Weronika Deresz: Zgadza się, wszystko jest wciąż w zawieszeniu. Zdając sobie z tego sprawę, podjęliśmy decyzję, żeby zostać w Portugalii i trenować w bardzo dobrych warunkach. Skoro jest szansa, że igrzyska się odbędą, a MKOl wciąż ma nadzieję, że będą rozegrane w planowanym terminie, to my chcemy się przygotować.
- Rzeczywiście wszystko jest w zawieszeniu. My mamy odwołane kwalifikacje olimpijskie, a przecież w wioślarstwie jeszcze połowa stawki nie jest obsadzona, wyłoniono dopiero 50 proc. uczestników igrzysk. Czekamy na decyzję Międzynarodowej Federacji Wioślarskiej czy będą rozdawać kwalifikacje na podstawie zeszłorocznych, światowych rankingów, co prawdopodobnie dałoby nam miejsce na igrzyskach, czy wymyślą inne rozwiązanie. To się ma wyjaśnić na początku kwietnia. My czekając, chcemy szlifować formę.
- Zgadza się. Trenuje się przede wszystkim pod kątem celu długofalowego, ale to Polska ma dostać albo wywalczyć sobie miejsce na igrzyskach, a nie Weronika Deresz. Trzeba będzie wyłonić skład, który Polskę będzie reprezentował.
- Z tego co wiem, przygotowują się w domach. Pływanie na wodzie to opcja lepsza, trzeba na niej wypływać dużo kilometrów, żeby dobrze wszystko poczuć. To jest jak z tańcem - kroków może się nauczyć każdy, ale trzeba więcej popracować, żeby mieć czucie ruchów, muzyki. Dziewczyny w kraju muszą bazować na ergometrach. Na pewno jak już w Polsce będzie sytuacja bezpieczniejsza, to zostaną przeprowadzone wyścigi kwalifikacyjne. Moment konfrontacji nastanie, ale na razie nie mamy informacji kiedy.
- Termin powrotu też jest w zawieszeniu, jak wszystko. Początkowo mieliśmy tu zostać do końca marca. Teraz trenerzy będą się kontaktować z naszą federacją, będą dyskutować, czy możemy tu zostać dłużej. Organizacja powrotu na ten moment może być zresztą problematyczna, bo kraje pozamykały swoje granice. Ale na razie się tym nie martwimy. Przebywamy w hotelu, w którym wcześniej była cała kadra, mamy tu świetne zaplecze, doskonałe warunki, codziennie pracujemy na wodzie, wykonujemy 100 procent treningowej normy.
- Nikt, i hotel jest dla naszego bezpieczeństwa zamknięty. Z nami przebywają tu tylko trzy osoby: menedżer, osoba pracująca na kuchni i osoba sprzątająca.
- Właśnie trochę się podśmiewamy, że mamy tu "Lśnienie", bo jesteśmy zamknięci w odludnym pensjonacie. Tak naprawdę jest tu bardzo bezpiecznie, jesteśmy z dala od skupisk ludzkich, a do tego bardzo dbamy o przestrzeganie zasad higieny. Każdy cały czas dezynfekuje ręce, mimo że epidemia nie powinna tu dotrzeć, chociaż w Portugalii bardzo narasta.
- Jesteśmy położeni raczej centralnie, 30 km od miasta Tomar.
- Może i tak, ale w kierunku granicy hiszpańskiej są może nie same lasy, bo to by było naciągane, ale nie ma dużych miast. A wirus przenosi się tam, gdzie są skupiska ludzkie, czyli nie tu. Tu jest odludzie.
- Zostaliśmy tylko my. W ubiegłym tygodniu byli jeszcze Niemcy, ale jakimś dekretem państwowym czy zarządzeniem ministerialnym zostali ściągnięci do kraju i tam mieli zacząć treningi w wydzielonych dla nich, a dla innych zamkniętych ośrodkach sportowych. Każda osada miała się znaleźć gdzie indziej.
- Zamknięcie COS-ów to rzeczywiście problem. Zamknięte są na razie do 29 marca, ale w związku z rozwijającą się sytuacją epidemiologiczną pewnie nie zostaną otwarte po 29 marca. Chyba teraz nie ma takiej możliwości, żeby w Polsce uprawiać sport. Dlatego chcielibyśmy w Portugalii zostać tak długo, aż w Polsce stanie się bezpiecznie i będzie można trenować. Albo tak długo, aż tu się stanie niebezpiecznie i trzeba będzie wyjechać, co - mamy nadzieję - się nie stanie.
- Byłoby bardzo źle, gdyby się okazało, że igrzyska odbędą się w terminie, a polscy sportowcy nie będą mogli się przygotować. Oczywiście trening to w sytuacji epidemiologicznej sprawa drugorzędna. Liczą się przede wszystkim bezpieczeństwo, życie, zdrowie. Ale jeśli już o sporcie mówimy, jeśli rozpatrujemy sytuację, to rzeczywiście sportowcy będący teraz w Polsce przy aktualnych rozporządzeniach znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Wioślarze jeszcze popracują na ergometrach, ale co mają zrobić pływacy albo tyczkarze? Czytałam rozmowę z dyrektorem COS-u w Wałczu, że są pomysły, żeby wszystkie COS-y wydzielić na ośrodki kwarantanny dla sportowców. Ale wola COS-ów to jedno, a drugie to jaka będzie wola rządu. Wiadomo, że mamy stan wyjątkowy i takie decyzje podlegają ustawie o stanie wyjątkowym. Generalnie trudno myśleć o sporcie, nawet będąc sportowcem. Patrząc na to, co się dzieje we Włoszech, widzi się rzeczy, których nie ma nawet w najgorszych filmach katastroficznych. Ciężarówki pełne ciał jadące do krematorium, bo nie ma co z ciałami zrobić - to wstrząsające. Aż mi się czasem wydaje nieprzyzwoite i małe, że wobec czegoś takiego rozmawia się o sporcie.
- Tak, to nasza ścieżka życia. Dla sportowca igrzyska to jest całe życie. To nasz zawód, nasz wybór, nasza praca, nasze marzenia. Ale patrzeć trzeba z odpowiedniej perspektywy i najpierw myśleć o życiu i zdrowiu. Tak naprawdę nasze pozostanie w Portugalii to była decyzja nie tyle podjęta ze względu na sport, ile na bezpieczeństwo. Bo jeszcze raz podkreślam, że jesteśmy tutaj totalnie na odludziu, w tym pensjonacie z "Lśnienia".
- Nie zapowiada się na to. Mamy piękną pogodę, słoneczko przygrzewa, wokół kwitną drzewa pomarańczowe, więc jest przepięknie, idyllicznie. Cisza, spokój, jak przejedzie jeden samochód dziennie przed hotelem, to wszyscy się zastanawiamy, co się stało, że ktoś aż tu zabłądził. Szkoda, że to tylko specyfika tego miejsca. I że ogólnie wiemy, że nic nie wiemy.