Godny następca legendarnej serii czy tania kopia? Recenzja Back 4 Blood

Turtle Rock Studios powraca z grą osadzoną w świecie, w którym twórcy czują się najlepiej, czyli w świecie zombie. Czy jest to jednak udany powrót, czy może po prostu odcinanie kuponów?

Kiedy Turtle Rock Studios wypuściło w 2008 roku pierwszą część Left 4 Deada, świat gamingowy wpadł w euforię. Gra spotkała się z niesamowicie gorącym odbiorem, podpinając się pod Steama, który wówczas był bardzo popularny, oraz ogólną tematykę zombie, która miała wtedy swoje pięć minut. Nic więc dziwnego, że rok później ukazał się sequel, Left 4 Dead 2, który również okazał się być hitem. 

Zobacz wideo

Fani serii mieli nadzieję na trzecią część z serii, która zwieńczyłaby trylogię. Ta jednak nie nigdy nie została zapowiedziana, a powodem ponoć było niedogadanie się z wydawcą L4D, Valve. Jest on zresztą także właścicielem platformy Steam. Po kilkunastu latach Turtle Rock zdecydował się pod skrzydłami Warner Bros wydać nową produkcję z tematyki zombie, która jednocześnie w wielu aspektach przypomina Left 4 Deada, a w wielu się różni. Mowa tutaj o Back 4 Blood.

Zasady są proste i w większości znane graczom

Najnowszy twór Turtle Rock opiera się na podobnej zasadzie co L4D. Zostajemy wrzuceni w środek świata opanowanego przez wirusa, który zamienia ludzi w zombie. Tym razem jednak mamy do wyboru jednego z ośmiu, a nie czterech bohaterów, a każdy z nich posiada osobne atuty indywidualne, jak i drużynowe. 

W Back 4 Blood znajdziemy 8 różnych postaciW Back 4 Blood znajdziemy 8 różnych postaci fot. Turtle Rock Studios

Sama kampania różni się także od tej z L4D. W Back 4 Blood jest ona o wiele bardziej spójna, a każde nowe podejście do niej jest inne od poprzednich. Raz dostajemy inne przypadkowe wydarzenia, jak masa czynników zwołujących hordy zombie, raz dostajemy agresywniejsze mutacje wirusa. 

 

Z jednej strony cieszy fakt, że twórcy starają się opowiedzieć konkretną historię, która próbuje nas wciągnąć, chociaż będąc skupionym na coraz to większej strzelaninie, trudno zwracać na nią ogromną uwagę. Z drugiej strony niektóre lokacje dosłownie się powtarzają parę razy (chociaż niektóre z nich są naprawdę zapierające dech w piersiach), a żeby zagrać daną misję na danym poziomie trudności, musimy najpierw dojść do tego momentu na tym poziomie. 

Back 4 Blood jest o wiele bardziej wymagający niż się zazwyczaj oczekuje od takich gier

Warto podkreślić, że normalny i trudny poziom są ogromnym wyzwaniem, nawet dla zagorzałych graczy FPS-ów. Wymagane są na nich pełne skupienie i płynna organizacja, a o to może być trudno bez paczki znajomych. Gra przez to o wiele bardziej przypomina tytuł z gatunku Survival, niż typową brutalną sieczkę, jaką był Left 4 Dead.

Więcej treści znajdziesz też na Gazeta.pl.

To dla mnie jedna z największych kwestii spornych w kontekście Back 4 Blooda. Cieszy fakt, że aby przejść dalej, trzeba się naprawdę postarać. Niemniej większość graczy, zwłaszcza sympatyków Left 4 Deada, odpala raczej tego typu produkcje, żeby się wyłączyć i zrelaksować, a nie wytężać swoje szare komórki w celu wymyślenia jak najlepszej strategii. 

Dlatego też nie sposób porównywać Back 4 Blood do Left 4 Deada. Obie produkcje mają te same korzenie, jednak kierunek, jaki obierają, zupełnie się różnią. Niektóre aspekty są o wiele bardziej rozwinięte i wymagające niż w tytułach sprzed ponad 10 lat, co działa zarówno na plus, jak i na minus. Jedną z takich rzeczy jest system broni i gameplay sam w sobie.

Twórcy podpinają się pod popularne dzisiaj trendy

Popularnym ruchem jest dzisiaj oferowanie graczom system rozwijania broni i postaci, niczym w tytułach z gatunku RPG. Tutaj również twórcy zdecydowali się na taki ruch. Co każdą kampanię możemy dobierać różne karty - które odblokowujemy wraz z postępem w grze i usprawniają naszą postać. Podczas grania znajdziemy na swojej drodze różne dodatki do ekwipunku - celowniki, magazynki i nie tylko. To właśnie sprawia, że każde podejście jest inne, co jest zdecydowanym plusem. 

W Port Hope, czyli w obozie bohaterów i jednocześnie miejscem, które służy za menu, znajdziemy masę możliwości customizacji wyglądu swoich broni i postaci, co zachęca do grania. A skoro już o postaciach mowa, to te również są charyzmatyczne. Każda z ośmiu jest inna, aczkolwiek z tego tytułu, że jest ich aż osiem, to posiadają wiele wspólnych cech. Dlatego też nie ma między innymi takiej różnicy jak między bohaterami serii L4D.

Gra nie ukrywa, że wiele motywów jest zaczerpniętych bezpośrednio z L4D

Wcześniej wspomniałem, że na drodze spotkamy różnego rodzaju mutacje zombie. Te niestety zbytnio przypominają trudniejszych przeciwników z Left 4 Dead, chociaż wydaje się to zrozumiałe. Koniec końców w tytułach tego typu bardzo trudno wymyślić nowych przeciwników, którzy jednocześnie nie byliby zbyt mocni. 

W Back 4 Blood znajdziemy różnego typu zombieW Back 4 Blood znajdziemy różnego typu zombie fot. Turtle Rock Studios

W grze możemy spróbować także trybu Versus, który działa na tych samych zasadach, co tryb o tej samej nazwie w poprzedniej flagowej serii Turtle Rock. Raz gramy czwórką bohaterów, raz czwórką zmutowanych zombie i staramy się jak najbardziej napsuć krwi zespołowi przeciwnemu. To zdecydowanie dobry aspekt rozgrywki, który pozwoli odetchnąć od momentami mozolnej i zawsze wymagającej kampanii. Boli jednak fakt, że to jedyny dodatkowy tryb w Back 4 Blood, co może w przyszłości sprawić, że gracze nie będą za często do niego wracać.

Czy to dobra gra? Zależy dla kogo

Back 4 Blood to gra typu "triple AAA", czyli taka, która jest jedną z czołowych i głośniejszych produkcji w roku. Potwierdzeniem tego jest chociażby cena 200 zł. I jest to gra niewątpliwie dobra, którą bez skrupułów można nazwać pewnego rodzaju powiewem świeżości w przemijającej erze zombie. 

Graczom, którzy nie mieli styczności nigdy z L4D, Back 4 Blood powinien się spodobać. To w końcu dopięta na ostatni guzik gra. Historia co prawda nie jest fenomenalna, ale nie musi być. W tego typu tytułach liczy się gameplay, a ten w kontekście gier o zombie jest naprawdę dopracowany i za każdym razem oferuje coś nowego. W połączeniu z naprawdę różnymi poziomami trudności i dopieszczoną oprawą audiowizualną, powinno się to spodobać zarówno niedzielnym, jak i bardziej wymagającym graczom.

Z drugiej strony, fani samego Left 4 Deada mogą być podzieleni. B4B to nie relaksująca sieczka, jaką była poprzednia seria. To zazwyczaj wymagający tytuł, który na pierwszym miejscu stawia zgranie i komunikację. Osobiście nieraz podczas ogrywania odczułem nostalgiczną chęć powrotu do czegoś prostszego, jednocześnie byłem też zadowolony, że tym razem Turtle Rock nie postawił na sprawdzone rozwiązania i spróbował czegoś nowego. Co też działa, zwłaszcza z trójką znajomych. 

Gra została dostarczona przez Turtle Rock Studios.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.