Mistrzostwa Europy w Paryżu są planowane na dni 26-30 sierpnia. Ale ich rozegranie w tym terminie stoi pod wciąż rosnącym znakiem zapytania. Z powodu pandemii koronawirusa przekładane są kolejne imprezy sportowe. Akurat we Francji skala epidemii jest bardzo duża. Do 20 kwietnia koronawirusem zaraziło się już ponad 155 tysięcy mieszkańców kraju. Zmarło ponad 20 tysięcy osób. Więcej ofiar choroby COVID-19 jest tylko w USA, Włoszech i Hiszpanii.
Mimo to norweskie media zaczęły się zastanawiać czy mistrz Europy Jakob Ingebrigtsen będzie miał takie same szanse na triumf w Paryżu co wicemistrz Marcin Lewandowski, który zdaniem Norwegów ma o wiele lepsze warunki przygotowań. - Nie mam takich możliwości jak Marcin, czuję się ofiarą - stwierdził Ingebrigtsen.
Marcin Lewandowski: Ha, ha, generalnie to ja nie wiem, o co chodzi.
Zadzwonił do mnie jeden z norweskich dziennikarzy. Wiadomo jak to jest - media tam się interesują rywalizacją Lewandowski kontra bracia Ingebrigtsen. Porozmawialiśmy sobie. Normalnie, spoko, na luzie. A wyszło z tego coś takiego śmiesznego. Myślałem sobie o tym wszystkim i chcę im coś powiedzieć. Niech się nie przejmują, że nie mogą korzystać z pokoi tlenowych, bo ja miałem najpierw dwa tygodnie kwarantanny i zupełnie nie wychodziłem z domu, a później miałem dwa tygodnie zakazu wejścia do lasu. Mogę ich uspokoić, że przewagi nie mam.
Oczywiście!
Nie ma co popadać w paranoję, w masce nie biegałem. Oczywiście te zasady są ważne i potrzebne. Bardzo dobrze, że używamy masek, idąc na miasto, do sklepu. Na to nie wolno narzekać, trzeba siebie i innych chronić. Ale przecież nie w lesie, gdzie nikogo nie spotykasz.
To zgoda. Ale po osiedlu biegał nie będę.
Szczerze? Staram się być optymistą.
Niestety, faktycznie coraz więcej wskazuje na to, że sytuacja jest zła, żeby nie powiedzieć fatalna. Czekam na konkretną decyzję, bo trenuję dość mocno, mimo że też mocno z treningiem improwizuję. Ale mimo wszystko jestem na wysokich obrotach, bo jak się okaże, że mistrzostwa będą, to nie chcę się obudzić z ręką w nocniku. Jednak szanse na te mistrzostwa są nikłe. Zwłaszcza że wkrótce może się okazać, że nie będzie żadnych mityngów Diamentowej Ligi. A bez nich nie będzie też mistrzostw Europy.
Walczyć o medale bez żadnych wcześniejszych startów? To by była beznadziejna sytuacja. Nie wiem, czy w takiej sytuacji bym w mistrzostwach wystartował. Chcę biegać, chcę zasuwać, ale chcę móc się sprawdzić.
Zdecydowanie nie. Tam się nie wybieram co najmniej do połowy maja. Jak są chętni, to niech jadą, a ja się będę przyglądał, czy to jest bezpieczne i jak to działa.
Nigdy nie korzystałem z polskich ośrodków przygotowań olimpijskich, bo tam jest masówka. Dlatego tam zawsze łatwo było złapać chorobę. Nie mam nic do szefostwa, do warunków, nie mówię, że tam się źle pracuje. Ale te moje 300 dni w roku poza domem to ja spędzam w górach.
Dla mnie wszystko poniżej 1500 metrów to nie są góry. Jasne, teraz nie mogę wyjeżdżać w wysokie góry, więc i Zakopane byłoby w porządku. Ale na pewno nie w tych czasach. Ryzyko uważam za zbyt duże. Jeśli teraz miałbym gdzieś wyjechać, to sam bym się zamknął gdzieś na uboczu w jakimś apartamencie, na przykład w Szklarskiej Porębie. Może w połowie maja gdzieś w tamte strony ucieknę. Będę miał chociaż minimalną wysokość, będę mógł pobiegać po górkach, zrobić siłę naturalną, a po treningu będę się mógł bezpiecznie schować.