Samorządy odbierają pieniądze klubom. Zespoły ekstraklasy i tak w najlepszej sytuacji

Polskie miasta szukają sposobu na oszczędności i ograniczają finansowanie sportu. Na kryzysie po epidemii koronawirusa stracą drużyny ekstraklasy, ale większość z nich sobie z nim poradzi. Za to wiele mniejszych klubów może nie przetrwać.

Większość urzędników, przekazując nam dane dotyczące dotacji na sport w polskich miastach, zaczynała odpowiedź na prośbę od słowa "niestety". Wyłamało się pięciu. Jak dowiedział się Sport.pl, w Warszawie podtrzymano ustalenia sprzed czasu epidemii, a zmienić mogą się jedynie terminy wyznaczonych już konkursów i wykonywanych przez kluby zadań. W Lublinie finansowanie klubów i imprez ma pozostać bez zmian tak jak w Toruniu i Gdyni. Środki przekazywane na sport nie zmniejszą się także w Poznaniu, choć tam zmieni się ich podział dla konkretnych drużyn.

Zobacz wideo Zbigniew Boniek mocno o spekulacjach powrotu Ekstraklasy.

Kto oszczędza i zabiera środki, a kto utrzymuje finansowanie, pomagając klubom?

Gdzie wstrzymano przekazywane klubom pieniądze? Choćby w Łodzi, Rzeszowie, Radomiu i Kielcach, ale w większości miast władze gwarantują, że w przypadku powrotu rozgrywek sportowych do normalności, wrócą także regularne dotacje. W Gdańsku, Szczecinie, Wrocławiu, Białymstoku, Katowicach, Opolu, czy Bydgoszczy zmniejszono albo wycofano dofinansowanie. Mimo że oszczędności nie zawsze są duże, to jak podkreślają urzędnicy - bardzo potrzebne.

Nie brakuje jednak przykładów pomocy klubom. Olsztyn na początku kwietnia ogłosił, że przeznaczył pół miliona złotych na stypendia i nagrody finansowe dla miejskich drużyn i sportowców, a także ich trenerów i działaczy. Środki mają pomóc im przetrwać kryzys, choć można by je przecież przeznaczyć na inne cele. W Krakowie kluby mogą wnioskować o zawieszenie płacenia czynszu za korzystanie z miejskich obiektów. Swój plan pomocy przygotowuje również wspomniany Poznań.

Kluby ekstraklasy też stracą

Kryzys w największym stopniu uderzy w kluby amatorskie, które mogą nie przetrwać tego trudnego okresu. Nie jest jednak tak, że to jedyni poszkodowani. Cięcia dotkną także m.in. kluby piłkarskiej ekstraklasy. Wśród nich tylko pięć zespołów może być na razie spokojnych o miejskie środki. Legia Warszawa ma otrzymać dwa i pół miliona złotych za promocję miasta. Podtrzymano dofinansowanie dla Piasta Gliwice w wysokości dwunastu milionów złotych, pieniądze przekazywane przez Płock dla Wisły, czyli sześć milionów złotych, czy środki, które w Górnik inwestuje miasto Zabrze. Gdańsk zapowiedział, że Lechia nie musi zwracać miastu dotacji 1,3 miliona złotych, więc także ją utrzyma.

Dla części drużyn miasta wstrzymały środki, które mają zostać rozdysponowane w przypadku wznowienia ekstraklasy. Tak postąpiono choćby w Częstochowie, gdzie Raków za promocję miasta miałby odebrać 1,62 miliona złotych. Natomiast miasto pomogło w pozyskaniu wsparcia dla modernizacji stadionu, na którą ministerstwo sportu przeznaczyło dziesięć milionów złotych. W Łodzi do tej pory ŁKS otrzymał 70 procent dotacji z puli przewidzianej na to półrocze (nieco ponad milion złotych). Termin na wypłacenie pozostałych 30 procent został przesunięty. Miasto zgodziło się też zmniejszyć opłatę za użytkowanie obiektów na ulicy Minerskiej do symbolicznej złotówki. Teraz stały przecież puste.

W pozostałych przypadkach dofinansowania są zmniejszone lub zupełnie ścięte. Śląsk Wrocław ma stracić kilkanaście procent z pobieranych trzynastu milionów złotych, Korona Kielce otrzymała milion złotych z gwarantowanych dwa i pół miliona, które teraz zostały wstrzymane, a w Szczecinie Pogoń zanotowała milion złotych straty za pierwsze półrocze 2020 i najprawdopodobniej nie otrzyma już pełnych czterech milionów złotych. Dotacji nie dostają kluby z Krakowa, choć Wiśle miasto zagwarantowało remont stadionu, w tym rozbudowę parkingu, a także Zagłębie Lubin, od którego miasto domaga się nawet podatku od nieruchomości (z którym zazwyczaj pomaga się bez tworzenia problemów) i Arka Gdynia, na której konto już od stycznia nie spływa kwota trzech milionów złotych, stanowiąca 25 procent całego budżetu klubu.

Miasto poprosiło o pomoc zakopiańskie kluby. Niektóre z nich doprowadziłoby to do upadku

Gdy zapytamy, na co w większości mają zostać przeznaczone miejskie oszczędności, nie otrzymamy od urzędników wielu szczegółów. W większości miast plany są jeszcze dopracowywane, więc zazwyczaj słyszymy hasło "pomoc społeczna i wiele innych segmentów". Takie stwierdzenie padło m.in. w Zakopanem. 16 kwietnia miasto wysłało do wszystkich klubów otrzymujących dofinansowanie pismo, w którym "proponuje rozwiązanie umów na mocy porozumienia stron", prosząc tym samym o zwrot środków, które już im przekazało, a dodatkowo zawieszając wypłacanie kolejnych kwot. Władze chciałyby otrzymać od klubów środki, które przekażą na inne cele, a następnie po przełożeniu konkretnych zadań na czas po epidemii, dofinansować je z powrotem, gdy tylko będzie taka możliwość. Zatem w tym przypadku to miasto prosi kluby o pomoc, a nie odwrotnie. 

Jaką reakcję wywołało to w klubach ze stolicy polskich Tatr? Niejednoznaczną. Z naszych informacji wynika, że choćby Eve-nement Team, klub trzykrotnego mistrza olimpijskiego Kamila Stocha, zdecydował się współpracować z miastem. Natomiast Wisła czy AZS Zakopane, nie zgodziły się na prośbę miasta i najprawdopodobniej czekają je długie negocjacje. - Każdy przypadek jest rozpatrywany indywidualnie, ale nie przewidujemy braku porozumienia z żadną z organizacji. Chcemy dojść do wspólnego rozwiązania - mówi Sport.pl Zofia Kiełpińska, naczelnik Wydziału Turystyki, Sportu i Rekreacji w Zakopanem. Żeby do tego doprowadzić, władze miasta będą musiały zrozumieć, że dla niektórych klubów oddanie tych środków może oznaczać upadek w ciągu kilku tygodni.

Pieniędzy brakowałoby na zwyczajne funkcjonowanie klubu - wypłacanie pensji dla trenerów, środków na treningi i wyjazdy poza Zakopane choćby w przypadku skoczków, którym przebudowuje się właśnie kompleks obiektów. Są takie, które sobie poradzą, ale to nie obraz ogółu. Według wielu już bez epidemii sport był tu finansowany zbyt małymi środkami jak na rolę, którą odgrywa miasto choćby w międzynarodowym narciarstwie. Teraz może jednak dojść do sytuacji, gdy na kilka miesięcy przed planowanymi w tym mieście mistrzostwami świata juniorów, nie będzie perspektywy na to, kogo z zakopiańskich zawodników wpisać na ich listy startowe. W najgorszym scenariuszu, czyli upadku co najmniej kilku klubów, za nimi pójdą także kariery zawodników. Zwłaszcza tych najmłodszych, dla których liczy się każda chwila spędzona na treningu. Na razie mogą się cieszyć jedynie możliwością zdobycia stypendium, o które wnioski można było składać do końca kwietnia. W środowisku zawodników pojawiały się wątpliwości, czy te na pewno zostaną przyznane, ale miasto potwierdza nam, że nie będzie z nimi żadnych problemów. 

Łódź chciała "wyciąć" jeden rocznik sportowych talentów. Teraz zweryfikuje decyzję

Mówiąc o młodych sportowcach, trzeba wspomnieć o sytuacji, która od kilkunastu dni wzbudza spore kontrowersje wśród łodzian. Miasto zdecydowało się pogrzebać kilkanaście lat działań, które doprowadziły do utworzenia w dwunastu szkołach podstawowych klas sportowych. Nabór do nich na przyszły rok zlikwidowano decyzją magistratu, tłumacząc się, że nie było możliwości przeprowadzenia testów sprawnościowych. Tych samych, które robiły albo odwoływały i przenosiły na jesień inne miasta. Wyjaśniały, że nie znają jeszcze rozwiązań, jakie rząd przygotuje dla polskiej edukacji, a nie chciały działać pochopnie. Nawet kilkaset dzieci ma dzięki tej inicjatywie ułatwiony start i szybki rozwój w wybranych dyscyplinach. Interesują się nimi kluby, szkółki juniorskie, przychodzili trenerzy i ludzie, którzy wyłowionym tam już w tak młodym wieku talentom mogli dać szansę. Łódź rezygnując z naboru, może "wyciąć" jeden rocznik swoich młodych sportowców.

Według urzędników chodzi o oszczędność rzędu dwóch milionów złotych. Czy potrzebną w kontekście stworzenia dziury w szkoleniu przyszłych zawodników reprezentujących miasto? - Dzisiaj miasto nie poradzi sobie bez żadnej kwoty - mówił w programie "Piłka meczowa" TV Toya Piotr Bors, dyrektor Departamentu Pracy, Edukacji i Kultury Urzędu Miasta Łodzi. Zwolenniczką przeprowadzenia kluczowej dla władz zmiany jest wiceprezydent Małgorzata Moskwa-Wodnicka. Szansą dla rodziców, którzy chcieliby powrotu klas sportowych do szkół, jest petycja, którą podpisało dwa tysiące mieszkańców, a także zdanie drugiej wiceprezydent, Joanny Skrzydlewskiej. - Dla mnie to nie jest temat zamknięty - tłumaczyła dla TV Toya. - Prowadzimy z Wydziałem Sportu analizy w taki sposób, żeby szkolenie dzieci i młodzieży, które dla mnie jest priorytetem, nadal funkcjonowało na zasadach sprzed epidemii - stwierdziła. Decyzja ma zostać zweryfikowana. Kluczowe dla ewentualnych działań w kierunku powrotu naboru do klas sportowych powinny być pierwsze dni maja. Na taki ruch nie zdecydowało się ani jedno inne duże miasto w Polsce. 

Epidemia koronawirusa musiała się odbić na finansach polskich miast. A te sięgając głębiej do kieszeni i czując pustkę, spojrzały wyczekująco na kluby sportowe. Niektóre z nich zabrały dotacje, a inne, zamiast proponować pomoc, same o nią prosiły. Podtrzymywanie dotacji, albo gwarancje dostarczenia ich w ustalonej wcześniej wysokości to dziś nieoczywiste działanie. W wielu miejscach w Polsce nie można było nic na to poradzić, a miasta też należy zrozumieć. Ale w większości sytuacji cięcia w sporcie stały się dla nich naturalnym kołem ratunkowym, a to już niezdrowa relacja.

Przeczytaj także:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .



Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.