Michal Doleżal: W Czechach wprowadzono duże środki ostrożności. Dostaliśmy miliony maseczek

Michal Doleżal, który po turnieju Raw Air wrócił do czeskiej Pragi, przechodzi jeszcze kwarantannę. Czech twierdzi, że sytuacja w jego kraju również jest niepokojąca. Polscy skoczkowie rozpoczęli już jednak treningi do kolejnego sezonu, choć wszyscy znajdują się w izolacji. Wśród trenujących jest także Kamil Stoch, który na koniec sezonu nie potrafił dać jasnej odpowiedzi, czy będzie dalej skakać.

Piotr Majchrzak: Trenerze, od tygodnia przebywa pan w Czechach i dostał zalecenie kwarantanny. Z perspektywy Polski wydaje się, że Czesi wprowadzili bardzo duże środki ostrożności w związku z pandemią koronawirusa. Są jeszcze większe niż w Polsce. 

Michal Doleżal (trener polskich skoczków narciarskich): Minęło właśnie 10 dni, odkąd wróciliśmy z Norwegii. Przyznam szczerze, że to zamknięcie w domu jest trochę męczące. Szczególnie psychicznie. Racja, w Czechach są duże środki ostrożności. Na zewnątrz można wychodzić tylko w maseczkach. Wiadomo, że wszyscy patrzymy na newsy. Sytuacja na świecie jest bardzo dziwna, ale trzeba to przetrzymać. 

Jak jest u Was z dostępnością tych maseczek, bo w Polsce jest z tym problem.

- Ludzie właściwie sami je sobie szyją. Wiadomo, że ta maseczka może nie chroni przed zarażeniem, ale chodzi o to, żeby samemu nie zarażać innych. Teraz powinno być jednak lepiej z dostępnością, bo do Chin wysłaliśmy samolot, który przywiózł nam miliony maseczek. Wiadomo jednak, że to są jednorazówki. Najlepszym rozwiązaniem jest po prostu uszycie maseczki dla siebie.

Zobacz wideo Najgorszy moment w historii konkursów w Zakopanem

W Czechach jest już ponad 1200 przypadków Covid-19. Jak pana rodacy reagują na koronawirusa? Ulice stały się puste?

- Jest bardzo pusto. Sklepy są jednak otwarte. Kolejki są, ale ludzie stoją w czterometrowych odstępach - widziałem w telewizji, bo wychodzić z domu jeszcze nie mogę. Wiadomo, że ogólnie to wszystko nie wygląda dobrze.

A jak wygląda sytuacja z miejscami publicznymi. W Pradze można uprawiać sport? 

- Wiadomo, że zamknięte są szkoły, ale siłownie również. Co ciekawe, zamknięte są także sklepy budowlane.

Turniej Raw Air przez koronawirusa skończył się niespodziewanie. Pan się już trochę otrząsnął z tego nagłego powrotu do domu? Właściwie sezon powinien skończyć się w ostatni weekend. A Wy już macie tydzień wolnego za sobą.

- W niedzielę zobaczyłem zdjęcie Kamila Stocha na Instagramie, który wrzucił puste podium z Planicy. Też inaczej wyobrażałem sobie koniec Pucharu Świata. Właściwie dopiero teraz byśmy kończyli sezon. To było po prostu smutne.

 

Poruszył pan temat Kamila. On chyba najbardziej może żałować. Widać było na Raw Air, że to jest już znakomita forma, a nasz skoczek mógł tak naprawdę wygrać wszystko do końca sezonu.

- Też tak myślę. Wszyscy widzieli, że Kamil jest przygotowany i mógł walczyć do samego końca. Kamil się rozpędzał i na pewno szykował sobie najwyższą dyspozycję na te mistrzostwa świata w lotach. Musimy jednak zaakceptować to, co się stało.

Kamil Stoch ma prawie 33 lata, ale widać, że nic nie stracił ze swojej wytrzymałości i dynamiki. W końcówce sezonu ci młodzi łapali zadyszkę, a to on zaczął nadawać ton rywalizacji. Nie dziwi to pana?

- W poprzednim sezonie końcówka sezonu nie wyglądała u Kamila dobrze, ale teraz widać, że ustawił sobie priorytety. Zmobilizował się i każdy widział, że wyglądało to bardzo dobrze. Co do jego rywali, to Kraft i Geiger walczyli między sobą w każdych zawodach. Liczyli właściwie każdy punkt, to też było obciążające dla psychiki. Było widać, że dyspozycja im trochę siadała.

Jak wygląda sprawa rozpoczęcia treningów u naszych skoczków? Każdy właściwie spędza czas w domu. Siłownie zamknięte. Macie jakiś pomysł na awaryjne treningi?

- Tak, wszyscy już od piątku trenują, a przygotowania do następnego sezonu ruszyły. Niektórzy mają jakieś ciężary w domu. Zawodnicy znaleźli sobie jakieś możliwości. Mają normalny trening. Muszą sobie poradzić, nawet jakby musieli robić przysiady z żonami, haha.

Profesor Harald Pernitsch [członek sztabu szkoleniowego Polaków, odpowiada m.in. za monitorowanie formy] dalej wszystko kontroluje?

- Tak jest, rozmawialiśmy z zawodnikami na Skype. Podsumowaliśmy sezon i ustaliliśmy cele na następny. Co do ćwiczeń, to każdy mógł obejrzeć na ekranie, jakie ma robić. Każdy dostał też swój plan treningowy.

Wszyscy trenują? Kamil Stoch w niedzielę nieco zaniepokoił kibiców postem na Instagramie. Fani zaczęli doszukiwać się drugiego dnia w zdaniu "koniec byłby dziś". W niedawnej rozmowie z TVP i skijumping.pl też nie potrafił dać jasnej odpowiedzi co dalej z jego karierą. Mówił: pożyjemy, zobaczymy.

- Kamil trenuje normalnie i przygotowuje się na następny sezon. Z tego co ja wiem, to jest zmotywowany do dalszej pracy. Rozpoczął treningi jak każdy inny zawodnik.

Zwykle tuż po sezonie następuje spotkanie trenerów, zdawane są raporty, powstają kadry na kolejny sezon. Czy tego typu spotkanie odbędzie się w ramach telekonferencji, czy macie jakiś inny pomysł?

- Trochę się to opóźni, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że sezon powinien się zakończyć właściwie w ostatnią niedzielę, to nie ma żadnego problemu. Najważniejsze jest to, że każdy rozpoczął treningi, a wszyscy i tak ćwiczą osobno. Wiadomo, że w tle toczą się rozmowy. Są pomysły na to, co będzie w lecie.

Coś pan zdradzi? Będą jakieś zmiany?

- Coś rozmawialiśmy, ale na razie nie chce wybiegać w przyszłość, bo najpierw musimy siąść z wszystkimi trenerami i na pewno dojdzie jeszcze do dyskusji. Na oficjalne ustalenia musimy poczekać. Wiadomo, że sytuacja z koronawirusem też musi się uspokoić, bo takie rzeczy słabo ustala się przez Skype'a. Na pewno będą jednak jakieś zmiany.

Jak oceni pierwszy sezon. Polacy 18 razy stawali na podium, nasi zawodnicy wygrali TCS, RAW Air. Z czego jest pan najbardziej zadowolony, a co pana zdaniem nie powinno funkcjonować lepiej?

- Sezon raczej na plus, bo trzech zawodników wygrywało zawody PŚ, to też nie zdarza się w każdym roku. Z drugiej strony wiemy, na co było stać resztę zawodników. No i z tego nikt nie może być zadowolony. Macieja Kota, Stefana Hulę i Kubę Wolnego stać było na lepsze skoki. Zawodników z kadry B również, bo oni naprawdę potrafią skakać, ale nie pokazali swojego najlepszego poziomu w zawodach Pucharu Świata. Musimy ustalić ideę na najbliższe przygotowania i wyciągnąć z tych zawodników to, co najlepsze. Są już jednak pewne pomysły.

Latem może nie być okazji na sprawdzenie się z rywalami. Sandro Pertile [nowy dyrektor Pucharu Świata] powiedział, że Letnie Grand Prix może nie dojść do skutku przez koronawirusa i straty finansowe wielu krajów. Dla Pana byłaby to duża strata?

- Wiadomo, że LGP by się przydało, ale na pewno nie dla wszystkich skoczków. Też słyszałem dyskusje dotyczące letniego cyklu. Ale cóż, jeżeli tego nie będzie, to po prostu nie będzie. Dla mnie te letnie skoki nie są tak ważne. W sumie najważniejsze teraz jest to, żeby sytuacja się uspokoiła i żebyśmy mogli trenować i skakać razem - to jest najważniejsze.

Dał pan wiele szans zawodnikom z kadry B. Dotrzymał pan zatem słowa z lata, gdy mówił pan, że będzie współpraca obu kadr. Ma pan jednak jakieś wnioski po całym roku pracy?

- Na pewno są jakieś detale, które można poprawić. Działało to jednak dobrze, była dobra komunikacja. Wiadomo, że latem jeździliśmy razem na zgrupowania, więc funkcjonowało to trochę lepiej. Musimy ustalić detale dotyczące zimy, jak wszystkie grupy się rozjeżdżają na Puchar Świata, Puchar Kontynentalny i FIS Cup.

Na koniec muszę zapytać o Jakuba Wolnego. Pewnie wielu kibiców liczyło na to, że w tym sezonie skoczek zaliczy pierwsze podium w Pucharze Świata. Było jednak zupełnie inaczej.

- Tak, zdecydowanie. Myślę, że dla niego najbardziej szkoda odwołanych lotów, bo on na tych największych skoczniach radzi sobie zdecydowanie lepiej. Jesteśmy po rozmowie. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy i ustaliliśmy plan działania. Mogę mieć nadzieję, że będzie tylko lepiej

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.