Sportowiec poszedł do izolatki na dobę, wyszedł po trzech. "Trafili na szczyt zachorowań na Śląsku"

- Osoby, które mówiły, że na pewno nie pojadą do Centralnych Ośrodków Sportu, teraz dzwonią do mnie i pytają czy jednak mogą zaplanować zgrupowanie. To pokazuje, że dostają dobre informacje od kolegów obecnych w Spale i Wałczu - mówi dr Jarosław Krzywański. Na 29 maja zaplanowano otwarcie kolejnych ośrodków: w Cetniewie i Zakopanem. Na początku czerwca otwarty zostanie Szczyrk.

W marcu, wraz z wybuchem pandemii koronawirusa, zamknięte zostały wszystkie COS-y. W kwietniu zespół powołany przez minister sportu Danutę Dmowską-Andrzejuk wypracował plan ponownego, stopniowego otwierania COS-ów. Wszystko po to, by do normalnych treningów mogli wracać polscy olimpijczycy. Od 8 maja przedstawiciele m.in. lekkoatletyki, pływania, badmintona i łucznictwa przebywają w Spale. Od 11 maja w Wałczu pracują kajakarze, wioślarze i pływacy. Kolejne grupy szykują się do wyjazdu do tych ośrodków, a także do Zakopanego, Cetniewa i Szczyrku.

Zobacz wideo "Tenis zawodowy będzie jednym z ostatnich sportów, które ruszą"

Łukasz Jachimiak: COS-y w Spale i Wałczu działają już na tyle dobrze, że możecie spokojnie otwierać kolejne?

Jarosław Krzywański, lekarz Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, przedstawiciel Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej: Tak, są już ustalone terminy następnych otwarć. Na 29 maja planowane jest to w Cetniewie i Zakopanem. Wtedy wejdą pierwsze grupy sportowców do tych ośrodków, a kolejne przyjadą tam 1 czerwca. W sumie będzie to około 200 zawodników. Od 1 czerwca zwiększy się też liczba sportowców trenujących w Spale, bo wtedy zgrupowanie zacznie kadra siatkarzy. Natomiast siatkarki i m.in. przedstawiciele piłki ręcznej od 4 czerwca będą pracować w Szczyrku.

Im dłużej trwał będzie projekt odmrażania polskiego sportu, tym mniejszy będzie też reżim sanitarny w COS-ach?

- Tak, już procedura przyjęcia do COS-ów nie będzie teraz tak restrykcyjna jak na początku. Też oprzemy wszystko na izolacji sportowców przed przyjazdem na zgrupowanie. Ale uznaliśmy, że wystarczy osiem, a nie 14 dni ograniczania kontaktów. Sytuacja w kraju jest bardziej stabilna pod względem ryzyka niż wtedy, gdy startowaliśmy z programem. Na pewno nie zrezygnujemy z badań na obecność koronawirusa. Ale tu różne procedury będziemy przyjmowali dla różnych grup.

Będziecie wybierali inne testy dla siatkarzy i inne dla piłkarzy ręcznych? Od czego będą zależały takie wybory?

- Od wydolności opieki medycznej dla danej grupy. Tę opiekę zawodnikom zapewniają ich związki sportowe. Poza tym trochę nas ostudziły ostatnie przygody z testami. W Wałczu grupa sportowców czekała na wyniki przez trzy doby.

Czyli sportowiec poszedł do izolatki na dobę, a wyszedł dopiero po trzech?

- Niestety, tak było.

Trudno w takiej sytuacji nie myśleć, że może coś jest nie tak. Opowiadał mi o tym Damian Czykier, który w Spale czekał na swój wynik prawie dwie doby.

- Ci sportowcy po prostu mieli pecha, bo trafili na okres szczytu zachorowań na Śląsku. Z tego powodu wszystkie laboratoria w kraju musiały zająć się badaniem próbek od górników. My tę sytuację musieliśmy zrozumieć i ją zaakceptowaliśmy. Pretensji nie możemy mieć. Zrobiła się kolejka, więc czekaliśmy. Sportowcy podeszli do tego ze zrozumieniem, mimo że sytuacja była niekomfortowa.

Duża grupa miała tego pecha?

- Duża, to było około 30 osób. Z testami jest tak, że WHO rekomenduje badanie genetyczne - RT PCR, które wykonuje się za pomocą wymazu z nosogardła i to badanie jako jedyne służy do wykrycia obecności wirusa SARS-CoV-2 lub potwierdzenia jego braku. Test ten jednak ma pewne ograniczenia, dlatego będziemy korzystać również z testów serologicznych wykrywających obecność specyficznych przeciwciał we krwi. W zależności od sytuacji oraz aktualnych możliwości będziemy elastycznie korzystać z obydwu testów. Wydaje się, że system testowania mamy przemyślany i staramy się podchodzić do każdej przypadku indywidualnie. A nieprzewidziane sytuacje czasami po prostu będą się zdarzały, bo tak już jest.

Mówi Pan, że wkrótce do COS-ów wejdzie ponad 200 kolejnych sportowców. Tuż przed startem programu wielu zawodników rezygnowało, twierdziło, że to niebezpieczne - tendencja się zmieniła?

- Tak, stało się jasne, że stworzyliśmy takie warunki, w których można dobrze i bezpiecznie pracować.

Dzwonią tacy sportowcy, którzy publicznie mówili, ze na pewno się do COS-u nie wybiorą? Pytają czy jednak mogliby zmienić zdanie i przyjechać?

- Tak, są takie osoby, które mówiły, że na pewno nie, a teraz jednak chciałyby zaplanować w COS-ie zgrupowanie. To pokazuje, że dostają dobre informacje od kolegów obecnych w Spale czy w Wałczu. Mówią mi, że od kolegów słyszą: "To działa", "W zasadzie możemy robić wszystko" "Jest normalnie". Naprawdę jest. Spędziłem ze sportowcami w Spale 11 dni. Byłem tam od momentu wejścia pierwszego sportowca i uczestniczyłem w większości zajęć wszystkich grup. Sportowcy doskonale się zaaklimatyzowali. Jedyny problem jest taki, że nie mogą wychodzić poza COS, żeby zrealizować jakieś swoje dodatkowe potrzeby kulinarne czy inne. Ale muszę powiedzieć, że to są pojedyncze przypadki. Widzę, że sportowcy zauważają, w jak komfortowej są sytuacji. Przy odmrażaniu gospodarki w kraju COS-y stają się miejscem wyizolowanego, bezpiecznego pobytu. Bezpieczniej jest żyć i trenować w COS-ie niż gdzieś u siebie w mieście i spotykać ludzi, którzy chodzą na zakupy do supermarketów i w wiele innych miejsc.

A dlaczego w COS-ach jednak kwaterujecie ludzi pokój w pokój? Znów powołam się na Damiana Czykiera, który mówił, że ma sąsiadów przez ścianę.

- Nie jest tak. Co drugi pokój jest zajęty. I tu chodzi o bardzo małą grupę lekkoatletów, złożoną z tylko czterech zawodników. Kolejna grupa, łuczników, mieszka na zupełnie innym piętrze i zupełnie innymi drogami chodzi na treningi. Grupa badmintonistów mieszka w zupełnie innym hotelu, pływacy zajęli jeszcze inny. Proces rozproszenia jest realizowany w stu procentach. Na treningach w siłowniach czy na stadionach grupy się zupełnie nie spotykają, bo każda zna swój grafik. Na posiłki też wszyscy chodzą w wyznaczonych grupkach, zajmują zawsze te same, swoje sektory. Wszystko idzie naprawdę bardzo sprawnie.

Słyszy Pan jeszcze czasem pełne niepokoju słowa naszych sportowców, że ich zagraniczni rywale mają lepiej, że mimo pandemii normalnie trenują, a nasi nie?

- Faktycznie było takich głosów sporo. W rzeczywistości cały świat ma duży problem i naprawdę nie jesteśmy z tyłu. Może trochę z pływaniem, chociaż też niekoniecznie, bo w większości ośrodków na świecie baseny też są otwierane dopiero teraz.

A może to o polskich sportowcach inni mówią teraz "nasi rywale mają lepiej"? Wiem, że siatkarze mogą mieć problem ze znalezieniem sparingpartnerów nie tylko przez pozamykane granice, ale też dlatego, że choćby rosyjska kadra jeszcze nie ma jak i gdzie zaplanować treningów.

- To prawda. Zaczęliśmy odmrażać sport szybko. Według mnie zrobiliśmy to najszybciej jak tylko było można, nawet troszeczkę ryzykując. Jeszcze wcześniejsze działania z naszej strony generowałyby duże ryzyko zdrowotne dla sportowców i trenerów. A na to nie mogliśmy się zgodzić.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.