Mistrzyni świata i medalistka olimpijska Agnieszka Kobus-Zawojska: Igrzyska zgodnie z planem? MKOl robi dobrą minę do złej gry

- Wydaje mi się, że myśląc, o życiu, a nie o sporcie odpowiedzialną decyzją był powrót do Polski. Ale nie chcę oceniać tych, którzy zostali - mówi w rozmowie ze Sport.pl Agnieszka Kobus-Zawojska. Brązowa medalistka olimpijska oraz mistrzyni świata w wioślarskiej czwórce podwójnej z powodu epidemii koronawirusa przerwała zgupowanie w Portugalii i w niedzielę razem z dużą grupą innych polskich sportowców wróciła do kraju.

Łukasz Jachimiak: W niedzielę razem z wieloma innymi sportowcami wróciła Pani rządowym samolotem z Portugalii. Akcja kwarantanna rozpoczęta?

Agnieszka Kobus-Zawojska: Na lotnisku czekał na mnie samochód podstawiony przez męża. Wszystko mi spakował - rower, ergometr i resztę sprzętu potrzebnego do treningu.

Na Instagramie napisała Pani tak: "Mam ergometr, będę mieć slajdy" - jakie slajdy? Chce Pani sobie coś wyświetlać, żeby na ergometrze mieć widok jak z łódki?

- Nie, slajdy to takie jakby podkładki pod ergometr. Dzięki nim ergometr nie stoi w miejscu, tylko się rusza. Ergometr ustawiony na slajdach odzwierciedla warunki z łódki. W takim wariancie ja siedzę w miejscu i względem mnie przesuwa się ergometr, tak samo jak względem mnie przesuwa się łódka, kiedy płynę po wodzie. Technicznie wygląda to tak, że na linkach są dwie platformy, na to wkłada się ergometr i gotowe. Nagram filmik i pokażę, jak będę w ten sposób trenowała. Takie rozwiązanie pozwala chociaż w minimalnym stopniu poczuć się jak na wodzie. Nie każdy osiłek na slajdach sobie radzi, to jest dobre dla techniki.

Zobacz wideo

Robicie sobie treningi na ergometrach i slajdach całą czwórką?

- Tak, na obozach układamy slajdy na cztery ergometry i jesteśmy połączone. Dzięki temu na lądzie ćwiczymy synchronizację, zgrywamy się przy każdym przyspieszeniu, tak jak na wodzie, gdzie razem musimy wjechać, razem się odepchnąć, razem dodać siły. Jak tylko jedna zrobi coś nie tak, to od razu to się czuje, gubimy rytm, ergometr się stopuje, puka w slajdy i trzeba od początku zaczynać. Dla wioślarzy slajdy to bardzo fajne udogodnienie na zimę.

Ale teraz we cztery nie będziecie trenowały?

- Nie ma opcji. Każda jest u siebie. Każda ma swój ergometr.

I swoje slajdy?

- Nie wiem. Nie każdy ma warunki i slajdy. Ja slajdy pożyczyłam od zaprzyjaźnionego klubu TWDW, sama ich nie posiadam. W mieszkaniu też nie miałabym miejsca aby je rozłożyć. Dlatego okres kwarantanny spędzę w domu rodziców poza Warszawą jest więcej miejsca i ogródek. W obecnym mieszkaniu nie mam nawet balkonu.

Nie myślała Pani o tym, żeby zostać w Portugalii? Część polskich sportowców została.

- Zostało pięć osób,ale moim zdaniem najlepszą decyzją był powrót. Uważam, że nigdzie obywatel nie jest bezpieczniejszy niż w swoim kraju. Straszna jest dla mnie wizja, że coś mi się stanie i muszę być w szpitalu w obcym kraju. To nie do przyjęcia. Głównie ze względu na bliskich, którzy byliby w Polsce, nie mogliby mnie odwiedzić i bardzo by się tym stresowali. Ci którzy wrócą za jakiś czas, też będą musieli przejść w Polsce kwarantannę. A ja już wtedy będę po kwarantannie i chociaż nadal będę unikała skupisk ludzi, to może już będę mogła zejść na trening na wodę. Poza tym w Polsce jest mniej zarażeń koronawirusem niż w Portugalii. I sytuacja Portugalii jest gorsza, bo kraj sąsiaduje z Hiszpanią, czyli w tym momencie jednym z największych ognisk koronawirusa na świecie. Wydaje mi się, że myśląc, o życiu, a nie o sporcie odpowiedzialną decyzją był powrót do Polski. Ale nie chcę oceniać tych, którzy zostali. Każdy ma swoje zdanie.

Na decyzji o pozostaniu w Portugalii mogło zaważyć to, że tam jest ciepło i już można trenować na wodzie?

- Tak. Zostały tam osoby, które nie mają jeszcze olimpijskiej kwalifikacji. W tym dziewczyny, które mają się ścigać z drugą polską osadą o prawo występu na igrzyskach, czyli Weronika Deresz i Jaclyn Stelmaszyk, które rywalizują z Kasią Wełną i z Joanną Dorociak. Są w innej sytuacji niż my. My kwalifikacje już mamy. Dla nich faktycznie może to być lepsze rozwiązanie pod względem sportowym.

Uważa Pani, że igrzyska odbędą się w zaplanowanym, lipcowo-sierpniowym terminie, skoro już poprzekładanych zostało wiele imprez kwalifikacyjnych w przeróżnych dyscyplinach?

- Z Marią Sajdak mieszkałam w Portugalii i dużo o tym rozmawiałyśmy, za każdym razem się nakręcając i dochodząc do wniosku, że nie ma co gdybać, bo to nie pomaga. Ale chociaż staram się nie gdybać, to patrzę jak wygląda sytuacja i myślę, że igrzyska nie odbędą się w planowaym terminie. Słyszałam pomysł, że mogłyby się odbyć bez kibiców. Ale to jest ogromna inwestycja, wielki biznes i nie wierzę w takie rozwiązanie. Oczywiście najważniejszą sprawą musi być bezpieczeństwo. Wierzę, że jeśli nie będzie bezpiecznie, to igrzyska się nie odbędą. Wierzę, że ludzie widzą rzeczy ważniejsze nawet od czteroletniej, wielkiej pracy. Nie wszystko za wszelką cenę. Mam tylko nadzieję, że nie przesuną igrzysk aż o dwa lata. To byłby za długi okres czekania, za dużo mogłoby się przez dwa lata zmienić. Ale niech zostanie zahamowane to, co się teraz dzieje i dopiero rozmawiajmy o igrzyskach.

Igrzyska w roku 2022 wymagałby już całkiem nowych przygotowań?

- Tak, od nowa trzeba by było wszystko wypracowywać. Poza tym jak miałoby to wyglądać? Igrzyska w 2022 roku, w 2023 kwalifikacje olimpijskie i w 2024 roku igrzyska w Paryżu? Strasznie by się wszystko skumulowało. Widziałam, że prawdopodobnie piłkarskie Euro zostanie przeniesione na rok 2021 i może to jest też pomysł dla tokijskich igrzysk. Myślę, że jeżeli o Euro będzie taka decyzja, to i MKOl może pójść podobną drogą. Chociaż ze strony komitetu są zapewnienia, że będzie okej.

Tylko na bazie czego są te zapewnienia?

- No właśnie, to wygląda na dobrą minę do złej gry, to działanie mające uspokoić sportowców.

A gdyby igrzyska miały się odbyć jesienią, na przykład w październiku, jak w 1964 roku, gdy Tokio po raz pierwszy organizowało igrzyska, to miałaby z tym Pani jakiś problem?

- Żadnego. Tylko trener miałby zagwozdkę, jak wszystko rozegrać, jak nas poprowadzić. Ale to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu, więc spokojnie dalibyśmy sobie radę. No dobrze, ja też musiałabym trochę pokombinować, bo zrobiłam rodzicom prezent i kupiłam im bilety i pobyt w Tokio na czas igrzysk. Ale pokombinowałabym i przylecieliby w innym terminie.

Więcej o: