Esport zyska dzięki koronawirusowi? Znakomita oglądalność transmisji na żywo

Pochodzący z Chin koronawirus (SARS-CoV-2) wdarł się do świadomości ludzi na całym świecie. Prewencja przed rozpowszechnieniem zagrożenia o charakterystyce pandemicznej dotyka każdy aspekt naszego życia codziennego. Odwoływane są wszystkie imprezy masowe, godząc tym w między innymi branże kulturową i rozrywkową. Przełożeniu ulegają koncerty, a wstęp do muzeów, kin czy teatrów jest obecnie wspomnieniem przeszłości.

Problem w żadnym wypadku nie ominął sportu. Wydarzenia przyciągające wzrok setek tysięcy widzów z początku odbywały się bez publiczności, czego dowodem jeszcze kilka dni temu były obecnie zawieszone rozgrywki Serie A, pierwszej ligi włoskiej w piłce nożnej. Aktualnie stosowane działania są znacznie bardziej radykalne: wstrzymano NBA, Polska Liga Hokeja została odwołana, a z uwagi na pozytywny wynik badania na COVID-19 u jednego z członków zespołu, z 2020 Formula 1 Australian Grand Prix wycofał się zespół McLaren Racing. Przerwany został także Raw Air, co było jednoznaczne z końcem Pucharu Świata w skokach narciarskich 2019/20. Ciosem dla wszystkich sympatyków piłki nożnej jest zaś zawieszenie bieżących rozgrywek Ligi Mistrzów, które obecnie znajdują się na etapie 1/8 finału. Na ich rozstrzygnięcie przyjdzie nam poczekać przynajmniej kilka długich tygodni.

Wyraźnych komplikacji nie uniknęła rozrywka cyfrowa, kładąc przy tym nacisk na środowisko gier komputerowych i esportu. Choć wspomnianym przyjemnościom zazwyczaj oddajemy się w bezpiecznym zaciszu domostwa, imprezy branżowe skupione wokół stale zyskującego na popularności zjawiska gamingu przyciągają dziesiątki, a jeśli nie setki tysięcy odwiedzających. 

Problem z początku obejmował rejon Azji, gdzie ostatnie miesiące były zdefiniowane walką z zagrożeniem pod postacią nowego koronawirusa. Zawieszono rozgrywki LPL - chińskiej ligi League of Legends, z której wywodzą się ostatnie dwie formacje triumfujące podczas mistrzostw świata. Szczęścia nie mieli także sympatycy LoL-a z Korei Południowej, którzy swoich idoli mogli podziwiać wyłącznie na szklanym ekranie.

IEM w Katowicach odwołano, ale transmisje na żywo były hitem

Z pierwszymi komplikacjami na Starym Kontynencie spotkali się odwiedzający tegoroczny Intel Extreme Masters w Katowicach. Kibice o braku możliwości zajęcia miejsca w trybunach Spodka dowiedzieli się zaledwie na kilkanaście godzin przed otwarciem bram. Jedno z najważniejszych wydarzeń w esportowym kalendarzu odbyło się z pustymi trybunami. Przykra sytuacja podyktowana troską o zdrowie odwiedzających ikoniczną arenę w sercu Śląska pokazała jednak siłę drzemiącą w zjawisku, które dzieje się na przysłowiowej wirtualnej murawie. Transmisje na żywo odnotowały skumulowaną oglądalność przekraczającą milion unikalnych użytkowników na platformach streamingowych w jednej chwili, wykraczając poza wczesne estymacje.

Zjawisko udowodniło, że sport elektroniczny, w przeciwieństwie do swojego klasycznego pierwowzoru, cechuje się pewnego rodzaju elastycznością. Większość meczów nie musi być rozgrywana na największych stadionach świata, lecz z kameralnego studia, bądź zacisza prywatnych mieszkań. I tyczy się to nie tylko rozgrywek amatorskich, lecz nawet najgorętszych spotkań przyciągających setki tysięcy, jeśli nie miliony spojrzeń.

Nic zatem dziwnego, że organizatorzy turniejów o ogromnym prestiżu i dorównującej mu wielkością puli nagród często decydują się na nie wprowadzanie zmian do swojego kalendarza. Przykładów takich praktyk można przedstawić naprawdę wiele: startująca 16 marca faza zasadnicza ESL Pro League, która zgodnie z pierwotnymi zamiarami miała rozegrać się na Malcie, została przeniesiona w całości do Internetu. Pula nagród uwzględniając finały, wynosi 750 tys. dolarów. Podobnie postąpiono z ligą FLASHPOINT, która ze studia Los Angeles również trafiła w pełni na serwer. Tym razem kwota, o którą rywalizuje dwanaście drużyn, jest jeszcze większa: okrągły milion dolarów.

Kryzys szansą dla esportu?

Odpowiednia adaptacja włodarzy największych wydarzeń esportowych może zatem doprowadzić do sytuacji, gdzie kryzys związany z wirusem stanie się momentem, w którym branża nabierze jeszcze większego rozpędu. Przekona do siebie szersze rzesze odbiorców, którzy dotychczas przymykali oko na fakt istnienia wirtualnej rozrywki, de facto spełniającej wszystkie znamiona klasycznego sportu - ogromne emocje, rywalizację i walkę do przysłowiowego ostatniego gwizdka.

O przejściu zjawiska esportu do opinii publicznej świadczy ilość zewnętrznych podmiotów, które nie tylko dostrzegają rywalizację na płaszczyźnie gier komputerowych, lecz także uznają to za miejsce stosownych inwestycji. Idealnym przykładem są bukmacherzy, którzy na stagnacji klasycznych rozgrywek, również wiele mogą stracić. Nic więc dziwnego, że szykują ogrom aktywności dla sympatyków wirtualnej rywalizacji, a co więcej, serwują swoim użytkownikom specjalne usługi.

Esport i dedykowana mu działalność bukmacherska może zatem przez najbliższe tygodnie posłużyć jako wypełnienie braków po klasycznym sporcie. Zaistniałej sytuacji nie należy jednak interpretować jako okienka czasowego do pokazania wyższości gier komputerowych, lecz jako szansę na zaistnienie tego kultowego zjawiska w świadomości globalnego odbiorcy.

Gaming w sieci nie sprowadza się jednak wyłącznie do transmisji z turniejów, czy działań firm bukmacherskich. To także szeroka sieć twórców wszelkiej treści, począwszy od prostych blogów tematycznych, poprzez YouTuberów, indywidualnych streamerów, kończąc na portalach branżowych z wyspecjalizowaną kadrą. Są to środowiska, które przyciągają odbiorców niekiedy na długie godziny, co w dobie obecnej kwarantanny społeczeństwa jest jak najbardziej pozytywną cechą, a także są podatne na współpracę z markami na co dzień nie kojarzonymi z grami komputerowymi.

W przeciągu ostatnich miesięcy współpracę z podmiotami działającymi na płaszczyźnie wspomnianej branży zdecydowało się wiele firm z całkowicie innego sektora gospodarczego. Mogliśmy zatem uświadczyć inwestycje ze strony producentów kosmetyków: Old Spice czy Gillette, a także firm szeroko kojarzonych z usługami bądź produktami spożywczymi: Sprite, Snickers, Coca-Cola, KFC, Allegro czy Knorr.

Czy zatem nawiązanie współpracy przez markę z twórcami internetowymi jest obecnie dobrym posunięciem? Zdecydowanie tak. Z uwagi na wykluczenie imprez masowych, promocja poprzez event jest niemożliwa do zrealizowania. Działający w sieci influencerzy cieszą się za to wzmożoną aktywnością ze strony odbiorców, a ci zaś, zależnie od tworzonej treści, stanowią pełen przekrój społeczeństwa. I to nierzadko z zasobnym portfelem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.