Zawody w fińskim Vuokatti miały się odbyć 14 marca, a na liście startowej zarejestrowało się aż 1500 zawodników z całej Europy, chociaż w większości byli to Finowie. Nie zabrakło jednak gości z Rosji, Włoch czy Wielkiej Brytanii. 12 marca stało się jasne, że do imprezy nie dojdzie, bo fiński rząd zakazał zgromadzeń publicznych powyżej 500 osób. Sportowcy skorzystali z faktu, że otwarte były wszystkie bary i restauracje i urządzili sobie nieoficjalne zakończenie sezonu zimowego.
- Rywalizacja faktycznie została odwołana, ale jednak setki narciarzy przybyło wcześniej do Vuokatii. Podczas imprezy około 30 z nich zaraziło się koronawirusem. To było nieodpowiedzialne zachowanie sportowców, bo przywieźli koronawirusa do regionu Kainuu, który do tej pory go unikał - mówi w rozmowie ze Sport.pl Jari Portilla, redaktor naczelny maximumsport.com oraz reporter telewizji MTV3.
- Wiedzieliśmy, że reszta sezonu prawdopodobnie zostanie odwołana, więc postanowiliśmy się spotkać i świętować koniec sezonu - tłumaczy 26-letnia Leena Nurmi, sprinterska mistrzyni Finlandii z 2018 roku, która jako jedna z pierwszych zachorowała na COVID-19.
O ile w Austrii wielkim ogniskiem koronawirusa stały się zabawy i imprezy w tyrolskim Isgchl, tak w Finlandii był to prawdopodobnie bar o nazwie Laavu w Vuokatti. - Myślałam, że szanse zarażenia są niskie, dopóki przestrzegam podstawowych zasad higieny. Nie zauważyłam, by ludzie się bali. Wszyscy zachowywali się normalnie - powiedziała Nurmi, która po kilku dniach zaczęła czuć się źle. Pojawiły się objawy typowe dla grypy, ale także dla COVID-19. - Od razu zauważyłam, że to nie jest normalna choroba. Bóle w mięśniach były zupełnie inne niż kiedykolwiek wcześniej. Ponadto byłam zmęczona, cierpiałam na mocne bóle głowy i ból gardła. Straciłam też smak - mówi w rozmowie z fińską telewizją Yle.
Po kilku tygodniach okazało się, że w czasie, gdy narciarze bawili się w restauracji, szalał tam również koronawirus SARS-coV-2. Otwarte pozostaje pytanie, jak dużo osób przeszło chorobę bezobjawowo i zaraziło nią inne osoby. - Na pewno wirus rozprzestrzenił się tutaj z powodu wspomnianego weekendu. Myślę, że liczba zakażeń jest w rzeczywistości większa niż trzydzieści. Ponieważ nie jest łatwo badać młodych ludzi bez objawów, którzy byli przecież w tym miejscu - dodaje biegaczka. Słowa te potwierdza Olli-Pekki Koukkari, kierownik sztabu kryzysowego powołanego do walki z pandemią. On również twierdzi, że infekcje łączy jedna rzecz. I wszystkie ślady prowadzą do baru we Vuokatti. Koukkari też dodaje, że infekcji na pewno jest więcej, niż podają to statystyki.
To nie pierwszy przypadek, że wydarzenia sportowe lub okołosportowe są źródłem poważnych problemów związanych z pandemią koronawirusa. Kilka tygodni temu burmistrz Bergamo stwierdził, że mecz Ligi Mistrzów między Atalantą i Valencią, mocno wpłynął na rozprzestrzenienie się wirusa po całej Europie. Wszak na stadionie w Mediolanie było 40 tysięcy kibiców, także z Hiszpanii. Burmistrz nazwał to zdarzenie "bombą biologiczną". Wtórowali mu także znani uczeni. Włoski immunolog Francesco Le Foche ze szpitala Umberto I w Rzymie dodał w rozmowie z "Corriere dello Sport", że "prawdopodobnie istniało kilka głównych przyczyn wyzwalających i katalizujących tak ogromne rozprzestrzenianie się wirusa" i wspomniany mecz był jedną z nich.
W kolejnych dniach identyfikowano następne mecze, które przyczyniły się do rozwoju choroby. W Niemczech było to na przykład spotkanie 2. Bundesligi między Stuttgartem i Arminią Bielefeld, a w Wielkiej Brytanii spotkanie Ligi Mistrzów między Liverpoolem i Atletico.
W Vuokatii też doszło do zlekceważenia wirusa, choć teraz już trudno przyczepić się do realizacji ograniczeń nałożonych przez rząd. - Uważam, że teraz sytuacja w Finlandii jest dobrze kontrolowana, a rząd fiński już rozważa złagodzenie niektórych ograniczeń. Jednak szkoły pozostaną zamknięte do połowy maja, a zgromadzenia więcej niż 10 osób nie jest dozwolone. Kawiarnie i restauracje również są zamknięte. Mogą one sprzedawać tylko na wynos. Jeśli chodzi o Finów, to dobrze przestrzegają instrukcji władz - dodaje gwiazda fińskiej telewizji MTV, transmitującej wiele wydarzeń sportowych.
W Finlandii, w której mieszka nieco ponad 5,5 mln osób, potwierdzono dotąd ponad 2500 przypadków koronawirusa, a 48 osób zmarło. Kraj również wprowadził jednak bardzo surowe ograniczenia, bo do końca maja zamknięte są np. restauracje, kawiarnie i kluby nocne. Zamknięte pozostają także szkoły, choć rząd wprowadził tutaj pewien wyjątek. - W Finlandii istnieją dość surowe ograniczenia. Tylko dzieci, których rodzice pracują w sektorze opieki zdrowotnej, mogą chodzić do szkoły, dlatego w rzeczywistości w szkołach jest tylko kilkoro uczniów. Inni zaś mają zajęcia przez internet - zauważa Portilla. I dodaje, że stołeczny region, w którym potwierdzono 60 proc. wszystkich przypadków, został odizolowany od świata. - Ludziom w Uusimaa nie pozwolono przemieszczać się na dwa tygodnie. Ograniczenie to może się jednak wkrótce skończyć.
Niestety, koronawirus na pewno storpeduje nie tylko gospodarkę, ale również sport w całej Finlandii. - Wpływ epidemii na sport indywidualny jest niewielki, ponieważ niektóre miejsca treningowe są otwarte dla konkretnych sportowców. Jeśli popatrzymy zaś na wpływ na cały sport, to jest on ogromny i bardzo negatywny. Fiński Komitet Olimpijski przeprowadził właśnie badanie, które wykazało, że skutki dla sportu wyniosą około 81 milionów euro. Państwo zapewniło już 20 milionów euro na pomoc w nagłych wypadkach. Niestety, jest to za mało. W najgorszym przypadku dziesiątki klubów sportowych po prostu zbankrutują - martwi się Portilla, który słynie z niezwykle ciekawych reportaży.