Igrzyska jednak przeniesione na inny termin? MKOl ugiął się pod presją

Międzynarodowy Komitet Olimpijski ma sobie dać cztery tygodnie na podjęcie ostatecznej decyzji, czy przełożyć igrzyska Tokio 2020, czy nie. Jeszcze kilka dni temu MKOl nie widział sensu radykalnych działań, ale ugiął się pod presją.

We wtorek MKOl zorganizował wideokonferencję, po której ogłosił, że do igrzysk w Tokio jest dość czasu – ceremonia otwarcia 24 lipca - i można na razie nie podejmować radykalnych działań. A w niedzielę zorganizował już wideokonferencję w sprawie radykalnych działań. Na tym zwołanym w pośpiechu posiedzeniu zarządu MKOl ustalono, że odwołanie igrzysk nie wchodzi w grę, ale już zmiana ich terminu – jak najbardziej. Ruch olimpijski wreszcie pogodził się z tym, że trzeba rozpisywać alternatywne scenariusze dla zbliżających się letnich igrzysk. I dał sobie cztery tygodnie na wypracowanie tych scenariuszy: na ocenę sytuacji epidemicznej, która poprawia się w Japonii, ale pogarsza w innych krajach, na negocjacje z najważniejszymi partnerami, czyli władzami Japonii, największymi nadawcami telewizyjnymi, z międzynarodowymi federacjami sportowymi i sponsorami igrzysk. 

Zobacz wideo 5 lat więzienia i prawie 700 tysięcy złotych grzywny z złamanie kwarantanny w Kuwejcie. Mowlik o sytuacji nad Zatoką Perską

"Niektóre obiekty igrzysk mogą być już niedostępne w innym terminie. Zmiana milionów zarezerwowanych już nocy hotelowych jest bardzo trudna do przeprowadzenia. Przesunięcie terminu zmieni też kalendarz co najmniej 33 sportów olimpijskich. Dlatego przestudiowanie różnych scenariuszy będzie wymagało pełnego zaangażowania i współpracy" wszystkich partnerów - napisał MKOl w niedzielnym oświadczeniu. 

Tak szybki zwrot akcji od uspokajania do radykalnych działań wynika z nacisków coraz większej liczby federacji sportowych, które uważały wtorkową deklarację MKOl  za zbyt zachowawczą, i popychającą olimpijczyków do ryzykownych ruchów: skoro MKOl podtrzymał we wtorek, że igrzyska zapewne odbędą się w terminie, a w tym samym czasie władze publiczne wielu krajów wydają zarządzenia uniemożliwiające olimpijczykom przygotowania bez łamania przepisów, jak z tego wybrnąć? Najgłośniejsze głosy krytyki popłynęły z Wielkiej Brytanii, najpierw od sportowców, a potem do przełożenia igrzysk wezwała brytyjska federacja lekkoatletyczna. Dołączyły do niej m.in. francuska i amerykańska federacja pływacka, amerykańska federacja lekkoatletyczna. Głos zabrał szef światowej lekkoatletyki i organizator igrzysk Londyn 2012 Sebastian Coe, mówiąc, że "nie wolno organizować igrzysk za wszelką cenę, zwłaszcza za cenę zdrowia sportowców" i zwracając uwagę, że przygotowania olimpijczyków niewiele mają wspólnego z równością szans, gdy każdy kraj ma inne procedury w czasie epidemii. W sobotę do grupy naciskających na organizatorów dołączył prezydent USA Donald Trump, mówiąc o japońskim premierze Shinzo Abe, że "czeka go ważna decyzja do podjęcia". Wcześniej amerykańskie komitety: olimpijski i paraolimpijski ujawniły, że MKOl zwoła naradę w nagłym trybie. W międzyczasie MKOl sondował krajowe komitety olimpijskie, próbując ustalić, na jakie przeszkody napotykają w różnych krajach olimpijczycy przygotowujący się do Tokio. W końcu sam przewodniczący MKOl Thomas Bach przyznał w wywiadzie dla sobotniego "New York Timesa", że komitet jednak rozważa różne scenariusze na wypadek zmiany terminu igrzysk. I w niedzielę potwierdził to oficjalny komunikat.

Igrzyska do tej pory odwoływano tylko z powodu wojen światowych. Odwołanie Tokio 2020 nie wchodzi w grę. Wciąż jednak nie wiadomo, czy bliżej jest przeniesienia tej imprezy na rok 2021, czy też na jesień 2020. I czy odwołanie nie wchodzi w grę teraz, ale za jakiś czas nie stanie się realnym scenariuszem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.