Siergiej Bubka zniknął, zakrył się własną hańbą. "Niech Ukraina znajdzie nowego szefa"

Bartłomiej Kubiak
"Niech Ukraina znajdzie sobie nowego szefa komitetu olimpijskiego. Może nie takiego z 35 rekordami świata, ale zdecydowanie bardziej godnego" - pisze Wałerij Wasyłenko na łamach sport.ua, gdzie krytykuje Siergieja Bubkę. Obecnie działacza, a w przeszłości wybitnego skoczka o tyczce, który od początku rosyjskiej agresji jak ognia unika używania słowa "wojna" i w oczach wielu Ukraińców właśnie okrywa się hańbą.

"Czy Ukraiński Komitet Olimpijski potrzebuje takiego prezesa?" - pyta w pierwszym zdaniu Wałerij Wasyłenko na łamach sport.ua. I już na wstępie zwraca uwagę, że Siergiej Bubka - w przeszłości wybitny skoczek o tyczce, złoty medalista olimpijski z Seulu i wielokrotny rekordzista świata, a obecnie działacz sportowy - od początku rosyjskiej agresji niemal zupełnie zniknął z przestrzeni publicznej i w oczach wielu Ukraińców właśnie okrywa się hańbą.

Zobacz wideo Arabia Saudyjska w teorii najłatwiejszym rywalem Polaków. Ale wcale nie będzie łatwym

Wojna w Ukrainie. Bubka unika tego jak ognia

Bubka w mediach - gdzie wielu ukraińskich sportowców jasno wyrażało i nadal cały czas wyraża swój sprzeciw przeciwko napaści Rosjan - stał się niemal zupełnie niewidoczny. A jeśli widoczny, to i tak praktycznie bezużyteczny. Bo najpierw przez wiele dni milczał, nie odbierał telefonów od swoich współpracowników, a jeśli już zdecydował się coś powiedzieć, jak ognia unikał używania słowa "wojna".

"Moi drodzy Ukraińcy, nasza olimpijska rodzina nie jest obojętna na nasz ból. Jak każdy Ukrainiec nie mogę teraz spać. Bronię naszego kraju wszelkimi dostępnymi mi środkami, wykorzystując wszystkie moje międzynarodowe koneksje" - napisał Bubka na Twitterze.

To było na początku marca. Spekulowało się nawet, że Bubka na początku wojny uciekł z kraju. Niepostrzeżenie przekroczył granicę ukraińsko-węgierską i wyjechał wtedy do Monako, gdzie ma luksusowy apartament. Na pewno był w Lozannie, bo prezes MKOl Thomas Bach publicznie wskazał, że to właśnie Bubka - jako prezes Ukraińskiego Komitetu Olimpijskiego - ma koordynować stamtąd pomoc humanitarną dla swojej ojczyzny.

I to byłoby w zasadzie na tyle, bo Bubka - jak pisze Wasyłenko - na wiele tygodni zniknął. Zupełnie nie obnosił się ze swoją pomocą. A tym bardziej z potępieniem napaści Rosjan. W jego mediach społecznościowych można było przeczytać same okrągłe zdania. Że "kłopoty nadeszły na naszą ziemię". Że "działa 24 godziny na dobę". Że "Ukraińcy są silni i niezwyciężeni".

Ani słowa o agresji Rosjan, ani słowa o wojnie i o tych, którzy ją rozpoczęli.

"Wzywam do zakończenia tej wojny"

"Miesiąc temu, a dokładnie 21 marca, Bubka pod ostrą krytyką ze strony ukraińskiego środowiska sportowego i nie tylko w końcu wypowiedział to straszne słowo: wojna" - pisze Wasyłenko, ale zwraca uwagę, że Bubka nadal nie wskazał inicjatorów tej wojny. W żaden sposób nie zdemaskował agresorów za jego kłamstwa. A w zasadzie jedyne, co wybrzmiało w wywiadzie z Bubką, który 21 marca pojawił się na stronie Ukraińskiego Komitetu Olimpijskiego, to zdanie: "Wzywam do zakończenia tej wojny".

 

Bubka w końcu pojawił się w kraju. W piątek odwiedził ośrodek w Konczej-Zaspie, dzielnicy na obrzeżach Kijowa, gdzie trenowali ukraińscy szczypiorniści. "Szczerze mówiąc, oczekiwałem więcej od naszego czołowego sportowca. O wiele więcej. Mniej więcej tyle, ile od Wołodymyra Zełenskiego, Dmytro Kułeby czy Witalija Kliczki. Ale zamiast tego od Bubki usłyszałem, że jest »głęboko wzruszony« i że »pracuje niestrudzenie«. No prawdziwy drogowskaz. Jak był wybitnym sportowcem, tak stał się bezużytecznym urzędnikiem sportowym" - krytykuje Wasyłenko.

Siergieij Bubka, czyli "po co nam ktoś taki?"

Wasyłenko nie ma jednak złudzeń, bo przypomina, że Bubka od 2005 roku - czyli przez całą swoją działalność w Ukraińskim Komitecie Olimpijskim - nawet nie próbował ukrywać swojej sympatii do rosyjskiego sportu. Był jednym z niewielu urzędników na swoim szczeblu, który sześć lat temu przed igrzyskami w Rio nie poparł wykluczenia rosyjskich sportowców oskarżanych o skandale dopingowe.

"Zawsze wycierał sobie gębę hasłem »sport poza polityką«. I dziś też próbuje to robić. Albo zwyczajnie czeka na lepszy moment. Kiedy np. nasi odbiją Chersoń albo Mariupol, wtedy pewnie się obudzi. Ale czy my tego potrzebujemy? Albo inaczej: po co nam ktoś taki? Niech ruszy za innym kochankiem rosyjskiego świata Wołodymyrem Brynzakiem [prezes Ukraińskiej Federacji Biathlonu, który ostatnio stracił posadę za pomaganie rosyjskim zawodniczkom]. A Ukraina znajdzie sobie nowego szefa komitetu olimpijskiego. Może nie takiego z 35 rekordami świata, ale zdecydowanie bardziej godnego. Prawdziwego patriotę, dla którego ukraiński sport nie jest pustym hasłem" - kończy Wasyłenko.

Więcej o:
Copyright © Agora SA