Pod koniec lutego 23-letnia Daria Pikulik zdobyła w Berlinie brązowy medal mistrzostw świata w kolarstwie torowym. To był jedyny krążek reprezentacji Polski na tej imprezie. Pikulik stanęła na podium w olimpijskiej konkurencji omnium, w której będzie nas reprezentować na igrzyskach w Tokio.
Daria Pikulik: Nie było to dla mnie zaskoczenie. Mój trener powtarzał już od dawna, że tak się stanie. Uważam, że generalnie jest to słuszna decyzja. W wielu dyscyplinach kwalifikacje olimpijskie są sparaliżowane. Trudno mówić o rywalizacji czy przygotowaniach. Z drugiej strony dla mnie ta decyzja nie jest zbyt korzystna.
- Po udanych mistrzostwach świata chciałam pójść za ciosem. Byłam już mentalnie przygotowana na to, że igrzyska odbędą się za kilka miesięcy. Wielu znajomych pociesza mnie teraz, że będę miała więcej czasu na przygotowania do Tokio i zdobędę kolejne doświadczenia. Staram się na to patrzeć w ten sposób, by samemu się nie dołować i szukać motywacji. Chcę też być fair w stosunku do tych sportowców, którzy nie zdążyli jeszcze nawet wywalczyć przepustki na igrzyska.
- Mam nadzieję, że tak będzie. Uważam, że to byłoby najlepsze rozwiązanie. W naszej dyscyplinie walczyliśmy dwa lata w kwalifikacjach do igrzysk. Gdyby to miało teraz przepaść, bylibyśmy rozczarowani. Nie mielibyśmy nawet jak ponownie walczyć o przepustki olimpijskie, bo kolejne mistrzostwa świata w kolarstwie torowym odbędą się już po Tokio. Słyszałam, że Puchar Świata ma być rozgrywany latem, a nie zimą. Wszystko jest zmieniane, co u sportowców powoduje wewnętrzny niepokój.
- Nie przestałam trenować, bo to część mojej pracy. Utrzymuję się z jazdy na rowerze. Nadal jeżdżę, chodzę też na prywatną siłownię w klubie. To miejsce odizolowane i nie muszę się bać. Gdy tylko pojawiły się pierwsze informacje o koronawirusie, zamówiłam sobie sztangę, ciężary i teraz mogę z nich tam korzystać. Dopóki nie będzie nakazu totalnego, by siedzieć w domu, to będę wychodziła na rower. Jeżdżę tylko z siostrą, nigdzie się po drodze nie zatrzymujemy. Korzystanie tylko z trenażera kolarskiego byłoby dla mnie męczące psychicznie, a i tak mam pewne obawy.
- Jest dużo wątpliwości, jak kolarstwo będzie wyglądało w przyszłości. WADA i krajowe agencje dopingowe nie są dziś w stanie kontrolować zawodników. Zwykle podczas każdej kontroli przyjeżdża do nas dwóch-trzech kontrolerów. Teraz nie można narażać ich zdrowia. Mam nadzieję, że wszyscy sportowcy podejdą odpowiedzialnie do tej sytuacji i nikt jej nie będzie wykorzystywał, by stosować nielegalne substancje. Tym bardziej, że u nas w kraju można wychodzić na ulice, a np. Włosi czy Francuzi nie mogą. Wiem jednak, że kolarstwo nie jest sportem czystym. Nie wiem, jak WADA sobie z tym poradzi, system antydopingowy obecnie nie działa. Liczymy też, że pojawi się jakiś komunikat od WADA, który mógłby uspokoić sportowców. Mam nadzieje, że moje obawy będą nieuzasadnione.
- W tym roku miałam już pięć kontroli. Są na każdym wyjeździe, zgrupowaniu, Pucharze Świata. Podczas mistrzostw świata w Berlinie dwa raz mnie badano. Zazwyczaj jest to krew i mocz. Mamy paszporty biologiczne. Musimy się pilnować, by nie doszło do zawieszenia.