Medalista olimpijski jak Chodakowska i Lewandowska. "Sport jest potrzebny każdemu"

Jeśli dziś środa, to na trening na żywo na Facebooka zaprasza Jan Szymański, brązowy medalista olimpijski w łyżwiarstwie szybkim. - Są ludzie, którzy mają problem nawet z wysiadaniem z samochodu. Nadwaga, praktycznie brak mięśni: to powszechny kłopot. Z tym trzeba walczyć. A że przez koronawirusa jest bardzo trudno, to postanowiłem wyjść do ludzi - opowiada.

Szymański to brązowy medalista igrzysk Soczi 2014 i brązowy medalista MŚ 2013. Oba największe sukcesy w karierze odniósł w wyścigach drużynowych. W listopadzie 2018 roku zawiesił karierę. Poznaniak ma 31 lat.

Zobacz wideo Zbigniew Boniek: Wszystko się zmieni. Będziemy się bali innych ludzi

Łukasz Jachimiak: Kolejny trening na Facebook Live'a masz już gotowy?

Jan Szymański: Jak najbardziej. Zapraszam w środę o godzinie 19.30.

Nie o 19.00 jak do tej pory?

- Parę osób mi pisało, że będzie większa oglądalność, jeśli zacznę po "Faktach" w TVN-ie. Oczywiście treningi się zapisują i można je sobie włączyć kto kiedy chce. Ale im więcej będzie nas razem na żywo, tym fajniej. Mile widziany jest każdy, kto w tym trudnym czasie chce się poruszać, ale z profesjonalnego treningu skorzystać nie ma jak, a sam się nie może do ruchu zmotywować.

Duża grupa ćwiczy z Tobą?

- Mój fanpejdż ma prawie 50 tysięcy obserwujących, a pierwszy trening miał zasięg coś około 15 tysięcy. Na żywo cały czas było 80-90 osób. Przez godzinę trwania treningu, czyli to jest fajny wynik. Myślę, że z 50 osób robi całe treningi, od pierwszego do ostatniego ćwiczenia. Ci ludzie do mnie piszą, oceniają, dzielą się swoimi reakcjami.

Skarżą się, że dajesz za ostry wycisk?

- Jeśli ktoś czuje, że jest za mocno, to może robić o serię mniej, może zwykłą pompkę zastąpić pompką damską albo nawet zwykłym podporem. Wiadomo, że nie każdy zrobi w godzinę w sumie 50 pompek. Ale ludzie mi piszą raczej, że jest za lekko!

Wierzysz im?

- Częściowo tak, gdy piszą to moi mastersi, których przygotowuję do ścigania się na rolkach. Oni muszą mieć silne nogi, więc cieszą się, kiedy trening jest trudny. Swoje studio prowadzę od września. Przez ten czas trafili do mnie i ludzie marzący o jakimś wyczynie, i tacy, którzy postanowili nauczyć się ruszać, bo o sporcie kompletnie nie mieli pojęcia. Teraz, gdy wszystko w kraju jest zamknięte, myślę dużo o tych wszystkich osobach, które mówiły mi "Słuchaj, ja się dzięki ćwiczeniom lepiej czuję, lepiej mi się żyje, mam więcej energii, lepiej śpię". Wyobrażasz sobie, że są ludzie, którzy mają problem nawet z wysiadaniem z samochodu? Nadwaga, praktycznie brak mięśni - to powszechny, wielki kłopot. Z tym trzeba walczyć. A że przez koronawirusa jest bardzo trudno, to postanowiłem wyjść do ludzi.

Treningi robisz w swoim studiu, o którym już wspomniałeś?

- Tak. Często wychodzę tam poćwiczyć. Mam ten komfort, że mam gdzie. Ale dla klientów studio zamknąłem już dawno. Szybko podjąłem taką decyzję, bo nikogo nie chciałem narażać. Mam nadzieję, że niedługo sytuacja się unormuje i znów będę mógł prowadzić zajęcia. Chociaż spodziewam się, że część klientów może już nie wrócić, bo kryzys ekonomiczny będzie duży i ludzi zwyczajnie nie będzie stać na ćwiczenia z trenerem. Będą pilniejsze wydatki.

Karierę łyżwiarską zawiesiłeś jesienią 2018 roku i już jej nie odwiesisz? Bardziej podoba Ci się bycie trenerem personalnym?

- Ciężko jest mi powiedzieć czy definitywnie skończyłem karierę. Czuję, że jestem w bardzo dobrej formie. Gdyby nie pandemia, to w ostatni piątek byłbym na konferencji prasowej Półmaratonu Poznańskiego i byłoby ogłoszone, że w nim pobiegnę. Planowałem uzyskać czas poniżej półtorej godziny. Wiadomo, że to nie jest poziom zawodowych biegaczy, ale jak na to, że mam ciężkie cztery litery łyżwiarskie, jest to solidne bieganie. Jakiś czas temu rozmawiałem też z kierownikiem lodowiska w Tomaszowie Mazowieckim, bo chciałem stanąć na lód i się sprawdzić. Zawirowania na uczelni na to nie pozwoliły. Ale myślałem, że w lato na pewno będę chciał sprawdzić czy pamiętam jak się jeździ.

Masz wątpliwości czy pamiętasz?

- Tego się nie zapomina. W tym roku miałem na poznańskim AWF-ie zajęcia z łyżwiarstwa. Założyłem krótsze łyżwy, short trackowe. Jeździło mi się bardzo fajnie, nie czułem żadnej przerwy. Stresu nie mam, jestem cały czas w treningu, nie wykluczam, że wrócę.

Żeby pojechać na igrzyska olimpijskie Pekin 2022?

- Zobaczymy, może o to powalczę.

Wróćmy do Twoich treningów - sam wymyśliłeś, że będziesz jak Ewa Chodakowska, czy ktoś Ci to podpowiedział?

- Sam, bo nagle przestałem prowadzić zajęcia, a miałem ich dużo, po około 20 treningów w tygodniu. Brakowało mi kontaktu z ludźmi. Wszyscy siedzą w domach, widzę po sobie, że ciężko mi się ruszyć, mimo że jako sportowiec mam ruch we krwi. Myślałem o tych, którzy mówili mi, że sami nie robią nic, że pracują tylko, gdy przychodzą do mnie. Mogę i chcę poświęcić godzinę na trening i jeszcze trochę czasu na przygotowanie treningu dla grupy, której się chce. Podoba mi się to, mimo że do Ewy Chodakowskiej i Ani Lewandowskiej to mi brakuje bardzo dużo.

A wzorujesz się na nich?

- Szczerze to nie, nie oglądałem ich treningów. Śledzę treningi proponowane przez ludzi z innych krajów. Wiadomo, że na nowo koła się nie wymyśli. Jest przysiad, jest pompka, to są świetne ćwiczenia i nie trzeba na siłę kombinować, jak to czymś zastąpić. Korzystam z bazy, dodaję swoje pomysły, swoją energię i cieszę się z każdego komentarza, że motywuję, że pomagam. To jest bardzo fajne w tym trudnym czasie. Normalnie pracować nie mogę, moje zarobki spadły do poziomu 0 złotych, ale przecież nie usiądę i nie będę płakał.

Ale na Facebook'owych treningach nie zarabiasz?

- Nie. Były sugestie, że mógłbym brać opłatę, ale uważam, że naprawdę mógłbym tylko za indywidualne treningi i może takie zajęcia przez FaceTime'a albo Skype'a zacznę robić. Tu o żadnych pieniądzach nie myślę. Zajęcia prowadzę dla osób, które też siedzą w domu i też nie zarabiają. Chodźcie, poruszajmy się razem, zróbmy coś dobrego dla siebie. Po prostu - tak to widzę. A może jak epidemia się skończy, to ktoś przyjdzie do mnie na trening indywidualny? Zresztą, już myślę, że jak wszystko wróci do normy, to treningi live i tak będę robił. A nawet gdyby się okazało, że będzie trzeba szukać nowej pracy, bo trener personalny stanie się niepotrzebny, to też z tych treningów nie zrezygnuję, jeśli dalej będą się fajnie rozwijały. Raz w tygodniu, z jakimś specjalnym hashtagiem, będziemy działać. Bo sport, chociaż w minimalnej dawce, jest potrzebny każdemu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.