"Alpejska Ibiza" była wielkim inkubatorem koronawirusa. Chcą zburzyć imprezowy raj

Jedno z najlepszych miejsc w Europie na narty? Ischgl! Jedna z najlepszych całodobowych imprezowni? Ischgl! Jeden z głównych punktów rozprzestrzenienia się koronawirusa po Europie? Też Ischgl. Burmistrz narciarskiego raju chce zerwać z dwoma ostatnimi opiniami. Miasto, które zostało pozwane przez turystów za narażanie ich zdrowia, ma być teraz "eleganckie" i skupić się na sporcie.

Tętniące życiem restauracje, wypełnione turystami puby, dyskoteki, karaoke i piwny ping-pong, czyli zawody w pluciu tenisową piłeczką do szklanek napełnionych piwem. Do tego imprezy na wolnym powietrzu après-ski. Tak wyglądała codzienność w austriackim kurorcie Ischgl. Nie bez powodu miasto nazywane było przez miłośników nart i snowboardu "alpejską Ibizą". Oprócz 239 kilometrów malowniczych zjazdowych tras oferowało też potężny pakiet rozrywki pozasportowej. W przededniu zagrożenia Europy epidemią koronawirusa Ischgl okazało się też doskonałym inkubatorem zarazy. Miejscem, które rozsiało ją po całej Europie o czym pisaliśmy TU.

Zobacz wideo Dwa główne źródła zachorowań.

Austriacy przyznali, że 800 przypadków koronawirusa, które wykryto w całym kraju na początku marca, miało swój początek w małym górskim miasteczku, lub w dolinie Paznaun, nad którą Ischgl leży. "Co najmniej tyle, jeśli nie dwukrotność tej kwoty, można powiązać z przypadkami koronawirusa w innych krajach” - przyznał szef austriackiej agencji zdrowia Franz Allerberger. Obecnie Ischgl ma przez to ogromne problemy nie tylko wizerunkowe. Setki narciarzy, którzy niedawno opuszczali kurort z górską opalenizną i chorobą COVID-19, teraz pozwały władze miasta za narażanie ich na utratę zdrowia i ukrywanie zagrożenia. Sami mieszkańcy kurortu sygnalizują, że są teraz prześladowani czy piętnowani. Dlatego władze chcą zmienić wizerunek miasta i mówią o Ischgl 2.0.

Opluci i piętnowani

Jak napięta jest atmosfera wokół Ischgl, widać choćby po kilku incydentach. Mężczyzna w kurtce z emblematem Ischgl został niedawno opluty w Innsbrucku. Mieszkańcy kurortu unikają wizyt u lekarzy generalnie starają się nie wychylać nosa z domu. "Jesteśmy piętnowani" - mówi otwarcie burmistrz Ischgl Werner Kurz, ale jednocześnie kaja się i przeprasza każdego, kto został w jego mieście zarażony. Dodaje, że wizerunek gminy jako miejsca wiecznej imprezy jest niepoprawny, ponieważ dotyczy tylko niewielkiej części oferty, jaką ma Ischgl. Dodaje, że będzie współpracował z branżą turystyczną, aby zmienić ten obraz. Prawdopodobnie trochę nie ma wyjścia. Jak ma wyglądać Ischgl 2.0? "Skupimy się bardziej na naszej jakości i sporcie, a mniej na party-turystach. Damy pierwszeństwo narciarzom, a nie jednodniowym wycieczkowiczom, którzy przyjeżdżają tu autobusem na imprezę - oznajmił w oświadczeniu. "Zastanawiamy się jak może wyglądać elegancki après-ski" - dodał.

310 milionów euro na nartach i imprezach

Trudno przypuszczać, że Ischgl zupełnie zmieni swoją strategię. Liczące 1800 mieszkańców miasto utrzymywało się nie tylko dzięki temu, że turyści jeździli tu na nartach, ale ochoczo korzystali z lokalnej gastronomii, rozrywek, pubów i dyskotek, a przyjeżdżali tu nie tylko dla alp ale też i tej Ibizy. To dlatego miasto wygenerowało w sumie 250 milionów euro w ciągu pięciu, sześciu miesięcy zimowego sezonu. Według innych danych jest to nawet 310 milionów euro, licząc z sąsiednimi gminami. -Dolina nie otrzymała tego w prezencie, ciężko na to pracowano - mówi kierownik miejscowego departamentu turystyki Andreas Steibl.

Tyle że prokuratura w sprawie tego, jak pracowano w Ischgl, prowadzi własne śledztwo. Dotyczy tego, czy władze wiedząc o zagrożeniu koronawirusem zareagowały odpowiednio szybko i tego, czy restauratorzy, których pracownicy mieli koronawirusa, nad zdrowie gości nie przekładali własnego biznesu?

Niemiecka telewizji ZDF już dawno podawała, że w jednej z restauracji w Ischgl przypadek pracownika, który był poważnie chory i miał wszelkie objawy koronawirusa, był znany już pod koniec lutego. Nie zgłoszono tego, a wręcz próbowano tę informację ukrywać. Tę wiadomość prokuraturze udało się już ponoć potwierdzić. Przyznano, że feralny lokal funkcjonował jeszcze przez 2 tygodnie, a z jego usług skorzystało kilkuset Niemców, Austriaków, Duńczyków i Norwegów.

Takich historii wkrótce może być więcej. "Daily Mail" opisywał, że chorobę z regionu tyrolskiego turyści wywozili już wcześniej i przedstawiał przypadek pewnego Brytyjczyka, który po zimowych wakacjach w tyrolskim regionie miał wszelkie symptomy choroby.

Igranie z chorobą i pozew zbiorowy

Przypomnijmy, że na początku marca do władz Tyrolu informacje o zagrożeniu koronawirusem wysłali Islandczycy i Norwegowie. Uczynili to po diagnozie swoich obywateli wracających z tamtych rejonów. Islandia już 5 marca określiła Ischgl jako "strefę wysokiego ryzyka" i nie zalecała odwiedzin tego miejsca. Postawiła je na równi z Chinami czy Iranem. Tymczasem w Ischgl dopiero 7 marca oficjalnie potwierdzono pozytywny wynik testu u 36-letniego Niemca, który jako barman pracował w jednym z popularnych barów apres-ski. 8 marca okazało się, że 15 z 22 osób bliskiego otoczenia Niemca też ma koronawirusa. Knajpę, gdzie pracowali zamknięto 10 marca, podobnie jak inne bary.

To m.in. dlatego turyści z 40 krajów złożyli pod koniec marca pozew w sądzie przeciwko Ischgl i Tyrolowi. Pomogła w tym austriacka organizacja ochrony konsumentów (VSV). Pozew dotyczy zarządcy Tyrolu Gunthera Plattera, burmistrza Ischgl oraz m.in operatorów kolei linowych, które zawiesiły swą działalność jako ostatnie. W tej ostatniej sprawie ciekawy jest też wątek, o którym informował austriacki "Der Standard". Dziennik sugerował, że członek Europejskiej Partii Ludowej (OVP) Franz Horl, prywatnie hotelarz i lobbysta przemysłu narciarskiego, nalegał na swoich kolegów w parlamencie, by niektóre ośrodki w górach mogły działać dłużej.

Nic więc dziwnego, że zarzuty, jakie VSV kieruje w swym piśmie, dotyczą przedłużanie decyzji władz o zamknięciu tyrolskich kurortów z powodów komercyjnych i narażanie ich gości na utratę zdrowia. VSR za pośrednictwem swojej strony poszukiwał naocznych świadków wydarzeń w Ischgl. Na odzew nie czekał długo. Do organizacji szybko zgłosiło się kilkuset narciarzy.

Całkowite wyłączenie Ischgl i domowa kwarantanna jego mieszkańców rozpoczęła się 18 marca. Zakończyła kilka dni temu. Walka Austrii z koronawirusem też idzie dobrze. Kraj miał ponad 15 tys. zainfekowanych. Obecnie wyleczono ponad 12 tys. pacjentów. Zgonów było 549 (dane z 28 kwietnia).

Ischgl jest teraz niemal normalną austriacką wioską z pięknym widokiem na góry, ale niepewnym widokiem na przyszłość.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.