, szkodzą jej i zniechęcają do niej ludzi uczciwych i pasjonatów. Były już przypadki, że zawodnicy, którzy byli zdyskwalifikowani za przemoc wobec sędziego, wrócili i znowu dopuścili się aktu przemocy. W czyim interesie leży powrót takich osób?
Im gorzej sędziowie będą traktowani, tym gorzej będzie to wpływało na poziom sędziowania. Niejeden sędzia przyznał się już, że "podjąłby inną decyzję, gdyby czuł się bezpiecznie". Nie każdy przecież ma żelazny kręgosłup moralny. Trudno się dziwić, że w sytuacji odczuwania poważnego zagrożenia niektórym sędziom szybko włącza się instynkt przetrwania. Jeżeli w czasie meczu myślą przede wszystkim o zapewnieniu sobie bezpieczeństwa, merytoryczna ocena zdarzeń w praktyce czasem niestety może przestawać mieć znaczenie...
Na pewno jest to trudny etap w karierze sędziego. Trzeba mieć odpowiednie predyspozycje i cechy charakteru do pracy na poszczególnych szczeblach rozgrywkowych. Inaczej sędziuje się mecze w B-klasie, inaczej w ekstraklasie, inaczej za granicą. To są zupełnie inne rozgrywki, zachowania i problemy. Często zdarza się, że ktoś mógłby być świetnym sędzią wyższej klasy, ale nie jest w stanie przejść tych niższych, bo nie radzi sobie z ich specyfiką. Zdarzają się też odwrotne sytuacje: ktoś jest świetny w niższych klasach, ale nie radzi sobie po awansie na wyższy szczebel. Przyczyny mogą być różne.
W wielu krajach funkcjonują programy skautingu sędziowskiego. Byli sędziowie obserwują sędziów w niższych klasach i oceniają ich predyspozycje do sędziowania na wyższym poziomie. W Polsce prawdziwego skautingu sędziowskiego nadal nie ma.
W sytuacji idealnej sędzia przed meczem dzieci powinien nawiązać kontakt z trenerami obu drużyn i z rodzicami. To nie jest tak, że mecz i wynik są najważniejsze. Nie w sporcie dzieci. Podstawowa funkcja sportu dziecięcego jest inna. Sport powinien bawić, uczyć i wychowywać. Piłka nożna też. Żeby tak się stało, wszystkie dorosłe strony powinny się zaangażować i ze sobą współpracować.
Na szczęście to zaczyna się zmieniać, w dużym stopniu dzięki młodym trenerom. Rozmawiam z nimi i widzę, że wielu świetnie rozumie specyfikę sportu dzieci. Nie nakładają dużej presji na młodych zawodników. Coraz częściej nawiązują też kontakt z rodzicami i tłumaczą im, czego młodzi zawodnicy potrzebują. A oczekują wsparcia, dopingu, a nie presji i krytyki. Teoretycznie klimat szacunku wobec młodych sportowców sprzyja też zwiększaniu szacunku wobec sędziów meczów dzieci, ale akurat z tym nadal jest ciężko. Przy wielu drużynach Komitet Oszalałych Rodziców wciąż działa i często atakuje sędziów na oczach dzieci. Dorośli zbyt rzadko interweniują w takich sytuacjach, a powinni zawsze.
I taki sędzia jedzie na mecz i jest pozostawiony sam sobie. Sędziów brakuje w całej Polsce. Gdy sędziowałem w niższych klasach, to w złym tonie było sędziować trzy mecze w weekend. A teraz zdarzają się przypadki, że jeden sędzia ma trzy-cztery mecze w ciągu jednego dnia. Sędziowie są wręcz nakłaniani, żeby sędziować więcej. Czasami mogą się mylić, bo są zmęczeni. Czasem spóźniają się na mecz, bo poprzedni się opóźnił lub wydłużył. To jest piramida problemów, o których przeciętny kibic nie ma pojęcia.
Co roku w różnych województwach na kursy sędziowskie zgłasza się od kilkunastu do kilkudziesięciu, czasem stu, rzadko dwustu kandydatów. W tym roku zgłosiło się ich znacznie więcej z powodu popularności i sukcesów Szymona Marciniaka. Kandydaci na sędziów uczestniczą w kursach, zdają egzaminy, przechodzą badania lekarskie. Później część z nich rezygnuje po pierwszym meczu, część po kilku meczach. Ogromna większość rezygnuje w ciągu pierwszego roku. Rezygnują, bo widzą, jak wyglądają kulisy sędziowania w polskich realiach.
Przez władze piłkarskie – jako zło konieczne, jak piąte koło u wozu. Przez kibiców czy opinię publiczną – różnie, ale rzadko adekwatnie do zdarzeń, czasem przez pryzmat komedii "Piłkarski poker", która mogłaby być zabawnym pilotem całkiem poważnego serialu dokumentalnego. Często zdarzają się niezasłużone pochwały i niezasłużona krytyka. Ocen merytorycznie celnych jest raczej mało. To wynika z wielu faktów: niewiedzy, uprzedzeń, podejrzliwości, czasem uzasadnionej.
Duży wpływ na taką sytuację sędziów miała afera korupcyjna, która wybuchła w 2005 roku i trwała przez długie lata. Niektóre procesy sądowe jeszcze się toczą, niektóre dopiero niedawno się zakończyły. To była i wciąż jest największa piłkarska afera korupcyjna na świecie, bo nigdzie indziej nie zatrzymano ponad 600 osób zamieszanych w korupcję. Tylko nieliczne z tych osób zostały uniewinnione. To miało ogromny wpływ na postrzeganie sędziów zarówno wtedy, jak i obecnie. Sędziowie niższych lig odczuwają to najboleśniej.
WSZYSTKIE ODCINKI SERIALU "SĘDZIA WRÓG" SĄ JUŻ DOSTĘPNE. ZOBACZ TUTAJ.