Maciej Muzaj: Rosjanie mają taką mentalność, ale ja nie spękałem na Syberii

- Przez chwilę w naszej szatni były rozmowy o koronawirusie Earvina Ngapetha. Na szczęście ktoś wyjaśnił, że on po meczu z nami poleciał do Francji i dopiero wtedy zachorował - mówi Maciej Muzaj. Niedawno Jugra Surgut z Polakiem w składzie pokonała 3:0 Zenit Kazań, a wkrótce okazało się, że as rywali jest zarażony. Po informacji o stanie zdrowia Ngapetha liga rosyjska skończyła sezon.

Muzaj to jeden z młodych liderów reprezentacji Polski. W 2019 roku 25-letni atakujący rozegrał w kadrze najwięcej meczów i zdobył najwięcej punktów. Jesienią zaczął swój pierwszy sezon w lidze zagranicznej. W Jugrze Surgut spisywał się świetnie, został najlepiej punktującym zawodnikiem rosyjskiej Superligi. Niedawno, po przedwcześnie zakończonych rozgrywkach, razem ze swoją dziewczyną Muzaj wrócił z Syberii. Teraz oboje przechodzą kwarantannę.

Zobacz wideo Gikiewicz o sytuacji w Jordanii: Stan wojenny, a ludzie wychodzą na balkony i rzucają kwiaty

Łukasz Jachimiak: Jak Twoja kwarantanna? Bo chyba jeszcze nie minęły dwa tygodnie odkąd wróciłeś z Rosji?

Maciej Muzaj: Kwarantanna jeszcze trwa. Siedzę w domu i odpoczywam.

I doceniasz, że liga rosyjska skończyła już rozgrywki, rezygnując z fazy play-off?

- To jest zdecydowanie dobra sytuacja, cieszę się, że nie jestem w zawieszeniu jak wielu innych sportowców czekających co postanowią ich ligi. Wiem, że mam wakacje. Szkoda, że w zamknięciu. Ale nie jestem sam, spędzamy ten czas razem z dziewczyną.

Z Fabianem Drzyzgą już się umówiłeś? Zdaje się, że powinien Ci coś postawić?

- Ha, ha! Wiesz jak było naprawdę? Przed ostatnią kolejką napisałem do Fabiana, że coś mu postawię, jeżeli jego Lokomotiw Nowosybirsk wygra swój mecz. Grali z Uralem Ufa, a to był nasz rywal w walce o załapanie się do play-offów. Myślałem, że jeżeli my przegramy z Zenitem Kazań, a Lokomotiw wygra, to nam pomoże. Nie spodziewaliśmy się, że nam pójdzie tak dobrze. Okazało się, że wygraliśmy 3:0.

I Lokomotiw z Drzyzgą wygrywając z Uralem skorzystał z prezentu od Was. Jak się okazało, załatwiłeś Fabianowi mistrzostwo Rosji.

- Wiadomo, ha, ha! Nie no, oczywiście Lokomotiw jak najbardziej sobie na tytuł zasłużył. Grał bardzo dobrze, miał najwięcej zwycięstw - wypracował sobie mistrzostwo.

Mówisz, że spodziewaliście się, że z Zenitem możecie nie wygrać, w takim razie powiedz co miał znaczyć Twój wpis na Instagramie. Zdjęcie akcji, w której próbujesz zablokować gwiazdę Kazania, Earvina Ngapetha podpisałeś tak: "Jutro ostatni mecz fazy zasadniczej Superligi. Rewanż z @volleyzenit! Będzie ciężko zatrzymać tak silną drużynę, ale Kazań nie jest bez szans". To był tylko żart, czy czułeś, że Zenitowi będzie trudno?

- To nie był żart. Wiadomo, my nie byliśmy stawiani w roli faworyta, ale ja miałem świadomość, że jesteśmy w stanie powalczyć. Widziałem, jak trenowaliśmy i wiedziałem, że nastawienie mamy bardzo bojowe. Czuliśmy, że jeszcze wszystko jest w naszych rękach. Mimo że w sezonie mieliśmy kilka potknięć, że nie wszystko szło tak, jakbyśmy sobie wymarzyli, to czuliśmy, że mamy ostatni moment, żeby coś udowodnić i jeszcze w lidze, w play-offach powalczyć. Ja na Zenit byłem bardzo mocno nastawiony, bo nie lubię czekać, liczyć, że może inne mecze się dobrze ułożą dla mojej drużyny. Chciałem, żebyśmy sami sobie wywalczyli play-offy. Wpis był lekkim żartem, ale było w nim też sporo prawdy.

Mecz z Zenitem był chyba dobrym podsumowaniem Twojego pierwszego sezonu w zagranicznym klubie? Zdobyłeś 20 punktów przy bardzo wysokiej, 55-procentowej skuteczności ataku.

- Zgadza się i bardzo się cieszę, że z Kazaniem wygrałem, bo cały czas miałem niedosyt po meczach z Zenitem, które rozegrałem rok temu, jeszcze będąc w Gdańsku. Co prawda wtedy w Kazaniu wygraliśmy, ale po naszym 3:2 i wcześniejszym zwycięstwie Rosjan w Gdańsku też 3:2 o wszystkim zadecydował złoty set przez nas przegrany. Ja to dobrze pamiętam. Teraz z Zenitem wygrałem i w końcówkach tego meczu nie zawiodłem. Drugiego seta skończyłem asem serwisowym, a trzeciego, ostatniego - wyblokiem i atakiem. Bardzo mnie to ucieszyło.

Dlaczego podkreślasz końcówki? Bo w walce o półfinał Ligi Mistrzów z Zenitem nie skończyłeś piłki na wagę awansu dla Gdańska? A może czujesz, że ciągle masz łatkę zawodnika, który w końcówkach za często się myli?

- Podkreślam to, dlatego, że inni to podkreślają. Przy nawet jednej nieskończonej piłce w końcówce wraca opinia, że ja w końcówkach sobie nie radzę.

Nie uważasz, że temat zamknąłeś już bardzo dobrym sezonem reprezentacyjnym? W poprzednim roku rozegrałeś w kadrze najwięcej meczów i zdobyłeś najwięcej punktów ze wszystkich zawodników Vitala Heynena. Nie pamiętam meczu, w którym zawiódłbyś w końcówkach.

- Mam nadzieję, że jest tak jak mówisz. I w sumie na tym skończmy temat, bo ja się w końcówkach czuję już bardzo pewnie.

To teraz zacznijmy temat Twojej przyszłości. Kontrakt z Surgutem miałeś na rok. W niezbyt ładnym mieście na Syberii na pewno nie żyje się łatwo, ale może zostaniesz tam na dłużej, a może przejdziesz do lepszego klubu?

- Miasto faktycznie nie należy do najładniejszych na świecie, ale pobyt w nim wspominam dobrze. Zwłaszcza, że - jak mówili miejscowi - zima była najlżejsza chyba w historii.

Czyli globalne ocieplenie dokucza i im?

- Tak, dokładnie, ha, ha. Były po minus 30-35 stopni, a odczuwalna temperatura spadała do minus 40 stopni. Ale da się żyć. Z domu się za dużo nie wychodzi. Tyle na co zakupy. W sumie mieliśmy z dziewczyną przetarcie przed kwarantanną. Bardzo dobrze ten czas wspominamy. Spędziliśmy razem, tylko ze sobą, dużo czasu. Pod tym względem to był bardzo miły rok. Pod względem sportowym również. Wyjeżdżałem do Rosji z taką myślą, że chcę pokazać, że potrafię grać w siatkówkę i zdobywać dużo punktów nie tylko w polskiej lidze.

Markę sobie wyrobiłeś, bo wygrać klasyfikację na najlepiej punktującego zawodnika i mieć aż o 96 punktów więcej od drugiego w rankingu Georga Grozera to jest coś.

- To prawda. Zwłaszcza że wszyscy są zgodni co do tego, że liga rosyjska jest bardzo trudna. Cieszę się, że dałem radę, że ani na moment nie spękałem i swoje nazwisko obroniłem. Rosjanie mają taką mentalność, że dopóki ktoś się nie sprawdzi u nich, na ich terenie, to nie traktują go poważnie, nie uważają za naprawdę dobrego siatkarza. Cieszę się, że mnie teraz tak postrzegają.

Drzyzga znalazł się w drużynie gwiazd ligi, a Ty nie, bo wybrano Grozera. Trochę Ci żal, czy rozumiesz, że jednak wybór padł na gracza z mocniejszego klubu?

- Szczerze: nie mam z tym żadnego problemu. Wszyscy widzieli, kto ile punktów zdobył, ale też wszyscy widzieli, jakie były wyniki naszych drużyn, kto ile meczów wygrał. Na wielkich turniejach reprezentacyjnych też nigdy do drużyny gwiazd nie trafiają zawodnicy, którzy zdobywali mnóstwo punktów dla swoich drużyn, ale zajęli z nimi miejsce dziewiąte czy dziesiąte. Wybiera się ludzi z zespołów najlepszej czwórki, tych, które zagrały o najwyższe cele. Grozer jest niesamowitym zawodnikiem, absolutnie mnie nie dziwi, że został wybrany do dream teamu. Na takie wyróżnienia dla mnie jeszcze przyjdzie czas. Będę na to mocno pracował.

Wspomniałeś, że liga rosyjska jest trudna. Wszyscy mówią, że jej poziom sportowy to jedno, ale trzeba też wziąć pod uwagę ogromne odległości między miastami, a przez to bardzo męczące podróże. Problemem jest też chyba to, że w prawie wszystkich siatkarskich miastach Rosji zawodnikom trudno znaleźć jakąś odskocznię od siatkówki?

- To wszystko prawda. A odległości między miastami są wręcz kolosalne.

Na wszystkie mecze lataliście?

- Dwa razy jechaliśmy pociągiem. Jedna podróż trwała aż 22 godziny.

Ale spędziłeś ten czas w kuszetce, w dobrych warunkach, a nie w standardzie polskiej drugiej klasy?

- Kuszetka tak, ale w standardzie jak w Polsce TLK.

Czyli przespać się mogłeś pod warunkiem, że się zwinąłeś i kolana miałeś pod brodą?

- Dokładnie tak to wyglądało. To była naprawdę trudna podróż. Ta druga pociągiem trwała chyba 16 godzin. Na te podróże trzeba było zorganizować też swoje jedzenie.

Koledzy zabrali kanapki z kawiorem?

- Aż tak ekskluzywnie nie było. Prezes klubu przywiązuje wagę do zdrowego odżywiania, więc wszyscy starali się przygotować odpowiednie rzeczy. Poza tymi dwiema podróżami wszędzie lataliśmy. Ale Surgut jest jak na Rosję małym miastem, bo ma tylko 300 tysięcy mieszkańców, więc większość lotów mieliśmy przez Moskwę. A przez to podróże się wydłużały, bo w Moskwie często w środku nocy czekaliśmy nawet po pięć godzin na przesiadkę. Podróże w lidze rosyjskiej naprawdę męczą. Ale trzeba dobrze do nich podejść. Ja uznałem, że to część gry w Rosji. I chociaż się w tych małych samolotach musiałem ściskać, a później jeszcze się męczyłem czekając na lotniskach, to czas spędzany z drużyną uznawałem za naprawdę miły. Na pewno przeżyłbym to jeszcze raz, gdyby była możliwość.

A gdyby zgłosił się po Ciebie mocniejszy klub z Rosji, taki, który gra w europejskich pucharach i podróżować musi jeszcze więcej, to co byś powiedział? A może już się taki klub zgłosił?

- Bardzo chętnie bym w takim klubie zagrał. Zwłaszcza w obecnej sytuacji. Przecież nie wiadomo jak świat będzie wyglądał, kiedy będzie lepiej. Teraz każdy kontrakt jest wręcz pożądany. A podróże to część naszego, siatkarskiego życia. Na to nie wolno narzekać.

Martwisz się jak będzie? Nie masz jeszcze żadnych wstępnych propozycji pracy?

- Jestem cały czas w kontakcie z menedżerem i z różnymi klubami, ale na razie wszyscy powściągliwie podchodzą do tematu, bo nikt nie wie, co się wydarzy w najbliższych miesiącach. Teraz trzeba się martwić, jak będzie wyglądało nasze życie, jak szybko się podniesiemy z tego wielkiego kryzysu. Nikt nie wie, jak będzie za jakiś czas wyglądał sport.

Skoro weszliśmy na temat koronawirusa, to ile dni po Waszym meczu z Zenitem okazało się, że Ngapeth jest chory?

- Nie wiem, ale to był krótki czas.

Nie pomyślałeś, że może Cię zaraził?

- Przez chwilę były u nas w szatni takie rozmowy, ale szybko ktoś wyjaśnił, że on zaraz po meczu z nami poleciał do Francji i że dopiero po tej podróży ma koronawirusa. Dzięki temu poczuliśmy się bezpiecznie.

A wracając do Polski ze swoją dziewczyną czuliście się bardzo niekomfortowo?

- Podróż była stresująca. Najpierw o samolocie z Moskwy dla Polaków dowiedzieliśmy się dopiero dzień przed odlotem. Akurat byłem w drodze na pozesonowy trening. Już go nie zrobiłem, bo trzeba było mnóstwo dokumentów pozaławiać i bukować lot do Moskwy. Jak do niej dotarliśmy, to mieliśmy osiem czy nawet dziewięć godzin czekania na samolot do Polski. Musieliśmy jakoś ten czas przetrwać.

W maseczkach i rękawiczkach?

- Tak, mieliśmy też żele antybakteryjne. Na lotnisku bardzo dużo ludzi się tak zabezpieczało. Staraliśmy się też omijać duże skupiska. A odlot mieliśmy z zamkniętego terminalu. Zebrali się sami Polacy, na pokładzie zmierzono nam temperaturę, po przylocie również, zrobiło to wojsko. Trochę trwały formalności związane ze zgłoszenie do kwarantanny i w końcu pojechaliśmy do Wrocławia.

Ktoś ze znajomych zostawił dla Was samochód?

- Auto wypożyczyliśmy. Firma, która je nam wynajęła, do tematu podeszła bardzo poważnie. Jak już dotarliśmy i zrzuciłem przez okno kluczyki do samochodu, to nikt nim od razu nie odjechał. Auto musiało przejść swoją kwarantannę na parkingu, dopiero po tygodniu zostało zabrane do dezynfekcji. Na szczęście nam minęło od powrotu jeszcze więcej czasu i czujemy się bardzo dobrze, żadnych objawów choroby nie mamy. Mam nadzieję, że udało nam się przetrwać podróż bez zarażenia.

Ile dni kwarantanny jeszcze Wam zostało?

- Jesteśmy w drugim tygodniu, ale ile dokładnie dni zostało, to musiałbym zapytać policjantów, którzy codziennie do nas przychodzą. Zwykle pokazujemy się przez okno i machamy, czasem z nimi pogadamy. Dostajemy też propozycje pomocy, czego na szczęście nie potrzebujemy.

Na koniec powiedz mi, co czujesz myśląc o igrzyskach. Niecierpliwiłeś się na myśl o nich i jest ci żal, że będą dopiero w przyszłym roku? A może analizujesz sytuację na chłodno i uważasz, że za kolejny rok będziesz jeszcze lepszy?

- Na pewno niecierpliwie czekałem na zgrupowania reprezentacji, na kolejne mecze, na rywalizację o miejsce w drużynie. Absolutnie nie byłem pewny, że na igrzyska pojadę albo że nie pojadę. A czy to dobrze dla mnie, że igrzyska będą za rok? Może tak. Będę miał jeszcze więcej okazji, żeby się dobrze zaprezentować i udowodnić, że jestem reprezentacji potrzebny. Oby tylko siatkówka razem z całym sportem wróciła do normalności. Obyśmy mogli się dobrze do igrzysk przygotować. Niech trener znów ma problem z wyborem ze względu na wysoki poziom wielu zawodników.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.