Witold Bańka: Wszyscy pracownicy Światowej Agencji Antydopingowej mieli szkolenie na temat koronawirusa z Olivierem Rabin, który jest też dyrektorem naukowym WADA. Jak się zabezpieczyć, jakie procedury wewnętrzne stosować. Ale uspokoję, żel antybakteryjny mieliśmy od początku funkcjonowania biura.
Przygotowaliśmy informacje dla krajowych agencji antydopingowych, monitorujemy te miejsca, w których mogą wystąpić zakłócenia w kontroli i informujemy o tym Międzynarodowy Komitet Olimpijski i Paraolimpijski. W Chinach na pewien czas zawieszono kontrole, ale otrzymaliśmy informację, że już je wznowiono. Rozmawialiśmy o Włoszech, co robić gdy jest czerwony alarm, bo sportowcy tam przecież też nie mogą trenować, więc siłą rzeczy może to mieć wpływ na kontrole. Wszystko się zmienia, właściwie z dnia na dzień. Jesteśmy w stałym kontakcie również ze Światową Organizacją Zdrowia.
Tak, ale nie zapominajmy, że koronawirus nie może się stać furtką dla oszustów.
Weszliśmy w taki czas, że właściwie nie wiadomo, jakie ruchy wymusi kolejny dzień. Ale WADA nie pozwoli, żeby ta sytuacja - że przejściowa, że mówimy o dwóch, trzech miesiącach - sprawiła, że oszust coś zyska. Staramy się pilnować szczelności systemu i krajowe agencje antydopingowe też to powinny robić.
Znając logistykę tego przedsięwzięcia trudno sobie wyobrazić, żeby dało się je przełożyć o miesiąc czy dwa. Trzeba by je było zapewne odwołać i wyznaczyć nowy termin. Szef MKOl Thomas Bach powiedział o tym uczciwie: nie mamy planu B. Oni zakładają, że igrzyska się odbędą. Oczywiście proces kwalifikacji jest mocno utrudniony, pewnie trzeba będzie zmieniać reguły, większość federacji odwołało na razie turnieje kwalifikacyjne. Trudno to sobie wyobrazić, ale jeśli będzie poważne zagrożenie i świat nie będzie sobie radził z koronawirusem, to może nie być wyjścia i datę igrzysk trzeba będzie przełożyć, może o rok albo dwa.
Kontrakt zakłada igrzyska w 2020. Teoretycznie jest margines na przesuwanie ich z obecnego terminu, czyli przełomu lipca i sierpnia. Ale to jest tak wielki mechanizm, tyle zależności, że jak to zaczniemy popychać, to się przewróci.
Reguły są takie, że sprawy przez CAS są utajnione. My poprosiliśmy co prawda o public hearing, o odtajnienie przesłuchań, ale prośba została odrzucona, nie było zgody wszystkich stron tego arbitrażu.
Tego oficjalnie nie wiemy. Po prostu: CAS podjął decyzję, że nie ma public hearing. Szkoda. Dlatego o pewnych sprawach, w jakim to idzie kierunku, nie możemy mówić. Mogę powiedzieć, że WADA przygotowuje do zatwierdzenia przez CAS wytyczne kontroli, które muszą przejść sportowcy dopuszczani do igrzysk jako neutralni.
Tworzymy te reguły i bardzo nam zależy, żeby akurat one stały się jak najszybciej wiedzą powszechną, bo sportowcy muszą znać warunki dopuszczenia do igrzysk. Nie mogę niestety nic ujawnić, CAS musi wyrazić na to zgodę.
Nie mogę. Ale sito ma być tak gęste, żebyśmy mieli wiarę, że rywalizują czyści sportowcy.
Co poradzić. UEFA nie jest sygnatariuszem Kodeksu, jest nim FIFA, a kara dotyczy imprez rangi światowej.
Powiem tyle: to kwestia ich wizerunku. Nie rozmawiałem jeszcze o tym z prezesem Aleksandrem Ceferinem. Rozmawiałem z szefem FIFA Giannim Infantino, który deklarował wolę współpracy z WADA. FIFA to jeden z około 700 sygnatariuszy Kodeksu i musi się do wspólnych ustaleń zastosować. UEFA może.
…ale pewna demonstracja.
Mogę to skomentować tak, że WADA korzysta z możliwości apelacji od kar orzeczonych przez federacje sportowe i to jeden z przykładów. Trybunał potwierdził, że to była słuszna apelacja.
Nie da się ukryć, że to są surowe orzeczenia. Ale ja jestem częścią sporów przed Trybunałem i nie chcę ich komentować. Chciałbym, żeby w sprawie Rosji Trybunał potwierdził rekomendację WADA. W obecnym systemie karania za doping WADA jest w takich sprawach niejako sądem pierwszej instancji, a CAS drugiej.
Trybunał mógł orzec od dwóch do ośmiu lat. Orzekł osiem. Ja nie komentuję wyroku.
I tak ma wyglądać karanie za doping. Kiedyś kary wymierzały federacje sportowe i były trochę sędziami we własnych sprawach. Teraz ten proces jest wyprowadzany z federacji do np. paneli dyscyplinarnych w krajowych agencjach antydopingowych. A instancja odwoławcza została przeniesiona do Trybunału Arbitrażowego. I to jest optymalne rozwiązanie. Doping nie ma barw narodowych. Doping jest dopingiem niezależnie od tego, w jakim sporcie się zdarzył. Trzeba jak najbardziej uwolnić orzekających od nacisków. Bo jakieś formy nacisku zawsze się zdarzą. Zdarzają się takie naciski na Polską Agencję Antydopingową, mogą się zdarzyć na mnie jako szefa WADA.
Na mnie nie, wyrzuciłbym za drzwi. Ale zdarzały się jakieś uwagi, że przecież to polski sportowiec, że sytuacja skomplikowana, że nie chciał. Przypadek przypadkowi nierówny. Niezależny proces jest podstawą.
Polska ma teraz pomysł, by na poziomie unijnym zaproponować wprowadzenie takich ostrzeżeń we wszystkich krajach UE. Jest to skomplikowane do przeprowadzenia, bo wchodzimy w wewnętrzne regulacje krajów, ale dla sportowców jest ułatwieniem. Polacy chcą o to powalczyć. Natomiast sportowiec i tak zawsze będzie odpowiedzialny za to, co bierze do ust. W polskim antydopingu od dawna jest infolinia, z której można skorzystać, gdy się ma wątpliwości co do danej substancji. Nie trzeba czekać na ostrzeżenia na opakowaniach. Taka infolinia już bardzo ułatwia życie sportowcowi.
Nie wiem jak to ująć, żeby źle nie zabrzmiało: skomplikowane struktury międzynarodowe świata sportu. I nie mam na myśli managementu WADA, bo mamy świetny zespół ludzi w biurach w Montrealu i gdzie indziej. Uśmiechnięci ludzie, pracowici, z różnych kultur, bo pracuje w WADA około 140 osób, a pochodzą z blisko 50 krajów. Natomiast jest też w systemie antydopingowym i sportowym ta cała warstwa polityki, gry interesów, dyplomacji, dyskusji o personaliach, o tym kto jest od kogo ważniejszy, który kraj powinien mieć kogoś w jakiejś komisji, a który nie powinien. Takiej dziwnej rywalizacji, rozgrywek. Nawet środowiska sportowców są podzielone i ich organizacje rywalizują, kto ma mieć gdzie przedstawiciela. Układanie tych wszystkich klocków, żeby każdy był zadowolony, pożera czas ludzi, którzy chcieliby zrobić coś bardziej konkretnego.
Największym problemem antydopingu jest brak środków. Na innowacje, na śledztwa. Wciąż mamy kraje, w których tak naprawdę nie ma kontroli antydopingowych. Największą siłą WADA jest dziś to, że jesteśmy dobrze poukładani pod względem formalno-prawnym. Mamy mocne narzędzia, dostaliśmy je po reformach wymuszonych przez dopingowy kryzys rosyjski. Wszystko zostało doprecyzowane: każdy kraj naruszający przepisy wie dokładnie, co go za to czeka. Tego wcześniej nie było. Mamy duże możliwości oddziaływania sankcjami, w sensie sportowo-geopolitycznym staliśmy się bardzo silną organizacją. Ale z drugiej strony: jeśli budżet na innowacje jest mniejszy w 2020 niż był w 2007, to coś tu nie gra. Mamy głównego śledczego Güntera Youngera i jego kilkunastu współpracowników, również śledczych. Mamy platformę Speak Up, za pośrednictwem której można zgłaszać doniesienia o dopingu. Mamy całą grupę sygnalistów, bardzo dużo konkretnych, uzasadnionych zgłoszeń o dopingu. Ale nadal mamy za mało środków, żeby podjąć wszystkie tropy. Organizacja, która ma świetnych fachowców, narzędzia, sankcje, ciągle się kręci wokół tych 36, 37, 40 milionów dolarów budżetu. Ciągle musimy balansować na granicy. Ciągle trzeba wybierać: na to, czy na to?
Każde dziesięć, sto tysięcy dolarów np. dla departamentu śledczego to nowi śledczy, kolejne śledztwa, rozpoczynanie nowych wątków, a co dopiero inwestycje w innowacje i naukę. My przecież nie czekamy na setki milionów dolarów. Czekamy jednak na znaczne zwiększenie budżetu.
Widzę dwie drogi. Jedna, to dobrowolne kontrybucje od rządów, niezależne od obowiązkowej składki. Sam tak przez ostatnie lata robiłem, jako minister sportu starałem się wspierać WADA. Polska wpłacała dodatkowe kontrybucje, oprócz standardowej składki. A to w jednym roku 50 tysięcy dolarów, a to w drugim 200 tysięcy. Na działalność śledczą, naukową, na wzmacnianie możliwości antydopingowych w regionie, na budowanie naszej pozycji w Europie. Przekazywała tak pieniądze m.in. Japonia, Australia, Chiny i inne kraje wiodące. Ale to wciąż jest za mało. Szef MKOl Thomas Bach obiecał w swojej mowie podczas kongresu antydopingowego w Katowicach, że ruch olimpijski oferuje WADA dodatkowe 10 milionów dolarów, z tego połowę na zasadzie: każdy dolar za dolara wpłaconego przez rządy. To byłoby potężne wsparcie, bo dziś dostajemy po 18 mln dolarów z hakiem od MKOl i tyle samo ze składek od rządów.
Dostaliśmy milion z Chin, mamy też mniejsze kontrybucje - Polska też trochę wpłaciła.
A skąd, daleka droga.
Tak musi być. Częścią mojej każdej wizyty jest prośba o wsparcie. Każdy może sobie wybrać: czy chce wesprzeć działalność edukacyjną, naukową, śledczą. Tak działa system dobrowolnych składek, że przesyła się je na konkretne cele. Więc będę jeździć i prosić, bo to kwestia odpowiedzialności świata za czysty sport. Tylko o wizyty coraz trudniej w czasie pandemii. Miałem być w ubiegłym tygodniu w Niemczech u ministra Horsta Seehofera. Wizyta oczywiście odwołana.
Mam nadzieję, że w tym roku też odpowie na taką prośbę – każda kwota się liczy. Wystosuję ją do premiera Mateusza Morawieckiego i pani minister sportu Danuty Dmowskiej-Andrzejuk o pieniądze na działalność śledczą. W 2019 roku premier Morawiecki podpisał memorandum z ówczesnym szefem WADA Craigiem Reediem. Polska zgłosiła wtedy chęć bycia liderem działań antydopingowych w naszym regionie Europy Środkowo-Wschodniej. To bardzo cieszy. A druga droga to biznes, sponsorzy sportu. Mamy już cztery pierwsze polskie firmy, które zgłosiły gotowość wpłaty na taki fundusz solidarności, który chcemy założyć.
Dlaczego nie. Zainteresowanie jest. Założenie takiego biznesowego funduszu solidarności to była moja obietnica z kampanii wyborczej i myślę, że w kilkanaście tygodni dopełnimy formalności. To będzie fundacja na prawie szwajcarskim, jak WADA. Mamy już zgodę na jej założenie. Teraz jeszcze listy intencyjne od pierwszych darczyńców. Będzie pewnie kilka poziomów wsparcia, a w zamian różne tytuły partnerskie. Powiedzmy: platynowy, złoty, srebrny, brązowy. Minimalna wpłata to 50 tysięcy franków szwajcarskich, dla poziomu „brąz”. Start funduszu planowaliśmy podczas sympozjum w Lozannie. 17 marca chcieliśmy zrobić konferencję prasową, opowiedzieć o funduszu. Ale sympozjum zostało odwołane. Jest trochę więcej czasu na dopracowanie szczegółów. Chcielibyśmy, żeby w połowie roku fundusz już działał i można było wyjść do partnerów biznesowych. To nie będą pieniądze na śledztwa, tylko na edukację i programy partnerskie.
Nie mogę zdradzać szczegółów, bo prace trwają, ale będziemy zaostrzać kryteria dla krajów, które – delikatnie to ujmując – nie respektują kodeksu antydopingowego. Z lenistwa, z lekceważenia, z nieświadomości. Te kraje łamały przepisy, a nie było ich jak karać, bo trzeba by wtedy pół świata zawiesić. Dziś pracujemy nad takimi mechanizmami, w których łatwiej będzie dobierać kary. Myślę, że w przyszłym roku to już będzie działać. Kraje będą podzielone na cztery kategorie, zależnie od ich potencjału sportowego. Odchodzimy od uznaniowości na rzecz jasnych reguł. Ale na razie mamy rok 2020, rok przed wejściem w życie nowego kodeksu antydopingowego, trzeba wprowadzać zmiany w prawie krajowym, żeby się do niego dostosować. Polska też ma parę poprawek do uwzględnienia.
Trybunał działa tak szybko jak się da, tu nie można nic zarzucić. Wiele takich próśb poodrzucał, inne zaakceptował, takie są reguły. Nam zależy na tym, żeby CAS jak najszybciej zatwierdził nam kryteria dopuszczenia sportowców neutralnych, żeby oni już wiedzieli, jakie są ich obowiązki. Jestem w o tyle niekomfortowej sytuacji, że my jesteśmy w tym sporze od środka i obowiązuje nas tajność. Wszyscy mamy nadzieję, że decyzja zapadnie przed Tokio. I że będzie to decyzja, w której nie ma dowolności interpretacji ani możliwości podważenia. Sankcje WADA są czytelne, uchwalone jednogłośnie.
Tak, może takie częściowe rekomendacje wydać. Wszystko w rękach Trybunału. A sprawa jest bardzo skomplikowana.
W pierwszych tygodniach podróży było dużo. A teraz świat stanął. Zaproszenia czekają, wizyty zostały przełożone. Niemcy, Francja, Egipt, Arabia Saudyjska, Chiny. Rozmowy telefoniczne z ministrami z różnych krajów to nie to samo, ale robimy co się da. Bardzo żałuję sympozjum w Lozannie, bo tam byliśmy też umówieni na dialog ze sportowcami. Mam takie przekonanie, że polityka antydopingowa w sporcie będzie w najbliższych latach absolutnie najważniejsza, że to jest moment żeby działać. A nie można. Najważniejsze, naprawdę, są fundusze. Bez nich nie ruszymy mocno z miejsca. Dziś, po reorganizacji pod wpływem kryzysu rosyjskiego, WADA jest jak limuzyna wyposażona w najnowocześniejsze systemy, np. Interpol bardzo sobie ceni naszych śledczych, ufa im, chętnie współpracuje i my dzięki temu partnerstwu też dużo zyskujemy. Ale wzrost nakładów jest konieczny. Każdy dzień trzymania tej limuzyny w garażu z powodu niewystarczających środków na paliwo to duża strata. Musimy zadać sobie pytanie, po co mamy ten samochód. Dla krótkich przejażdżek, czy żeby wyruszyć w naprawdę długą podróż? Zobaczymy jak rządy, w tym polski, zareagują na nasz apel o wzrost nakładów. Bo pracy jest wiele. Chciałbym m.in. działać w sprawie TUE, wyłączeń terapeutycznych, żeby zdjąć z nich odium furtki dla dopingu. Bo to jest bardzo krzywdzące uproszczenie.
I to jest ważny sygnał i wyzwanie. Trzeba też pokazać wielką wartość TUE, szansę jaką jest dla np. sportowców cukrzyków. Ze sportowcami-astmatykami też nie jest tak prosto, jak się nieżyczliwym wydaje. Będzie w tym roku kolejna konferencja WADA na temat TUE. Chciałbym również zorganizować u nas w kraju dużą konferencję z przedstawicielami służb europejskich, z Interpolem. Posiedzenie komitetu sportowego WADA też ma być w Warszawie. Ale też wszystko jest na razie wstrzymane. Ważna wizyta w USA też została odwołana. Miałem tam mieć spotkanie z kongresmenami, bo jest bardzo blisko uchwalenia tzw. Rodchenkov Act.
WADA generalnie sprzyja tej ustawie, natomiast są w niej też dwa punkty, które budzą duży niepokój w wielu rządach a także w Radzie Europy. Zasada eksterytorialności, czyli łapania winnych poza granicami USA i zasady ochrony sygnalistów.
Chodzi o coś innego: sygnaliści, którym zaufa WADA, gwarantując im pełne bezpieczeństwo, mogą być złapani na podstawie Rodchenkov Act, bo Amerykanie sami będą chcieli ocenić, czy ktoś zasługuje na status chronionego świadka. Nie możemy się na to godzić.
Ale my główne założenia tej ustawę wspieramy, bo ona daje też dużo większe możliwości śledczym USADA. Natomiast te dwie kwestie chcemy wyjaśnić. Nie jako przeciwnicy ustawy, tylko żeby nie było niedomówień. Nie ma dziś np. w ustawie wyłączenia sportowców z zasady eksterytorialności, mimo, że dostaliśmy obietnicę takiej poprawki. Mieli być ścigani uczestnicy dopingowych spisków, ale nie sami sportowcy. Ustawa nie może dawać prawa do działania po kowbojsku. Bo to może się stać amunicją dla innych krajów, które przedstawią swoje dopingowe problemy jako efekt spisku i wielkiej polityki. A ustawa ma bardzo duże szanse w Senacie.
Tak jest. I dostaliśmy od Amerykanów obietnicę, że zostaniemy wysłuchani przed komisją Kongresu. Jeszcze zaproszenia nie dostaliśmy. I obawiamy się, czy to zaproszenie przyjdzie przed uchwaleniem ustawy przez Senat.
Jesteśmy w dialogu.
Rozmawiał Paweł Wilkowicz