Od czasu wybuchu wojny w Ukrainie z kraju do Polski przybyło ponad 1,5 mln osób. Głównie są to obywatele Ukrainy: kobiety, dzieci i emeryci. Głośno było też jednak o powrocie Polaków. Jednym z przykładów jest Tomasz Kędziora, który jeszcze cztery tygodnie temu był piłkarzem Dynama Kijów, dzisiaj występuje dla Lecha Poznań.
Artur Szalpuk przeżył niemalże identyczną historię, co Kędziora. Wyjechał jednak nieco szybciej, bo jeszcze w dniu wybuchu wojny. W Ukrainie znalazł się, ponieważ trafił w ramach wypożyczenia do tamtejszego Epicentr-Podoloany Horodok. Jego przygoda nie trwała jednak zbyt długo.
- Ewakuowałem się z Ukrainy pierwszego dnia wojny. Rano 24 lutego, gdy wstałem i zobaczyłem wiadomości, od razu zacząłem się pakować, wiedziałem, że trzeba wyjeżdżać. Cały dzień byłem w podróży samochodem do naszego kraju, poszedłem spać dopiero następnego dnia o siódmej rano, już w Polsce. Na pewno to było doświadczenie, którego nikomu nie życzę - opowiedział Szalpuk w rozmowie z Interią Sport.
Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
- Oby nikt, nigdy nie musiał się z nim mierzyć. Mam z tyłu głowy to, że ja mogłem wyjechać, w odróżnieniu od moich kolegów z drużyny. Teraz mogę z nimi tylko rozmawiać, cały czas się ich pytam, czy dają radę. To, co oni przezywają, nie jesteśmy sobie nawet w stanie wyobrazić. Na szczęście wszyscy są cali i zdrowi. Miasto mojego klubu nie jest objęte wojną, jest tam w miarę bezpiecznie. Koledzy martwią się jednak o swoje rodziny i mieszkania w Charkowie, Dnieprze, czy na wschodzie Ukrainy, spora część tych siatkarzy pochodzi z tych właśnie miast - dodaje siatkarz.
Po powrocie do Polski zawodnik został ponownie włączony w składu klubu Projekt Warszawa. Zdążył już zagrać w jednym spotkaniu z GKS-em Katowice. Siatkarze ze stolicy przegrali to spotkanie 0:3. Nie wiadomo, na jak długo Szalpuk pozostanie w kraju.