"Cmentarzysko na świeżym powietrzu". Martwych ludzi układa się na ulicach. Katastrofa gorsza niż w Lombardii

Tam obraz walki z koronawirusem jest szczególnie tragiczny. W ekwadorskim Guayaquil martwych ludzi układa się na ulicach. Miejsca dla nich nie było w szpitalach, nie ma też w kostnicach. Śmierć dotknęła również świat sportu, porusza zawodników. O zdecydowane działania do rządu zaapelował piłkarz Lazio, a pomoc humanitarną organizują zawodnicy i sama liga.

Prezydent Ekwadoru Lenin Moreno mówi, że służby robią, co mogą. Codziennie z domów i miejsc publicznych - czyli głównie ulic i podwórek odbierają - około 150 ciał. Guayaquil nazywane jest "ekwadorskim Wuhan". Hiszpańskojęzyczne media używają też terminu "cmentarzysko na świeżym powietrzu". Niektóre pokazują drastyczne nagrania, inne tylko opisują, co widać i czuć, idąc niektórymi ulicami miasta.

Zobacz wideo Kubica: Lubię wyzwania. DTM to poziom zbliżony do F1

"Smród stał się nie do zniesienia. Jedna z turystycznych pocztówek kraju to teraz spiętrzone, gnijące ciała pozostawione przy wrotach kościoła w Las Penas. Ekwador stał się symbolem nieefektywności rządu, sceną grozy, niezdolną do zapewnienia czegoś tak podstawowego, jak higiena i pochowanie zmarłego" - pisze w swej relacji wydawany w Hiszpanii "La Razon".

Na te obrazki dość szybko zareagował piłkarz Lazio, Felipe Caicedo. "Proszę władze Ekwadoru, aby podjęły skuteczne działania w obliczu tego kryzysu” - napisał na swoim Twitterze. “Godne ubolewania jest to, że w Guayaquil, podobnie jak w pozostałej części kraju, nie wprowadzono całkowitej i obowiązkowej kwarantanny. Aby powstrzymać wirusa, musicie wprowadzić poważne środki i działać już teraz!" - dodał w swojej wiadomości.

Pod postem szybko pojawiło się półtora tysiąca polubień i wyrazy wsparcia dla pogrążonego w kryzysie kraju. Caicedo zmagania rodaków śledzi z perspektywy Włoch, które też przecież mocno walczą z COVID-19. Przez chwilę wydawało się, że nic gorszego niż to, co działo się w Lombardii, żaden region spotkać już nie może, ale obrazki z Guayaquil temu zaprzeczyły.

- Sytuacja jest trudna w całym Ekwadorze, ale to, co dzieje się w Guayaquil to katastrofa – przyznaje stacjonujący tam misjonarz Jose Barranco, cytowany przez portal Vatican News. - Kostnice są pełne - dodaje. W dodatku problem się nasila. - Stu właścicieli domów pogrzebowych w kraju zawiesiło swoją działalność. Nie czują się bezpiecznie - przekazuje Barranco w swej dramatycznej relacji.

"Nasze rejestry nie nadążają za sytuacją"

Guayaquil, które liczy 2,3 mln mieszkańców to ekonomiczna stolica kraju. Miasto najbardziej zaludnione w Ekwadorze. W całym kraju odnotowanych jest około 3500 przypadków osób zainfekowanych COVID-19, do tego potwierdzono 170 zgonów spowodowanych wirusem, z czego ponad połowa w Guayaquil. Nikt tych liczb nie traktuje poważnie.

Po pierwsze dlatego, że ekwadorski system zdrowia jest przeciążony, jeśli w ogóle jeszcze funkcjonuje. Po drugie dlatego, że ciała ofiar leżą w domach i na ulicach, a żyjącymi, którzy zgłaszają zdrowotne problemy często i tak nie ma się kto zająć. Zresztą kilkadziesiąt osób nie doczekało nawet wyników testów na koronawirusa. Po tym, jak państwo obniżyło środki na służbę zdrowia, teraz brakuje nawet lekarzy, którzy wypisaliby akt zgonu. To dlatego w policyjnych raportach czytamy: "przyczyna śmierci nieznana". Według informacji przekazywanych przez "La Razon" liczba zakażonych i zmarłych na COVID-19 jest w Ekwadorze 10 razy wyższa, niż przekazują oficjalne dane.

- Zdajemy sobie sprawę, że jeśli chodzi o liczbę zarażonych i zmarłych, nasze rejestry nie nadążają za sytuacją - przyznał prezydent Moreno w orędziu do narodu. Zaapelował, by prośby i nakazy dotyczące kwarantanny wziąć głęboko do serca.

Trudno jednak przypuszczać, że sytuacja, bez dużo bardziej zdecydowanych działań państwa, a szczególnie bez pomocy, szybko ulegnie zmianie. Służby medyczne zgłaszają nie tylko brak sprzętu i zabezpieczeń, ale też brak personelu. To dlatego lekarze i pielęgniarki pracują po szesnaście godzin dziennie.

Problemem jeszcze jakiś czas temu był brak przestrzegania obostrzeń i zaleceń izolacji przez społeczeństwo. Czasem wynikał z lekceważenia, innym razem był po prostu niemożliwy do zastosowania. W najbiedniejszych dzielnicach Guayaquil domki zbudowane są z drewna, bambusa, trzciny cukrowej, a w takim jednopokojowym lokalu mieszkają po trzy, cztery osoby, które muszą wyjść na miasto: do pracy lub po jedzenie.

Piłkarze robią zrzutkę, liga akcje charytatywną

Felipe Caicedo na razie zaapelował. O krok dalej poszli jego koledzy - piłkarze, którzy grają w ekwadorskiej lidze. Matias Oyola, kapitan Barcelona Sporting Club, która ma siedzibę w Guayaquil, zapowiedział, że gracze z Serie A i B zjednoczą się, aby udzielić pomocy humanitarnej tym, którzy z powodu kryzysu cierpią najbardziej. Chcą pomóc także kibicom różnych klubów.

- Rozmawialiśmy o tym przez związek zawodowy, stworzyliśmy grupę roboczą z kapitanami każdej drużyny Serie A i B Spróbujemy pomóc. Zrobimy specjalny fundusz, który będzie przeznaczony dla najbardziej potrzebujących - wyjaśniał Oyola.

Niektórzy piłkarze sami będą postawieni w trudnej sytuacji, gdyż kluby będą zmuszone obniżyć im wynagrodzenia – to już się dzieje. Nie mniej jednak i tak chcą pomagać lokalnym społecznościom.

- Musimy zebrać się i być w stanie pomóc innym, dotrzeć do tych, którzy tej pomocy potrzebują. Przy tym, co nas dotyka, najważniejsze jest właśnie pomagać i nie być samolubnym. Myśleć o swoim sąsiedzie- powiedziała Oyola.

LigaPro, która jest organizatorem najwyższej klasy rozgrywkowej, w Ekwadorze już postanowiła działać. W weekend przeprowadziła charytatywną akcję, podczas której zebrano 400 tys. dolarów. Pieniądze zostaną przekazane na walkę z COVID-19. W charytatywną transmisję w internecie włączyli się artyści i kibice. Spore sumy przekazały też same kluby.

Koronawirus zabrał sportowych działaczy

Takie akcje dają nadzieję, że walka z koronawirusem w Ekwadorze nie jest skazana na przegraną. Choć z drugiej strony do mieszkańców i fanów sportu często docierają też przygnębiające informacje. Mieszkańcy Guayaquil ostatnio byli pogrążeni w smutku z powodu kolejnej tragicznej informacji. W wieku 76 lat zmarł Omar Quintana. To polityk, ale też wieloletni i bardzo lubiany prezes piłkarskiego klubu z ich miasta (S.C. Emelec), który poprowadził do kilku wspaniałych sukcesów. Quintana w przeszłości był koszykarzem. Do końca życia trzymał się blisko sportu.

Koronawirus zabrał też w ostatnich dniach Silvio Devoto (82 lata) oraz Franklina Mazona (80 lat). Obaj byli związani z ekwadorską Barceloną. Ten pierwszy był niegdyś jej prezesem. Drugi dyrektorem, a potem także członkiem zarządu Ekwadorskiej Federacji Piłki Nożnej i Ekwadorskiego Komitetu Olimpijskiego.

Epidemia koronawirusa i sytuacja w kraju ma wpływ na sytuację kilku sportowców, którzy są na obozach treningowych poza granicami kraju. Ponieważ Ekwador jest odcięty od świata (zamknięte są granice i lotniska) kilku zawodników nie może wrócić do swej ojczyzny. W Boliwii od kilku dni na prośby dotyczące wydania zgody na lot do kraju nie mogą doczekać się ekwadorscy pływacy. Nie mają już funduszy na dalsze funkcjonowanie i proszę o dotację. Podobny problem spotkał m.in. kliku ekwadorskich kolarzy, którzy utknęli w Hiszpanii. Oni też nie mają na razie szans na powrót do ojczyzny.

Przeczytaj także:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .

Więcej o:
Copyright © Agora SA