Martyna Nowak: Psychologiem sportu z nominacją Polskiego Komitetu Olimpijskiego jestem od 2008 roku. Czyli to już 12 lat.
- Rzeczywiście jest teraz dużo pracy. Chcę przede wszystkim dać zawodnikom poczucie, że mają nieograniczone wsparcie. Opiekuję się kadrą narodową wioślarzy i cały sztab oraz zawodnicy dostali jasny sygnał, że jestem do ich stałej dyspozycji, mimo że jest to utrudnione. Kontakt mamy tylko online, spotykać się nie możemy. Ale praca online też jest wartościowa i co najważniejsze możemy zachować ciągłość w treningu mentalnym.
- Zostali wioślarze, którzy starają się o wywalczenie kwalifikacji olimpijskich. Argumentem zawodników z tych dwóch osad i ich trenerów było to, że pozostanie w Portugalii stwarza im możliwość komfortowej pracy. Byliśmy w ośrodku oddalonym od cywilizacji, położonym na odludziu. To miejsce bardzo bezpieczne. MKOl utwierdza nas póki co w przekonaniu, że igrzyska odbędą się w planowanym terminie, więc sprawa kwalifikacji pozostaje również otwarta. Mimo trudnej sytuacji nasi zawodnicy postawili na sport i kontynuują przygotowania. Dla nich pozostanie w Portugalii to była możliwie najlepsza opcja szlifowania formy do kwalifikacji.
- Wszyscy jako społeczeństwo znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Dominuje w niej niepewność, strach, czy też lęk. Są to jedne z najsilniejszych emocji, które na nas oddziałują. Najczęściej zmuszają nas do natychmiastowego działania i wpływają na sferę poznawczą, czyli na nasze myśli. Sportowcy przetwarzają kolejne newsy, zadają sobie pytania, które niestety na razie pozostają bez odpowiedzi. I to właśnie może generować lęk.
- Trudności w kontynuowaniu przygotowań, niepewność czy igrzyska się odbędą i czy uda się zbudować odpowiednią formę - to są powszechne wątpliwości. Niestety nie mamy wpływu na to, co się aktualnie dzieje, więc warto skupiać się na tym, co możemy zrobić. Atutem sportowców jest to, że są zadaniowi. Wraz ze sztabem szkoleniowym dokładamy starań, aby zawodnicy mieli możliwość realizacji konkretnych zadań. Jeśli sportowiec dostaje zadania możliwe do realizacji i je wypełnia, to takie działanie zajmuje jego uwagę i może obniżać napięcie emocjonalne. Sytuacji też nie zmieni zadawanie sobie pytań, na które nie znajdziemy odpowiedzi, wiec naszą uwagę warto zaangażować w konkretne działania, które mimo wszystko będą nas rozwijać.
- Oczywiście nie da się tym zupełnie nie przejmować. Ale zawsze warto zadać sobie pytanie, czy te myśli zmienią naszą sytuację. Odpowiedź jest jasna: nie. Ważne, żeby w tej sytuacji odnieść się do naszych wartości, takich jak zdrowie, bezpieczeństwo i najbliższe osoby. Jeśli chcemy, aby te wartości przetrwały, jedynym rozwiązaniem jest akceptacja ograniczeń jakie aktualnie istnieją.
- To jest kwestia indywidualnego wyboru. Reagowanie strachem w takiej sytuacji jest naturalne. Z drugiej strony sportowiec ma świadomość, że rezygnacja z turnieju może zaprzepaścić lata przygotowań, żmudnej pracy i przede wszystkim pozbawić szansy na udział w igrzyskach. I to właśnie może powodować akceptację ryzyka ze strony zawodnika.
- Grecka tyczkarka Ekaterini Stefanidi powiedziała nawet, że w jej przekonaniu MKOl naraża zdrowie zawodników, zalecając, żeby kontynuowali swoje przygotowania, gdy tak naprawdę nie ma do tego warunków. Anita Włodarczyk też przyznała, że - niestety - w domu porzucać młotem nie może. Wielu zawodników ma wątpliwości czy będzie w stanie przygotować formę. Trudno też podchodzić obojętnie do tego, że być może w innych krajach są sportowcy, którzy mogą trenować bez przeszkód. Sportowcy podkreślają, że jeżeli igrzyska się odbędą w planowanym terminie, to mogą być loterią, a nie rzeczywistym sprawdzianem formy, na którą pracowali przez ostatnie lata.
- Agnieszka Kobus-Zawojska właśnie z tej czwórki napisała w swoich social mediach, że sport to nie jest całe jej życie, tylko sposób na życie. Igrzyska są ważne, są kolejnym celem, ale dla niej najważniejsze jest zdrowie, bezpieczeństwo i jej bliscy. To jest postawa godna naśladowania w tym trudnym czasie. Nie tylko przez innych sportowców, ale przez nas wszystkich.
- To jest przekrój i dzięki temu różna jest specyfika pracy. Jeździectwo, tenis, sporty walki – w każdej z tych dyscyplin zawodnicy znajdują się teraz w różnych okolicznościach. Niektórzy z moich podopiecznych mają możliwość trenowania, np. jeźdźcy. Tych, którzy nie mogą normalnie wykonywać treningu zachęcamy do alternatywnych form aktywności, do pracy nad sferą mentalną oraz do rozwoju na płaszczyznach, którym być może wcześniej nie poświęcali czasu.
- Oczywiście. Możliwość realizacji programu przygotowań zmniejsza wątpliwości zawodników. Tym samym pytania o formę pojawiają się rzadziej. Podkreślę jeszcze raz, że nie mamy wpływu na to co się już wydarzyło, ale stosując się do procedur i zaleceń możemy mieć wpływ na to, jak będzie wyglądał rozwój obecnej sytuacji i nasza przyszłość. To naprawdę bardzo ważne i cenne, że sportowcy tak aktywnie włączyli się w akcję "Zostań w domu", uświadamiają ludzi i pokazują, że też są w trudnej sytuacji. W takiej jak każdy z nas.
- Zachęcamy zawodników do kontynuowania treningu mentalnego i określonych ćwiczeń. Teraz, kiedy sportowcy mają teoretycznie więcej czasu możemy zwiększyć ich częstotliwość. Cały czas mamy możliwość psychoedukacji i rozwijania umiejętności takich jak koncentracja, opanowanie, pewność siebie, nastawienie, reakcja na sytuacje trudne i innych. Przeważnie zawodnicy z entuzjazmem podchodzą do wykonywania zaproponowanych zadań i prac domowych. W każdej chwili mamy też możliwość ich omówienia. Zawodnicy mają również do dyspozycji aplikacje i materiały multimedialne, które urozmaicają pracę nad sferą mentalną. Wierzę, że to nad czym pracujemy teraz i w takich okolicznościach zaprocentuje, gdy przygotowania wrócą do normalnej formy.
- Przykładowo podczas treningu koncentracji wykorzystujemy ćwiczenie z siatką uwagi. Zadanie polega na tym, że przez trzy minuty na szachownicy 10 na 10 pól trzeba znaleźć liczby od 1 do 100 i poukładać je w kolejności. To zadanie wymaga kierowania uwagą i opanowania, dodatkowo jest presja czasu, więc zawodnicy chętnie się w to angażują.
- Wykorzystujemy w swojej pracy urządzenia typu biofeedback. W zależności od zastosowania biofeedback może być urządzeniem do pomiaru napięcia, narzędziem umożliwiającym naukę regulacji pobudzenia psychofizycznego oraz elementem zwiększającym własną skuteczność i pewność siebie.
- Technologia ta została stworzona w amerykańskiej agencji kosmicznej NASA i początkowo wykorzystywana była do szkoleń astronautów i pilotów, którzy w warunkach ogromnego stresu muszą bezbłędnie wykonywać złożone czynności. Aktualnie jest ono szeroko wykorzystywane w sporcie, ale też w medycynie i psychoterapii. Urządzenie to pozwala uzyskać informacje o aktualnym stanie psychofizycznym, pozwala znaleźć i trenować indywidualną metodę obniżania napięcia oraz umożliwia monitorowanie procesu wchodzenia w stan relaksu.
- Dokonuje się pomiaru wybranego parametru fizjologicznego: rytmu serca, oddechu, fal mózgowych, ciepłoty ciała, potliwości, aktywności mięśni. Przykładowo biofeedback HRV składa się z czujnika do pomiaru rytmu serca zakładanego na palec bądź ucho oraz z dedykowanego oprogramowania, gdzie przesyłany jest sygnał. Urządzenie to można stosować, jako uzupełnienie innych metod regulacji napięcia. Nasze pobudzenie fizjologiczne może wzrastać albo spadać w zależności od treści myśli, które się pojawiają. Jeżeli myśli te będą dotyczyły przewidywania negatywnych konsekwencji sytuacji, pojawią się pytania „czy sobie poradzę?”, „co będzie jak przegram?” to będą one generowały emocje takie jak strach, czy lęk. Takim emocjom towarzyszy też wzrost napięcia. Poprzez modyfikację treści myśli, skupienie się na zadaniach oraz przez wykorzystanie oddechu jesteśmy w stanie osiągnąć i utrzymać stan równowagi psychofizycznej, dzięki czemu ten balon leci wysoko i do przodu. Naprawdę siłą naszych myśli możemy nim sterować.
- Około pięć do dziesięciu minut dziennie. Ważna jest regularność. Trening biofeedback jest jak trening sportowy. Im częściej ćwiczymy, tym szybciej nabywamy umiejętność osiągania stanu równowagi. Pierwsze wzmianki w Polsce o zastosowaniu tej technologii w sporcie pojawiły się przy współpracy Profesora Jana Blecharza z Adamem Małyszem. Dzięki nim stało się to popularne i teraz jest ono standardowym narzędziem w pracy z zawodnikami nad sferą mentalną.
- Tak, oczywiście. Staram się mieć różnego rodzaju narzędzia, które pomogą zawodnikowi utrzymać optymalny stan przygotowania do startu. Opiekuję się zawodnikami, których wcześniej przygotowywałam, ale oczywiście na igrzyskach jestem do dyspozycji całej reprezentacji i misji olimpijskiej. Oprócz działań w rutynie przedstartowej zdarzają się również działania interwencyjne. Psychologia sportu podczas igrzysk w żadnym wypadku nie może być dystraktorem [czynnikiem rozpraszającym], ale zachęcam zawodników, którzy nie współpracowali z psychologiem, aby podchodzili do tego z ciekawością i staram się zainspirować ich, aby w przyszłości skorzystali z narzędzi jakie daje praca nad sferą mentalną.
- To też, ale są i takie sytuacje, że zawodnik ma kilka startów, nie wyszedł mu pierwszy i drugi, a trzeba zmobilizować się jeszcze na kolejny. W takiej sytuacji myśli o nieudanych startach mogą obniżać motywację, wpływać na nastawienie i potęgować napięcie. I tu wsparcie psychologiczne może okazać się bardzo przydatne. Wspieramy zawodnika w odnalezieniu motywacji, chęci do walki, tak, aby z pełnym zaangażowaniem i determinacją podejść do ostatniego startu. Dopóki zawody się nie skończyły cel jest zawsze przed nami i warto wybrać drogę szansy.
- Było blisko, bardzo blisko medalu. Najważniejsze dla mnie było to, że zawodnik był z tego startu zadowolony, powiedział "Rzeczywiście się odbudowałem, dałem z siebie wszystko". Oboje mieliśmy z tego satysfakcję, że pojawiło się dobre nastawienie i udało się podjąć wyzwanie, choć do medalu troszkę zabrakło.
- Ha, ha. Niestety, nie powiem. Psycholog pracuje w oparciu o kodeks etyczny i tajemnica zawodowa oraz poufność kontaktu jest priorytetem. To nas odróżnia od tzw. trenerów mentalnych. Tym drugim może być każdy, bez potwierdzenia kompetencji, ponieważ nie regulują tego żadne przepisy.
- Pierwsze były Igrzyska Europejskie w Baku. A olimpijski debiut to Rio. Pochodzę z rodziny sportowo-medycznej. Tata jest lekarzem sportowym, przez lata był lekarzem reprezentacji piłkarzy ręcznych prowadzonych przez Bogdana Wentę. Wcześniej opiekował się też zapaśnikami oraz judokami, m.in. Pawłem Nastulą. Gdy Nastula wygrywał igrzyska olimpijskie w Atlancie w 1996 roku wymarzyłam sobie, że kiedyś też pojadę na igrzyska. Realizacja celu zajęła mi 20 lat. Przekonałam się, że ograniczenia nie istnieją a marzenia się spełniają. Wyjazd na igrzyska to oczywiście dodatek, a najważniejsze dla mnie jest to, że mogłam połączyć moje największe pasje – sport, psychologię i wsparcie ludzi w drodze do celu. Do Rio zostałam powołana jako psycholog reprezentacji z ramienia olimpijskiej misji medycznej. Następnie na zimowych igrzyskach w Pjongczangu jako jedyny psycholog również byłam do dyspozycji wszystkich naszych zawodników.
- Trudno powiedzieć czy się wybieram, bo kwestia wyjazdów jest sprawą złożoną. Ale konsekwentnie i z pełnym zaangażowaniem realizuję swoją misję, czyli wspieram olimpijczyków. Staramy się ograniczyć zadawanie pytań czy igrzyska się odbędą, czy też nie. Działamy w zakresie tego, na co mamy wpływ i mimo trudności podejmujemy wyzwanie, aby kontynuować przygotowania.