- Po potwierdzeniu koronawirusa otrzymałem smsa, w którym proszono o zachowywanie się według zaleceń lekarzy. Pytam się, według jakich zaleceń? W ciągu 7 dni miał się odezwać do mnie sanepid. Nie odezwał się nikt, nikt nie informował mnie, jak mam dalej się leczyć, kompletnie nikt nie powiedział mi, co mam robić dalej. Jakbym umarł, to pewnie ktoś z rodziny zorientowałby się, że mnie nie ma - tak swoją walkę z chorobą opisuje Marcin Szreder, polski zawodnik MMA, w wywiadzie dla portalu WP Sportowe Fakty.
44-latek nie trafił do szpitala. Objawy zakażenie nie zagrażały jego życiu, więc zawodnik organizacji FEN leczył się w domu. - Dopiero po półtora tygodnia odezwał się sanepid z pytaniem, jak się czuję. Niestety dla ludzi, którzy przeżywają koronawirusa w domu nie ma żadnej pomocy, żadnych informacji, żadnej opieki, żadnego kontaktu z lekarzem - atakuje służbę zdrowia Szreder.
Zawodnik MMA, ale też K1, nie ukrywa, że podczas kwarantanny przeżywał bardzo trudne chwile. - Nie pomagał mi paracetamol, miałem problemy z oddychaniem i mówieniem. Temperatura ciała wahała się od 37,5 do nawet 39,4 stopni Celsjusza.
Marcin Szreder 1 marca wyszedł ze szpitala po dwóch operacjach jelita grubego. Prawdopodobnie miał osłabiony system odpornościowy. Dziesięć dni później miał kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. - Byłem w kwarantannie i po dwóch tygodniach pojawiły się objawy pasujące do koronawirusa - mówił. Na test zgłosił się do Szpitala Wolskiego w Warszawie i od razu trafił do izolatki. - Siedziałem tam osiem godzin, to wpływa na psychikę. Nie byłem zamknięty na klucz i miałem myśli co do ucieczki, że dłużej nie wytrzymam. To niesamowita walka z myślami - opisywał.
Przeczytaj również: