Muzaj to jeden z młodych liderów reprezentacji Polski. W 2019 roku 25-letni atakujący rozegrał w kadrze najwięcej meczów i zdobył najwięcej punktów. Jesienią zaczął swój pierwszy sezon w lidze zagranicznej. W Jugrze Surgut spisywał się świetnie, został najlepiej punktującym zawodnikiem rosyjskiej Superligi. Niedawno, po przedwcześnie zakończonych rozgrywkach, razem ze swoją dziewczyną Muzaj wrócił z Syberii. Teraz oboje przechodzą kwarantannę.
Maciej Muzaj: Kwarantanna jeszcze trwa. Siedzę w domu i odpoczywam.
- To jest zdecydowanie dobra sytuacja, cieszę się, że nie jestem w zawieszeniu jak wielu innych sportowców czekających co postanowią ich ligi. Wiem, że mam wakacje. Szkoda, że w zamknięciu. Ale nie jestem sam, spędzamy ten czas razem z dziewczyną.
- Ha, ha! Wiesz jak było naprawdę? Przed ostatnią kolejką napisałem do Fabiana, że coś mu postawię, jeżeli jego Lokomotiw Nowosybirsk wygra swój mecz. Grali z Uralem Ufa, a to był nasz rywal w walce o załapanie się do play-offów. Myślałem, że jeżeli my przegramy z Zenitem Kazań, a Lokomotiw wygra, to nam pomoże. Nie spodziewaliśmy się, że nam pójdzie tak dobrze. Okazało się, że wygraliśmy 3:0.
- Wiadomo, ha, ha! Nie no, oczywiście Lokomotiw jak najbardziej sobie na tytuł zasłużył. Grał bardzo dobrze, miał najwięcej zwycięstw - wypracował sobie mistrzostwo.
- To nie był żart. Wiadomo, my nie byliśmy stawiani w roli faworyta, ale ja miałem świadomość, że jesteśmy w stanie powalczyć. Widziałem, jak trenowaliśmy i wiedziałem, że nastawienie mamy bardzo bojowe. Czuliśmy, że jeszcze wszystko jest w naszych rękach. Mimo że w sezonie mieliśmy kilka potknięć, że nie wszystko szło tak, jakbyśmy sobie wymarzyli, to czuliśmy, że mamy ostatni moment, żeby coś udowodnić i jeszcze w lidze, w play-offach powalczyć. Ja na Zenit byłem bardzo mocno nastawiony, bo nie lubię czekać, liczyć, że może inne mecze się dobrze ułożą dla mojej drużyny. Chciałem, żebyśmy sami sobie wywalczyli play-offy. Wpis był lekkim żartem, ale było w nim też sporo prawdy.
- Zgadza się i bardzo się cieszę, że z Kazaniem wygrałem, bo cały czas miałem niedosyt po meczach z Zenitem, które rozegrałem rok temu, jeszcze będąc w Gdańsku. Co prawda wtedy w Kazaniu wygraliśmy, ale po naszym 3:2 i wcześniejszym zwycięstwie Rosjan w Gdańsku też 3:2 o wszystkim zadecydował złoty set przez nas przegrany. Ja to dobrze pamiętam. Teraz z Zenitem wygrałem i w końcówkach tego meczu nie zawiodłem. Drugiego seta skończyłem asem serwisowym, a trzeciego, ostatniego - wyblokiem i atakiem. Bardzo mnie to ucieszyło.
- Podkreślam to, dlatego, że inni to podkreślają. Przy nawet jednej nieskończonej piłce w końcówce wraca opinia, że ja w końcówkach sobie nie radzę.
- Mam nadzieję, że jest tak jak mówisz. I w sumie na tym skończmy temat, bo ja się w końcówkach czuję już bardzo pewnie.
- Miasto faktycznie nie należy do najładniejszych na świecie, ale pobyt w nim wspominam dobrze. Zwłaszcza, że - jak mówili miejscowi - zima była najlżejsza chyba w historii.
- Tak, dokładnie, ha, ha. Były po minus 30-35 stopni, a odczuwalna temperatura spadała do minus 40 stopni. Ale da się żyć. Z domu się za dużo nie wychodzi. Tyle na co zakupy. W sumie mieliśmy z dziewczyną przetarcie przed kwarantanną. Bardzo dobrze ten czas wspominamy. Spędziliśmy razem, tylko ze sobą, dużo czasu. Pod tym względem to był bardzo miły rok. Pod względem sportowym również. Wyjeżdżałem do Rosji z taką myślą, że chcę pokazać, że potrafię grać w siatkówkę i zdobywać dużo punktów nie tylko w polskiej lidze.
- To prawda. Zwłaszcza że wszyscy są zgodni co do tego, że liga rosyjska jest bardzo trudna. Cieszę się, że dałem radę, że ani na moment nie spękałem i swoje nazwisko obroniłem. Rosjanie mają taką mentalność, że dopóki ktoś się nie sprawdzi u nich, na ich terenie, to nie traktują go poważnie, nie uważają za naprawdę dobrego siatkarza. Cieszę się, że mnie teraz tak postrzegają.
- Szczerze: nie mam z tym żadnego problemu. Wszyscy widzieli, kto ile punktów zdobył, ale też wszyscy widzieli, jakie były wyniki naszych drużyn, kto ile meczów wygrał. Na wielkich turniejach reprezentacyjnych też nigdy do drużyny gwiazd nie trafiają zawodnicy, którzy zdobywali mnóstwo punktów dla swoich drużyn, ale zajęli z nimi miejsce dziewiąte czy dziesiąte. Wybiera się ludzi z zespołów najlepszej czwórki, tych, które zagrały o najwyższe cele. Grozer jest niesamowitym zawodnikiem, absolutnie mnie nie dziwi, że został wybrany do dream teamu. Na takie wyróżnienia dla mnie jeszcze przyjdzie czas. Będę na to mocno pracował.
- To wszystko prawda. A odległości między miastami są wręcz kolosalne.
- Dwa razy jechaliśmy pociągiem. Jedna podróż trwała aż 22 godziny.
- Kuszetka tak, ale w standardzie jak w Polsce TLK.
- Dokładnie tak to wyglądało. To była naprawdę trudna podróż. Ta druga pociągiem trwała chyba 16 godzin. Na te podróże trzeba było zorganizować też swoje jedzenie.
- Aż tak ekskluzywnie nie było. Prezes klubu przywiązuje wagę do zdrowego odżywiania, więc wszyscy starali się przygotować odpowiednie rzeczy. Poza tymi dwiema podróżami wszędzie lataliśmy. Ale Surgut jest jak na Rosję małym miastem, bo ma tylko 300 tysięcy mieszkańców, więc większość lotów mieliśmy przez Moskwę. A przez to podróże się wydłużały, bo w Moskwie często w środku nocy czekaliśmy nawet po pięć godzin na przesiadkę. Podróże w lidze rosyjskiej naprawdę męczą. Ale trzeba dobrze do nich podejść. Ja uznałem, że to część gry w Rosji. I chociaż się w tych małych samolotach musiałem ściskać, a później jeszcze się męczyłem czekając na lotniskach, to czas spędzany z drużyną uznawałem za naprawdę miły. Na pewno przeżyłbym to jeszcze raz, gdyby była możliwość.
- Bardzo chętnie bym w takim klubie zagrał. Zwłaszcza w obecnej sytuacji. Przecież nie wiadomo jak świat będzie wyglądał, kiedy będzie lepiej. Teraz każdy kontrakt jest wręcz pożądany. A podróże to część naszego, siatkarskiego życia. Na to nie wolno narzekać.
- Jestem cały czas w kontakcie z menedżerem i z różnymi klubami, ale na razie wszyscy powściągliwie podchodzą do tematu, bo nikt nie wie, co się wydarzy w najbliższych miesiącach. Teraz trzeba się martwić, jak będzie wyglądało nasze życie, jak szybko się podniesiemy z tego wielkiego kryzysu. Nikt nie wie, jak będzie za jakiś czas wyglądał sport.
- Nie wiem, ale to był krótki czas.
- Przez chwilę były u nas w szatni takie rozmowy, ale szybko ktoś wyjaśnił, że on zaraz po meczu z nami poleciał do Francji i że dopiero po tej podróży ma koronawirusa. Dzięki temu poczuliśmy się bezpiecznie.
- Podróż była stresująca. Najpierw o samolocie z Moskwy dla Polaków dowiedzieliśmy się dopiero dzień przed odlotem. Akurat byłem w drodze na pozesonowy trening. Już go nie zrobiłem, bo trzeba było mnóstwo dokumentów pozaławiać i bukować lot do Moskwy. Jak do niej dotarliśmy, to mieliśmy osiem czy nawet dziewięć godzin czekania na samolot do Polski. Musieliśmy jakoś ten czas przetrwać.
- Tak, mieliśmy też żele antybakteryjne. Na lotnisku bardzo dużo ludzi się tak zabezpieczało. Staraliśmy się też omijać duże skupiska. A odlot mieliśmy z zamkniętego terminalu. Zebrali się sami Polacy, na pokładzie zmierzono nam temperaturę, po przylocie również, zrobiło to wojsko. Trochę trwały formalności związane ze zgłoszenie do kwarantanny i w końcu pojechaliśmy do Wrocławia.
- Auto wypożyczyliśmy. Firma, która je nam wynajęła, do tematu podeszła bardzo poważnie. Jak już dotarliśmy i zrzuciłem przez okno kluczyki do samochodu, to nikt nim od razu nie odjechał. Auto musiało przejść swoją kwarantannę na parkingu, dopiero po tygodniu zostało zabrane do dezynfekcji. Na szczęście nam minęło od powrotu jeszcze więcej czasu i czujemy się bardzo dobrze, żadnych objawów choroby nie mamy. Mam nadzieję, że udało nam się przetrwać podróż bez zarażenia.
- Jesteśmy w drugim tygodniu, ale ile dokładnie dni zostało, to musiałbym zapytać policjantów, którzy codziennie do nas przychodzą. Zwykle pokazujemy się przez okno i machamy, czasem z nimi pogadamy. Dostajemy też propozycje pomocy, czego na szczęście nie potrzebujemy.
- Na pewno niecierpliwie czekałem na zgrupowania reprezentacji, na kolejne mecze, na rywalizację o miejsce w drużynie. Absolutnie nie byłem pewny, że na igrzyska pojadę albo że nie pojadę. A czy to dobrze dla mnie, że igrzyska będą za rok? Może tak. Będę miał jeszcze więcej okazji, żeby się dobrze zaprezentować i udowodnić, że jestem reprezentacji potrzebny. Oby tylko siatkówka razem z całym sportem wróciła do normalności. Obyśmy mogli się dobrze do igrzysk przygotować. Niech trener znów ma problem z wyborem ze względu na wysoki poziom wielu zawodników.