Po trzech tygodniach wydostał się z Mariupola. Wstrząsająca relacja: Nagle pojawili się Rosjanie

Hennadij Orbu, były ukraiński piłkarz, a obecnie trener akademii FK Mariupol opisał koszmar życia w Mariupolu po wybuchu wojny. Zdradził także, w jaki sposób udało mu się wydostać z miasta, okupowanego przez Rosjan.

Od 24 lutego trwa rosyjska agresja na Ukrainę. Bombardowane są miasta, obiekty cywilne, a z kraju wyjechały już ponad 3 miliony Ukraińców. Wielu z nich nadal jednak jest uwięzionych w okupowanych miastach, np. w Mariupolu, podobnie jak Hennadij Orbu.

Zobacz wideo "Marzenie Putina o stworzeniu wielkiej Rosji jest koszmarem mojego kraju". Władimir Kliczko pokazał zniszczenia po ostrzale rakietowym

Hennadij Orbu to 17-krotny reprezentant Ukrainy, w której grał w latach 1994-1997. W przeszłości był piłkarzem m.in. Szachtara Donieck, a aktualnie pracował w FK Mariupol jako trener piłkarskiej akademii klubu. W rozmowie z portalem sport.ua opisał koszmar życia w Mariupolu po wybuchu wojny w Ukrainie.

- Nasze mieszkanie zostało zrujnowane. Siedzieliśmy w piwnicy bloku. Było nas tam około dwustu. W ogóle nie było komunikacji: nie było elektryczności, wody, gazu. Najważniejszym zadaniem było nakarmienie dzieci i żony - podkreślił Orbu.

Orbu: Widziałem ciała zabitych cywilów

Jak sam przyznał, starał się jak najrzadziej wychodzić z piwnicy, w której się ukrywał. Wszystko z powodu szokującego widoku na ulicach. - Widziałem ciała zabitych cywilów, które leżały na ulicy. Staraliśmy się rzadziej wychodzić z piwnicy. Robiliśmy to tylko wtedy, gdy trzeba było czegoś poszukać do jedzenia. Nie widziałem żadnych żołnierzy. Ale nagle pojawili się Rosjanie i zaczęli nas ostrzeliwać - opisał.

Jak jednak podkreślił, po trzech tygodniach udało mu się wyjechać z Mariupola. - To stało się spontanicznie. Na własne ryzyko postanowiliśmy pojechać sami. Był konwój, około stu samochodów cywilnych, dołączyliśmy do nich i odjechaliśmy. Zabrałem ze sobą tylko dresy, buty do biegania i dokumenty - zakończył Orbu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.