Mikrotransakcje to plaga gier naszych czasów. Są wszechobecne, a sam rynek mobilny praktycznie nimi stoi. O ile w produkcjach darmowych jest to w pewien sposób zrozumiałe, gdyż twórcy chcą sobie przynajmniej na tym dorobić, tak wplatanie ogromnej ilości dodatkowych dopłat do tytułów, za które bazowo trzeba płacić, to czyste zdzierstwo. Dlatego nie dziwi reakcja graczy Gran Turismo 7 po ostatniej aktualizacji, mocno zmieniającej realia rozgrywki.
Sama przerwa techniczna trwała aż 32 godziny, co wystarczająco rozsierdziło użytkowników. Prawdziwą kością niezgody są jednak zmiany, jakie wprowadziła. Mianowicie zmniejszono ilość pieniędzy za wygrane wyścigi. Mniej wirtualnych funduszy równa się mniej możliwości do wzmacniania swojego konta o nowe samochody i inne ulepszenia. Twórcy subtelnie kierują tu gracza w innym kierunku.
Ten może bowiem zakupić specjalne, dodatkowe kredyty za prawdziwe pieniądze. Trochę słabo, zwłaszcza że sam w sobie tytuł kosztuje ponad dwieście złotych. Pośrednie zmuszanie użytkowników do wydawania dodatkowych oszczędności takim sposobem, jest aż niesmaczne.
Stąd odzew ze strony społeczności jest dość stanowczy. Wyjątkowo rozeźleni gracze zalali portal Metacritic negatywnymi opiniami o Gran Turismo 7. Tym samym choć ocena krytyków to wysokie 87 oczek, tak odbiorców 1.9/10.
Więcej treści gamingowych na Gazeta.pl.
Mało tego. Wielu graczy otwarcie przyznaje, że tytuł jest od strony mechanicznej i graficznej znakomity, przy czym nie mają się do czego przyczepić. Gra dostaje jednak baty za bezczelną politykę ze strony wydawców:
Grafika i fizyka są dobre, ale ciągłe zmuszanie do mikropłatności przez bestialską politykę i metody zabijają grę. Po rozczarowaniu przychodzi kolejne rozczarowanie.
To tylko jedna z całego morza negatywnych recenzji. Część recenzentów z ogromnym żalem napisała, iż dobra marka serii jest całym procederem obrzydliwie plamiona. Nie zostaje nic innego, jak tylko czekać na reakcję ze strony twórców, choć dość naiwnym jest wierzyć, że nagle zmienią oni swoją politykę.